Poprawianie Wi-Fi nie tylko dla orłów, czyli co potrafi access point
Ja, żona, dzieci, goście, nawet samochód – wszyscy potrzebujemy dostępu do szybkiego internetu. I niekoniecznie tylko tam, gdzie stoi router Wi-Fi.
Wiem, to już truizm, ale COVID namieszał w życiu każdego z nas. Namieszał nawet w tym, jak używa się w domu internetu. Praca - zdalna, nauka - zdalna, wszyscy w domu potrzebujemy szybkiego neta przez większą część dnia. A Wi-Fi działa tym lepiej, im bliżej routera się przebywa – w przeciwległym końcu mieszania czuć różnicę.
Zasięg sieci bezprzewodowej na telefonach dzieci w ich pokojach spada z trzech do jednej kreski (wiem, że to nie najbardziej profesjonalne określenie, ale właśnie na to narzekają), a bywało, że podczas lekcji, obraz na ekranie komputera córki zaczynał się zacinać i musiała dopytywać co ją ominęło. W efekcie przychodziła z komputerem do salonu, gdzie na swoim laptopie pracowała już żona. Raz było tak, że córka miała lekcje zdalne, żona spotkanie z zespołem na Cisco Webex, ja w sypialni obok telekonferencję, a w tym czasie syn wołał ze swojego pokoju, że wiesza mu się Youtube. Ale jak to, w czasie lekcji? Ja ci chłopie dam YouTube!
Problem zasięgu, a przy okazji i Youtube'a w czasie lekcji, pomógł mi rozwiązać access point
Na początku zaznaczę – nie skończyłem informatyki, nie mam doświadczenia w zarządzaniu sieciami, nie znam się na konfigurowaniu jej poszczególnych elementów. Nie mam nawet sąsiada-komputerowca, który mógłby pomóc mi skonfigurować co trzeba. Potrzebowałem czegoś co włączę, podepnę do prądu i zostanę bohaterem domu.
Ale co to jest ten access point?
Access point, czyli po naszemu punkt dostępowy, to urządzenie, które zwiększa zasięg sieci bezprzewodowej w domu. Po podłączeniu go do domowego źródła internetu, otrzymujemy dodatkowy punkt, który może rozsiewać sieć Wi-Fi w części mieszkania, do której nasz router nie sięgał. A co więcej, pozwala on też na tworzenie kolejnych sieci Wi-Fi, o wybranej charakterystyce – np. bez dostępu do określonych zasobów, z których korzystają domownicy. A jak dobrze wybierzemy, to będziemy mogli nawet decydować o tym, z jakich zasobów internetu można dzięki niemu korzystać (a z jakich wręcz przeciwnie).
Ja pierwszą przygodę z access pointami zacząłem od urządzenia Meraki Go
To produkt firmy Cisco, chyba jednego z największych na świecie dostawców usług sieciowych. Access point Meraki Go to takie niepozorne urządzenie, które podłącza się do sieci za pomocą złącza Ethernet. Tzn. tak podłącza się pierwsze, o ile nie ma się routera / bramy bezpieczeństwa z tej samej rodziny sprzętów, ale o tym później.
W pudełku oprócz samego punktu dostępowego znalazłem jeszcze przewód internetowy, zasilacz oraz wkręty, z pomocą których mógłbym powiesić urządzenie na ścianie. Zdziwił mnie brak instrukcji obsługi, która prowadziłaby przez proces konfiguracji urządzenia. W ulotce znalazłem 3 rysunki pokazujące co zrobić z dołączonymi przewodami oraz polecenie, by zacząć od strony merakigo.com/starthere.
Stamtąd zostałem przerzucony do App Store'a, z którego pobrałem aplikację Meraki Go
Odtąd to właśnie ona prowadziła mnie za rękę. Najpierw dostałem polecenie stworzenia konta Meraki Go i zeskanowania kodu QR urządzenia w aplikacji, potem podłączenia do posiadanego routera i stworzenia nowej sieci Wi-Fi. Trwało to dosłownie kilka minut i nie wymagało ode mnie zbyt wiele – access point stanął w pokoju córki i dzieciaki od razu mogły korzystać z pełni możliwości, jaką zapewnia nasz domowy internet, bez konieczności rozkładania się ze sprzętem w salonie.
A ja przy okazji dostałem przydatne narzędzia do obsługi tej sieci
Zyskałem np. możliwość blokowania określonych adresów www. Dzięki temu nie ma szans, by w czasie zajęć dzieciaki wylądowały na Fejsie, Youtubie, czy jakiejkolwiek innej stronie, która mogłaby podczas godzin lekcyjnych odciągnąć je od nauki. Mam też dostęp do informacji o tym, do jakich celów wykorzystują internet. I co równie ważne, Meraki Go pozwoliło na stworzenie kolejnych sieci Wi-Fi, np. takich do udostępnienia gościom, bez ryzyka, że np. trafią na nasz rodzinny dysk sieciowy, bo go w tej sieci po prostu nie ma. To wszystko było tak niewiarygodnie łatwe, że to temat na osobny artykuł.
W całym tym projekcie, który zrobił ze mnie bohatera domu, popełniłem jeden błąd: użyłem tylko jednego access point’a. Dodanie kolejnego, pozwoliłoby mi na stworzenie jednej sieci typu mesh w całym mieszkaniu, a smartfony i laptopy przeskakiwałyby między urządzeniami w zależności od tego, który byłby akurat bliżej i zapewniał lepszy sygnał.
Zabawa z pierwszym punktem dostępowym tak zaostrzyła mój apetyt, że postanowiłem to naprawić. Przy okazji sprawdzę jeszcze, jak taki zestaw działa w połączeniu z bramą bezpieczeństwa i czy pozwoli mi poprawić jakość połączenia na wsi, w starym domu z grubymi, niemieckimi murami, w miejscu, w którym prędkość internetu nie przekracza 15 Mb/s. Gdyby udało się rozsiać szerzej sygnał Wi-Fi i przy okazji dzwonić wygodnie korzystając z funkcji Wi-Fi calling – to byłoby coś!
Tekst powstał we współpracy z Cisco.