Zyskuje przy bliższym poznaniu. iPhone 12 po tygodniu - recenzja
Spędziłem z iPhone’em 12 tydzień i to wystarczyło, by zmienić zdanie na jego temat. W przeciwieństwie do jego bezpośrednich poprzedników, czyli iPhone’a 11 i iPhone’a XR, tegoroczny bazowy model telefonu Apple’a mogę polecić z czystym sumieniem.
Nowych telefonów Apple’a nie da się oceniać w próżni. Producent przez lata twierdził, że tylko on wie, co jest dla nas najlepsze i przez długi czas sprzedawał tylko jeden smartfon. Z biegiem lat dostaliśmy jednak wybór — i to nie tylko za sprawą pozostawienia w portfolio starszych modeli. Doszło do tego, że firma pokazała na jesieni 2020 r. aż cztery telefony, którymi są iPhone 12, iPhone 12 mini, iPhone 12 Pro oraz iPhone 12 Pro Max.
Czytaj też:
Zaraz po tegorocznej prezentacji miałem zresztą spory zgryz, którego z nowych iPhone’ów kupić. Przed samą konferencją byłem w zasadzie pewien, że w mojej kieszeni wyląduje w tym roku iPhone 12 Pro, ale teraz rozważam… iPhone’a 12 mini oraz iPhone’a 12 Pro Max, które pojawią się dopiero w listopadzie (ze wskazaniem na tego ostatniego ze względu na aparat). Co ciekawe, bazowego iPhone’a 12, którego testuję, nie brałem pod uwagę wcale.
Cały czas patrzyłem na iPhone’a 12 przez pryzmat iPhone’a 11 oraz iPhone’a XR, a to duży błąd.
Podchodziłem do nowego podstawowego telefonu firmy z Cupertino sceptycznie, ale nie bez powodu. Jestem też pewien, że wiele osób będzie na niego patrzyło podobnie, gdyż protoplastą iPhone’a 12 jest iPhone XR, czyli taki dodatkowy model, który debiutował już po topowym iPhonie XS. Za jego pomocą firma z Cupertino chciała zagospodarować tę średnią półkę cenową czymś świeżym, a ten nietypowy telefon okazał się ogromnym sukcesem.
Rok później Apple poszedł za ciosem, ale zmodyfikował strategię. Podczas gdy iPhone XR był bonusowym modelem, jego następca, kosztujący jeszcze mniej, stał się tym podstawowym telefonem w ofercie, gdy iPhone 11 Pro zastąpił iPhone’a XS. Na pierwszy rzut oka wyglądało tak, jakby ten zwykłyiPhone 11 potaniał względem poprzednika, ale firma znów poszła na kompromisy: ekran LCD zamiast OLED-a, grubsze ramki, brak obiektywu telephoto itp.
iPhone 12 nie powiela błędów poprzedników i wiele zyskuje przy bliższym poznaniu.
Nowy model w bazowej wersji kosztuje co prawda nieco więcej (4199 zł), niż kosztowały w chwili debiutu iPhone 11 (3599 zł) oraz iPhone XR (3749 zł), ale nadal jest tańszy od iPhone’a 12 Pro (wycenionego na 5199 zł). Tym razem jednak kompromisów, z których wynika niższa aż o 1000 zł cena, nie widać już na pierwszy rzut oka — zarówno po zerknięciu w specyfikację poszczególnych modeli, jak i po wzięciu ich do ręki.
Tym razem ten bazowy iPhone 12 ma identyczne wymiary, co iPhone 12 Pro i pasują na nie te same case’y. Jego gabaryty to dokładnie 146,7 x 71,5 x 7,4 mm przy wadze 164 g. Tegoroczny podstawowy model jest tym samym zarówno mniejszy, jak i lżejszy od iPhone’a 11, który mierzył 150,9 x 75,7 x 8,3 mm i ważył 194 g. Udało się to osiągnąć przy zachowaniu ekranu o takich samych wymiarach (6,1-calowa przekątna, proporcje 19,5:9).
Było to możliwe za sprawą zmniejszenia grubości ramek dookoła wyświetlacza, które w iPhonie 12 i iPhonie 12 Pro są takie same.
Już nie widać na pierwszy rzut oka, który z telefonów jest tańszy, a który droższy. Klienci, którzy kręcili nosem na iPhone’a XR oraz iPhone’a 11, bo od razu było wiadomo, że mamy do czynienia z produktem z tej niższej półki cenowej, będą zadowoleni — ale to nie koniec. Dla konsumentów ceniących nie tylko wygląd, ale też, a może wręcz bardziej parametry, również mamy dobrą wiadomość: iPhone 12 ma panel typu OLED, a nie LCD.
Ekran nazywany Super Retina XDR OLED z iPhone’a 12 wspiera technologie HDR10 oraz Dolby Vision i wyświetla 2532 na 1170 pikseli (460 ppi). To duża poprawa względem panelu Liquid Retina IPS LCD z iPhone’a 11, który przy takiej samej przekątnej miał rozdzielczość wynoszącą jedynie 1792 na 828 pikseli (326 ppi). Wyświetlacz w bazowym modelu jest też niemal identyczny z tym z iPhone’a 12 Pro. Różni je jasność wynosząca 625 i 800 nitów.
iPhone 12 i iPhone 12 Pro są zresztą niemal identyczne pod praktycznie wszystkimi względami.
W obu modelach znalazł się ten sam procesor Apple A14 Bionic wykonany w 5-nanometrowym procesie technologicznym oraz ten sam akumulator o pojemności wynoszącej… jedynie 2815 mAh. To nieco mniej niż w przypadku 6,1-calowego iPhone’a 11 oraz 5,8-calowego iPhone’a 11 Pro i w praktyce zdarza mi się podłączać iPhone’a 12 do ładowarki przed końcem dnia i to kolejny po aparacie powód, który skłania mnie do zakupu iPhone’a 12 Pro Max.
Jeśli z kolei o aparacie już mowa, to w iPhonie 12 na pokładzie mamy dwa takie same obiektywy aparatu, jak w iPhonie 12 Pro i są nimi ten główny (12 Mpix, f/1.6, 26 mm, 1,4 um) oraz ultraszerokokątny (12 Mpix, f/2.4, 120 stopni, 13 mm, 1/3,6”). Do tego dochodzi taka sama kamerka do selfie (12 Mpix, f/2,2, 23 mm, 1/3,6”) wraz ze wsparciem Face ID (aczkolwiek niestety bez znanego z nowego iPada Air czytnika linii papilarnych).
Jeśli chodzi o jakość samych zdjęć, to stoi ona na zbliżonym poziomie co w przypadku zeszłorocznego telefonu Apple’a.
Nie jestem zawodowym fotografem, ale rok temu nawet moje amatorskie oko było w stanie dostrzec przepaść, jaka dzieliła aparat z iPhone’a XS od tego z iPhone’a 11 Pro. Tym razem na nic podobnego nie ma co liczyć, bo chociaż zrobiłem iPhone’em 12 dziesiątki zdjęć i jestem bardzo zadowolony z wyników, to nie ma opadu szczęki. Miłym dodatkiem jest natomiast tryb Night Mode na obiektywie ultrawide — wielokrotnie już z niego korzystałem.
To, czego zabrakło, to obiektywu telephoto. Ten dostępny jest w tym roku ponownie wyłącznie w iPhone’ach z linii Pro i tak jak osoby, które z niego nigdy nie korzystały, pewnie wzruszą ramionami, ale dla mnie to spory problem — przesiadałem się na iPhone’a 12 z iPhone’a 11 Pro, w którym z 2-krotnego powiększenia korzystam nagminnie. Szkoda, że firma z Cupertino nie zdecydowała pozwala na włączenie cyfrowego zoomu 2x jednym dotknięciem ekranu.
Czego jeszcze brakuje iPhone’owi 12?
Okazuje się, że tych różnic jest znacznie mniej, niż się spodziewałem i sprowadza się do tego, że iPhone 12 Pro ma ciut jaśniejszy ekran i nieco lepszy aparat, ale jest też cięższy za sprawą stalowej ramki. Oprócz tego w tym droższym modelu można znaleźć więcej pamięci operacyjnej, czyli 6 GB zamiast 4 GB (czego w codziennym użytkowaniu tego wcale nie czuć) oraz większy dysk w bazowym wariancie (128 GB zamiast 64 GB).
Oprócz tego te telefony się w zasadzie nie różnią, dlatego tak jak dwa lata temu i rok temu miałem spore opory, by polecić zakup iPhone’a XR oraz iPhone’a 11, tak teraz jestem przekonany, że dla lwiej części konsumentów to właśnie iPhone 12 będzie znacznie lepszym wyborem. Różnice pomiędzy nim, a iPhone'em 12 Pro są na tyle mało istotne, że zamiast wydawać dzisiaj te dodatkowe 1000 zł, lepiej odłożyć je na przyszłe lata, gdy tych różnic może być znowu więcej.
iPhone 12 jest przy tym, tak po prostu, śliczny.
Podobnie jak pozostałe trzy tegoroczne telefony Apple’a, ten bazowy model ma kanciastą obudowę, która żeni nowoczesność z ponadczasową elegancją. Na takiego iPhone’a czekałem od lat i jedyne, do czego nie jestem przekonany, to do tego miętowego koloru — jeśli zdecydowałbym się na zakup tego konkretnego modelu, to zdecydowanie wolałbym wariant biały albo czarny. Sama bryła jednak sprawia, że iPhone 11 Pro wygląda… przestarzale.
Dzięki temu, że pierwsze dwa dostępne w sprzedaży tegoroczne telefony Apple’a mają takie same ramki dookoła ekranu, nie da się już powiedzieć, by droższy był ładniejszy od tańszego — jest od niego inny. Podobnie jak ostatnio te telefony z linii Pro mają błyszczącą stalową obudowę, a pozostałe dwa aluminiową. iPhone 12 oraz iPhone 12 Pro mają też swoje wersje kolorystyczne i niektórym może się bardziej podobać ten niżej wyceniony model.
W zasadzie to jedyne, co mi w iPhonie 12 przeszkadza, jeśli chozi o wykonanie, to wystający obiektyw aparatu.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że taki problem istnieje od lat, ale dopiero teraz, chyba ze względu na ostre krawędzie obudowy, jego bujanie się na stole zaczęło mi przeszkadzać. Wiem jednak, że większość osób używa case’ów, więc i tak nie zwrócą na to uwagi — a ten sam problem dotyczy pozostałych modeli. Mimo to nie planuję wyposażać się w etui, tak samo, jak nie jestem specjalnie zainteresowany technologią MagSafe.
Patrząc zaś szerzej, to mamy do czynienia z urządzeniem o fenomenalnym stosunku ceny do jakości jak na tę firmę. Po raz pierwszy mogę polecić tego tańszego iPhone’a bez szeregu „ale”. Dwa razy większość ilość przestrzeni na dane, stalowa ramka, telephoto, czujnik LiDAR oraz kilka pomniejszych różnic w specyfikacji to w moich oczach po prostu za mało, by uzasadnić dopłatę w wysokości aż 1000 zł do iPhone’a 12 Pro.
Jeśli macie jakieś pytania, to komentarze są do Waszej dyspozycji. Z naszej strony planujemy przygotować test aparatów w telefonach Apple’a, gdy tylko zadebiutuje iPhone 12 Pro Max. Osobny materiał poświęciliśmy też łączności 5G. Spoiler: na razie nie warto sobie nią zawracać głowy.