STOP. Tych sprzętów Apple'a nie kupuj
Jeśli właśnie przeglądasz sklep Apple’a w poszukiwaniu nowego gadżetu lub narzędzia pracy - zwolnij i przemyśl to. Jest kilka produktów, których w tym momencie definitywnie nie warto kupić.
Późna wiosna i lato to najgorszy moment na kupowanie wielu sprzętów Apple’a, z bardzo prostego powodu. To okres tuż po zwyczajowej wiosennej konferencji z nowymi produktami i tuż przed jesiennym wysypem nowości. W tym roku okres od maja do sierpnia będzie tym gorszy, iż na premierowym horyzoncie majaczy odświeżenie większości produktów Apple’a.
Niektóre sprzęty Giganta z Cupertino - jak iPhone 12 czy Apple Watch Series 6 - nadal można polecać z czystym sumieniem, bo ich następcy prawdopodobnie nie wniosą nic rewolucyjnego. Inne z kolei są albo nieopłacalne, albo zaraz doczekają się znaczących usprawnień.
Nie kupuj starego iMaca.
Największą wtopą, jaką można w tej chwili zaliczyć, kupując sprzęt Apple’a, jest zakup iMaca z procesorem Intela.
Dopiero co zobaczyliśmy 24-calowy komputer „dla mas”, wyposażony w nowy czip M1. Jesienią zobaczymy zaś większą, prawdopodobnie 32-calową odmianę z nowym, jeszcze szybszym układem scalonym, lepszym ekranem i nowym designem.
Kupno obecnie dostępnego iMaca 27” to nic innego jak przepalanie pieniędzy, bo wydając blisko 10 tys. zł na jakkolwiek sensowną konfigurację kupujemy maszynę:
a) z przestarzałym designem (nie tylko wizualnym, ale także termicznym),
b) z architekturą, którą Apple do 2022 r. planuje całkowicie porzucić,
c) o niższej wydajności niż choćby najtańszy nowy iMac 24.
Jeśli koniecznie, ale to absolutnie koniecznie chcesz mieć komputer od Apple’a z dużym ekranem już teraz, już dziś, to lepiej (i potencjalnie taniej) będzie kupić Maca Mini z czipem M1 i dokupić do niego monitor.
I błagam, przez wzgląd na rozum i godność człowieka… nie kupuj najtańszego iMaca 21,5”, który z jakiegoś kuriozalnego powodu pozostał w ofercie Apple’a. 5,5 tys. za maszynę z dwurdzeniowym Intel Core i5, 8 GB RAM, 256 GB SSD i ekranem FullHD? Serio, Apple? Serio?
Nie kupuj MacBooka Pro 16.
Trzymając się komputerów Apple’a - nie kupuj też MacBooka Pro 16, chyba że używanego, za bardzo rozsądną cenę. W innym przypadku jest to kompletnie bez sensu.
Przede wszystkim - jak go kupisz, zostaniesz z nim do śmierci. Nie pytaj, skąd wiem.
Po drugie, mniejszy i tańszy MacBook Pro 13 z czipem M1 już dziś dorównuje, a miejscami nawet przebija 16-calowego MacBooka Pro pod względem wydajności. I jednocześnie bije go na głowę pod względem czasu pracy i kultury pracy.
Po trzecie, MacBook Pro 16 z Apple Silicon zadebiutuje już jesienią, więc jeśli koniecznie potrzebujesz laptopa z dużym ekranem, zdecydowanie warto się wstrzymać.
Nie kupuj słuchawek Apple AirPods.
Mówię oczywiście o „tanich” AirPodsach, o kształcie końcówek do szczoteczki elektrycznej i pozbawionych ANC. Spodziewaliśmy się zobaczyć ich nową generację podczas wiosennej konferencji Apple’a, ale tak się nie stał. Zapewne ze względu na trapiące cały świat elektroniki użytkowej problemy z czipami.
Nie sądzę jednak, byśmy musieli czekać do jesieni na ich debiut - Apple równie dobrze może wprowadzić je do sprzedaży znacznie szybciej i ogłosić to w formie informacji prasowej, jak stało się w przypadku AirPods Max. Przede wszystkim warto więc czekać, bo lada dzień możemy zobaczyć nową odsłonę AirPodsów o nowym kształcie i wyższej jakości.
Na ten moment „zwykłe” AirPodsy nie mają absolutnie nic do zaoferowania na tle konkurencyjnych słuchawek. Wypadają też bardzo blado na tle AirPods Pro, które mają bardziej komfortowy kształt i oferują redukcję hałasu.
Jeśli musisz kupić słuchawki Apple AirPods, definitywnie warto dopłacić do wersji Pro i definitywnie nie warto dopłacać do wersji z bezprzewodowo ładowanym etui. I zdecydowanie lepiej dokonać zakupu poza oficjalnym sklepem Apple’a. Na Apple.pl AirPodsy kosztują 800/1000 zł. AirPods Pro zaś 1250 zł.
Z kolei w autoryzowanych sklepach partnerów możemy kupić zwykłe AirPodsy nawet za 600 zł, a AirPods Pro za 1000 zł. Bardzo często zdarzają się też promocje, w których AirPods Pro kosztują nieco ponad 800 zł.
Nie kupuj iPada Air.
To może dyskusyjne, ale osobiście uważam, iż w obecnej sytuacji istnienie iPada Air w portfolio Apple’a nie ma najmniejszego sensu. Jeszcze do zeszłego tygodnia można było mówić, że to taki „iPad Pro dla ubogich”, bo oferował niemal 1:1 to samo, co 11-calowy iPad Pro, a kosztował od niego znacznie mniej. Dopłata do Pro nie była uzasadniona.
Teraz jednak głupotą jest nie dopłacić do Pro. Już tłumaczę.
W podstawowej wersji iPad Air ma raptem 64 GB miejsca na dane. Tutaj faktycznie jest dość opłacalny, bo kosztuje 2899 zł, ale… czy 64 GB w tablecie o takich możliwościach komukolwiek wystarczy? Szczerze wątpię. Jednak chcąc rozszerzyć ilość dostępnego miejsca, musimy zapłacić 3699 zł za 256 GB. To z kolei więcej, niż realnie potrzebne większości użytkowników, a cena niebezpiecznie zbliża nas do nowego iPada Pro, który… kosztuje 200 zł więcej, a jest lepszy pod każdym względem. Prócz pamięci oczywiście, ale 128 GB każdemu powinno wystarczyć.
Apple wyposażył bowiem swoje „pro” tablety w czip M1, taki jak w MacBookach, Macu Mini i iMacu 24. To znacznie szybszy układ, niż A14 w iPadzie Air. W bazowej wersji ma też 8 GB RAM-u, podczas gdy iPad Air ma go tylko 4 GB.
Specyfikacja nie jest jednak aż tak ważna jak to, co prawdopodobnie stanie się za kilka miesięcy. Skoro Apple wyposażył iPady Pro w czip M1, to tylko kwestią czasu jest, aż na profesjonalne iPady trafią profesjonalne aplikacje, takie jak Final Cut Pro, Logic czy Xcode. Kto wie, niektórzy eksperci sugerują nawet, iż może dojść do pełnej unifikacji iPadOS z macOS albo funkcji dual-boot tych systemów na iPadach Pro. Niezależnie od tego, który z powyższych scenariuszy się ziści, tylko iPad Pro otrzyma te nowości, nie iPad Air.
A to znaczy, że wydając niemal te same pieniądze możemy mieć albo bardzo drogą maszynkę do oglądania seriali na Netfliksie, albo potencjalnie potężne i mobilne narzędzie pracy w formie tabletu.
Wybór należy do ciebie.
Oczywiście kimże jesteśmy, by czegokolwiek zabraniać i nakazywać. Jeśli bardzo chcesz kupić dowolny z powyższych produktów - kupuj śmiało. Sprzęt Apple’a ma to do siebie, że nawet kupując używaną, kilkuletnią maszynę trudno być niezadowolonym. Na dobrą sprawę żadnemu z powyższych sprzętów nic też nie dolega (prócz iMaca 21,5”, który jest dramatycznie przestarzały). Jeśli więc kupisz któreś z wyżej wymienionych sprzętów, prawdopodobnie będziesz zadowolony, ale wstrzymując się, możesz być… bardziej zadowolony. I cieszyć się z zakupu przez znacznie dłuższy czas niż wybierając produkty, które albo są nieopłacalne, albo lada dzień zostaną zastąpione przez nowszy, lepszy model.