Polacy z People Can Fly powinni być brani za wzór. Oto 7 niezwykłych rzeczy w Outriders
To były święta pod znakiem Outriders. Za sprawą fatalnej pogody za oknem, produkcja studia People Can Fly wyrosła na moją ulubioną wielkanocną rozrywkę. No, przynajmniej wtedy, kiedy działały serwery. Bo choć nie wszystko się udało, polska gra wideo oferuje kilka rewelacyjnych rozwiązań, za które warto pochwalić jej producentów.
Słowem wyjaśnienia, to nie jest pełnoprawna recenzja Outriders. Tę za kilka dni opublikuje mój redakcyjny kolega Piotr Grabiec, koncentrując się zarówno na pozytywnych, jak również negatywnych aspektach rozgrywki. Piotrek weźmie także pod lupę tzw. endgame. Nim jednak do tego dojdzie, chciałbym przedstawić wam listę ciekawych i unikalnych elementów Outriders, które zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Warszawskie studio People Can Fly pozytywnie zaskoczyło w kilku zróżnicowanych obszarach.
Zadania poboczne są unikalne, godne uwagi i nie warto ich pomijać.
W grach typu looter shooter (a za taką uznaję Outriders) poboczne misje i wyzwania bardzo często mają odtwórczy, powtarzalny charakter. Tutaj zbierz dziesięć skór wilków, tam pokonaj falę wrogów. W tytule People Can Fly jest zupełnie inaczej. Zdecydowana większość zadań pobocznych oferuje unikalne scenki filmowe, osobnych bohaterów niezależnych oraz niepowtarzalnych przeciwników do ubicia. Niemal jak w jakieś grze cRPG.
Jestem pod wielkim wrażeniem, jak rozbudowane oraz istotne mogą być zadania poboczne w Outriders. Przykładowo jedna z opcjonalnych misji zapoznaje nas z genezą tego-złego. Głównego szwarccharakteru, z którym stajemy do walki w wielkim finale. Bez wykonania pobocznego zadania, nie poznamy wielu faktów z życia istoty, a także ominiemy filmową scenę z jej udziałem. Dla osób zwracających uwagę na scenariusz i narrację to w zasadzie nie do pomyślenia.
Duża część zadań pobocznych w Outriders mogłaby stanowić część głównego wątku fabularnego. Opcjonalne misje prowadzą nawet do unikalnych, naprawdę dobrze wykonanych lokacji. Są także okazją do ubicia zupełnie nowego przeciwnika, o unikalnym modelu 3D i własnym wpisie do encyklopedii. Dlatego namawiam i apeluję: nie odpuszczajcie zadań pobocznych. Dzięki nim gra jest dłuższa, pełniejsza, ciekawsza oraz bardziej zróżnicowana.
Uniwersum Outriders jest zadziwiająco ciekawe i rozbudowane.
Wiem, wiem - wcale się tak nie wydaje. Na pierwszy rzut oka tzw. lore Outriders jest do bólu sztampowe. Oto bowiem kosmiczni koloniści ze zniszczonej Ziemi docierają do obcej planety, na której chcą żyć długo i szczęśliwie. Obiecany raj okazuje się jednak piekielnym zagrożeniem. Populacja pół miliona kolonistów spada do kilkudziesięciu tysięcy zwaśnionych, skaczących sobie do gardeł ludzi. Ich szeregi są trzebione głodem, chorobami, atakami mutantów oraz groźnymi anomaliami pogodowymi.
Nuuuuuuda.
Po ponad 30 godzinach w świecie gry okazuje się, że People Can Fly stworzyło naprawdę ciekawe, rozbudowane uniwersum. Scenarzyści wypełnili karty 30 lat niebezpiecznego kolonializmu wojnami, przełomami technologicznymi, chorobami i plagami, budowaniem osad, zmianami władzy, politycznymi rozgrywkami oraz personalnymi dramatami. Świat Outriders wypełniony jest kluczowymi postaciami niezależnymi. Część z nich spotykamy twarzą w twarz. O części możemy wyłącznie przeczytać.
No właśnie - czytanie. Aby docenić uniwersum Outriders, warto poświęcić chwilę na lekturę znajdywanych dokumentów, listów i raportów. Bez ich uwzględnienia polska produkcja traci dodatkową głębię świata. Grając pospiesznie, biegnąc przez główny wątek fabularny na możliwie najniższym poziomie trudności, tytuł faktycznie może się nam wydać jednowymiarowy, banalny i nieciekawy. Sam miałem takie wrażenie po przejściu demo. Z Outriders jest trochę jak w Resident Evil - dopiero ze znalezionych dokumentów wyłania się szerszy, ciekawszy i bardziej zróżnicowany obraz świata.
Skalowany poziom trudności sprawia, że Outriders jest dla każdego.
Kluczowym elementem Outriders są poziomy świata - world tiers - przypominające poziomy udręki z serii Diablo. Wyższy world tier to większe wyzwanie, ale także szansa na częstsze nagrody oraz potężniejsze bronie i pancerze. Dzięki takiemu systemowi gracze podejmujący ryzyko mogą liczyć na lepsze fanty. Jeśli jednak nie chcemy się wysilać, gra nas do tego nie zmusi. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby przejść Outriders na pierwszym poziomie, chcąc jak najszybciej zobaczyć napisy końcowe.
Jestem graczem preferującym wyzwanie. Dlatego zawsze gram na maksymalnym dostępnym poziomie świata. Przez to do kilku walk musiałem podchodzić kilkukrotnie, a także prosić o pomoc znajomych w co-op. Rozgrywka powyżej world tier 10 staje się bardziej satysfakcjonująca, zmuszając do częstszej zmiany umiejętności, pancerzy, cech klasowych i modyfikatorów. Znajomy z innej redakcji przebiegł przez całą grę na trzecim poziomie świata. Skoro tak woli, jego sprawa. Gdy pojawiłem się w jego rozgrywce, zabijałem przeciwników jednym pociskiem… z broni maszynowej.
Dzięki obecności world tiers każdy gracz może dostosować rozgrywkę do własnych umiejętności oraz preferencji. Do tego osoby stawiające na wyzwanie są lepiej i częściej nagradzane. To sensowne, sprawiedliwe i bardzo elastyczne rozwiązanie.
Poziomy world tier można stracić i to jest cudowne.
Świetnym dopełnieniem mechaniki poziomów świata w Outriders jest możliwość ich utraty. Jeśli będziemy notorycznie ginąć w trakcie tego samego starcia, pasek postępu otwierający dostęp do wyższego world tier zacznie się skracać. Z każdą kolejną porażką o coraz dłuższy fragment. W ten sposób gra daje nam jasno do zrozumienia, że najwyższy czas obniżyć poziom albo dokonać drastycznych zmian w ekwipunku i umiejętnościach.
Utrata całego poziomu świata bywa bolesna. Stanowi za to świetne urozmaicenie zasady dominującej w Outriders: wyższe ryzyko, wyższa wygrana. Widmo regresu sprawia, że gracze częściej eksperymentują z wyposażeniem, sekwencjami umiejętności i drzewkami cech. No i tak to powinno działać, bowiem polska gra celowo pozwala resetować cechy i przebierać między umiejętnościami, aby dostosowywać awatara do aktualnego wyzwania. Kompletnie inny zestaw skilli będzie przydatny do walki ze zbrojnym oddziałem wroga, inny do starcia z potężną bestią.
Outriders oferuje unikalne podejście do leczenia.
Wcześniej wspomniana zasada wyższe ryzyko, wyższa wygrana rozciąga się na wiele zróżnicowanych aspektów rozgrywki. Jednym z nich jest leczenie postaci. W przeciwieństwie do takich looter shooterów jak Destiny, w Outriders nie wystarczy schować się za bezpieczną odsłoną, aby zregenerować pasek życia. W grze Polaków zdrowie odzyskujemy głównie za sprawą działań ofensywnych. Im zacieklej walczymy, tym więcej HP wraca na nasze konto. Brzmi nietypowo, świetnie sprawdza się w praktyce.
Outriders zmusza do ryzykowania. Gdy pasek życia naszego awatara jarzy się groźną czerwienią, gracz ma odruchowo ochotę schować się za murem i odczekać kilka(naście) sekund. Zamiast tego powinien skorzystać z umiejętności specjalnej, atakując wrogów huraganem ognia, wyładowaniami elektrycznymi czy falą sejsmiczną. Z zadawaniem obrażeń i uśmiercaniem wrogów powiązana jest bowiem regeneracja życia, różna w zależności od wybranej klasy, cech czy ekwipunku.
Produkcja People Can Fly stawia na ofensywną, agresywną rozgrywkę. Coś takiego jak taktyczne wycofanie w zasadzie nie istnieje, ponieważ wrogowie bardzo szybko dopadają do postaci gracza. Nie tylko bestie, ale nawet przeciwnicy walczący na dystans - wszyscy poza snajperami lubią mieć nas w zasięgu kilkunastu metrów. Jeśli się od nich oddalimy, puszczają się w pogoń. Gra nie chce, abyś złapał oddech. Abyś marnował czas na apteczki i opatrunki. Masz walczyć, masz miotać umiejętnościami, masz być agresywny i bezwzględny. Wtedy nie musisz się matrwić o coś takiego jak pasek zdrowia.
Cross-play powinien być standardem w każdej grze looter shooter.
People Can Fly wyznacza swoją grą pozytywny przykład, który powinien być standardem dla innych producentów looter shooterów. Outriders już na premierę oferuje posiadaczom rozgrywkę ze wsparciem cross-play między rozmaitymi konsolami. To niezwykle ważne, biorąc pod uwagę kooperacyjny charakter tej produkcji.
W Outriders gram na PlayStation 5. Mój kolega wybrał jednak wersję dla Xboksa Series dostępną bez dodatkowych opłat w ramach abonamentu Game Pass. Tytuł przechodzimy wspólnie, bez skrępowania ograniczeniami wynikającymi z platformy podłączonej do telewizora. Do pełni szczęścia brakuje jednak czatu głosowego bezpośrednio w grze, umożliwiającego wygodną komunikację. Pewnym rozwiązaniem jest Discord, ale tutaj konieczne jest posiadanie słuchawek wspierających odtwarzanie dwóch źródeł dźwięku jednocześnie.
Outriders po prostu ma to coś pod spustem giwery.
People Can Fly to studio, które wymianę ognia ma zapisaną w swoim twórczym DNA. Producenci z Warszawy szlifowali umiejętności na takich tytułach jak Painkiller, Gears of War czy Bulletstorm. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że strzelanie w Outriders to jeden z najlepszych elementów tej gry. Od samego uczucia wystrzału po reakcje przeciwników na ołów, doświadczenie jest bardzo przyjemne. To wciąż nie ten sam boski poziom co w Destiny, ale PCF zdecydowanie wie, jak sprawić, aby rozgrywka była satysfakcjonująca.