REKLAMA

Mój pierwszy laptop ważył 3 kg i wył jak wściekły. A jaki był twój pierwszy?

Pamiętasz swój pierwszy laptop? Takie pytanie mignęło mi gdzieś na Facebooku i momentalnie zalała mnie fala technologicznej nostalgii.

03.12.2020 08.00
Jaki laptop do 1500 zł?
REKLAMA

Bardzo dobrze pamiętam swój pierwszy laptop, bo własny komputer przenośny dostałem dość późno - gdy miałem niemal 17 lat. Uprzednio korzystałem wyłącznie z komputera stacjonarnego, współdzielonego z rodzicami, ale wyjazd do szkoły z internatem wymusił zakup urządzenia, które mógłbym zabierać ze sobą w podróż między domem, a szkołą.

REKLAMA

W tamtym czasie nieszczególnie interesowały mnie technologie; wiedziałem tyle, ile musiałem wiedzieć, co najwyżej pilnowałem parametrów karty graficznej, by móc grać w gry poza domem. Z perspektywy lat wybór pierwszego laptopa muszę jednak uznać za względnie udany.

Moim pierwszym laptopem był Asus M50VC.

Cóż to była za maszyna! Jak na tamte czasy (rok 2008) Asusy z serii M prezentowały się nietuzinkowo, zwłaszcza na tle nudnych i smutnych produktów Della czy HP, które ówcześnie dominowały rynek. Asus M50VC momentalnie przykuł moją uwagę wyraźnie odciętymi od reszty obudowy głośnikami, fizycznymi przyciskami pod ekranem i touchpadem, który mógł jednocześnie pełnić rolę kontrolera multimediów.

 class="wp-image-1514891"

Jeśli chodzi o specyfikację, to jak na tamte czasy była znośna, choć dziś wzbudza co najwyżej uśmiech pełen politowania. Sercem laptopa był dwurdzeniowy procesor Intel Core 2 Duo T5800 o taktowaniu 2.0 GHz, wspierany przez zawrotne 3 GB RAM-u DDR2, a miejsca na dane miałem całe 320 GB, oczywiście na talerzowym dysku HDD 5400 RPM (do dziś pamiętam, że wył jak zażynane prosię pod czas kopiowania plików). Za przetwarzanie grafiki odpowiadał zaś układ Nvidia GeForce 9300M o bardzo przeciętnej wydajności, ale wystarczający do pogrania w większość nowych gier na średnich detalach. Wszystko to oczywiście pod kontrolą Windowsa Visty, którego chyba wspominam cieplej, niż faktycznie na to zasługiwał. W tamtych czasach jednak bardzo mi się podobała jego estetyka. Jak widać, człowiek całe życie się uczy.

Ciekawa była też obudowa. To monstrum ważyło prawie 3 kg i miało ponad 4 cm grubości. Oferowało za to pełen przekrój portów - od USB, przez HDMI i VGA, po Firewire, ExpressCard, aż po (oczywiście) napęd CD-RW. Z przodu był nawet port podczerwieni, zaś umieszczona nad ekranem kamerka o rozdzielczości 1,3 Mpix była obracana, by można było ją nachylić pod różnymi kątami.

 class="wp-image-1514885"

Ekran z kolei… był. Tyle można z perspektywy czasu można napisać o 15,4-calowym panelu TN, z którego śmialiśmy się, że ma „wbudowany filtr prywatności”. Jeśli ktoś w internacie chciał podejrzeć, co na nim robię, musiał stać dokładnie za mną, inaczej niczego nie było widać. Wyświetlacz miał zawrotną rozdzielczość 1280 x 800 px, kolory sprane jak stara koszulka i smużył niemiłosiernie podczas grania.

Uwielbiałem za to klawiaturę i wspomniany wcześniej gładzik. Klawiatura nie była wyspowa, to jeszcze nie te czasy, ale pisało mi się na niej fenomenalnie. Miała doskonały skok, stawiała należyty opór i bardzo łatwo było trafić w klawisze podczas pisania bezwzrokowego, którego w 2008 r. dopiero się uczyłem.

 class="wp-image-1514897"

Gładzik zaś wyprzedzał swoje czasy o dekadę. I nie jest to eufemizm - do pomysłu, by płytka dotykowa miała wiele funkcji Asus wrócił blisko dekadę później, rozwijając koncepcję aż do zamiany gładzika na dodatkowy ekran. W moim M50VC przy użyciu płytki dotykowej można było sterować multimediami, z czego korzystałem notorycznie, bo… prawdę mówiąc, tylko do tego ów gładzik się nadawał. Był za mały, żeby wygodnie kłaść na nim palce i zbyt szorstki, by płynnie na nim pracować. Korzystałem z niego wyłącznie w pociągu, gdy nie było jak podłączyć myszki. Na co dzień każdego dnia wpinałem do niego kultową myszkę Logitech MX518 (która swoją drogą do dziś działa i niejeden raz uratowała mi skórę podczas niespodziewanej awarii komputerów, gdy potrzeba było myszki z przewodem).

O głośnikach lepiej nie wspominać, bo pomimo wyraźnego zaznaczenia w obudowie i dumnego logotypu „Altec Lansing”, lansować się na nie nie dało. Grały dramatycznie źle. Niestety mój egzemplarz nie był wyposażony w czytnik linii papilarnych, ale można było kupić wariant, który miał taki gadżet.

 class="wp-image-1514888"

Czas pracy na jednym ładowaniu trzeba było mierzyć raczej w minutach niż godzinach, choć pamiętam, że raz udało się na nim obejrzeć reżyserską wersję Drużyny Pierścienia bez ładowania. Grzał się też przy tym tak intensywnie, że już rok od zakupu laptopa dokupiłem do niego podkładkę chłodzącą.

Mimo tego dość ciepło wspominam ten komputer. Posłużył mi niemal cztery lata i zniósł naprawdę wiele: przez trzy lata jeździł ze mną ponad 200 km w jedną stronę do szkoły z internatem, a potem przetrwał intensywne pisanie wypracowań na pierwszym roku studiów. Ani razu nie był w serwisie.

Rozstałem się z tym laptopem w 2012 r., gdy kupiłem sobie pierwszego Thinkpada. Sam Asus M50VC pozostał jednak w domu moich rodziców, gdzie okazjonalnie korzystała z niego moja mama. Ostatecznie poddał się dopiero rok temu - 11 lat od zakupu umarła płyta główna, a wraz z nią cały komputer, którego nie ma najmniejszego sensu naprawiać.

 class="wp-image-1514894"

Patrzę na mój obecny komputer i aż trudno uwierzyć, że tak gigantyczny przeskok technologiczny dokonał się na przestrzeni 12 lat.

Dziś pracuję na 16-calowym MacBooku Pro, o wydajności, jaką 12 lat temu osiągały co najwyżej super-wydajne stacje robocze w wielkich studiach produkcyjnych, zajmujące całą szafę serwerową i kosztujące dziesiątki tysięcy złotych. Mam w nim ekran o rozdzielczości wyższej niż rozdzielczość najdroższego telewizora plazmowego sprzedawanego w 2008 r.. A wszystko to w opakowaniu dwukrotnie smuklejszym i o połowę lżejszym od pierwszego laptopa, jakiego posiadałem.

REKLAMA

Entuzjaści nowych technologii (z opisującymi je dziennikarzami na czele) często ostatnio popadają w dziaderski nastrój i narzekają, jak to z roku na rok nic się nie zmienia, branża stoi w miejscu, i w ogóle wszystko marność. Tymczasem wystarczy nieco poszerzyć horyzont czasowy spojrzenia wstecz, by dojrzeć, że progres jaki się dokonał w elektronice użytkowej, jest naprawdę niesamowity.

A ty? Pamiętasz swój pierwszy laptop?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA