iPhone XR to najlepszy smartfon do 3500 zł. Przekonaj mnie do zmiany zdania
Na papierze absolutnie każdy smartfon do 3500 zł jest lepszy od iPhone’a XR. Każdy jeden. A mimo to mając do dyspozycji taką kwotę na telefon, wybrałbym właśnie produkt Apple’a.
Jeśli tytuł podniósł fanom Huaweia i Samsunga ciśnienie – przepraszam. Jeśli miłośnicy Xiaomi właśnie wściekle wystukują, że za jednego XR-a można mieć trzy topowe Mi-ileśtam, i każdy będzie lepszy od iPhone’a – czujcie się jak u siebie.
Bo macie rację. Obiektywnie rzecz ujmując, iPhone XR to najgorszy smartfon, jaki można kupić za 3500 zł. Z większą ilością pamięci może kosztować nawet 4100 zł, a to już w ogóle terytorium takich gigantów, że – teoretycznie – najtańszy z nowych iPhone’ów nie ma czego szukać na ringu.
W końcu mówimy o smartfonie, który:
- ma ekran IPS LCD o rozdzielczości niższej niż wiele smartfonów za 1200 zł,
- nie obsługuje prawdziwego szybkiego ładowania,
- ma tylko jeden aparat,
- ma tylko 3 GB RAM-u.
Jak taki iPhone może się równać z tuzami świata smartfonów na tej półce? Z Galaxy S10e, z Huawei Mate 20, z OnePlusami i Xiaomi mającymi po 8 GB RAM-u, z LG V40 mającym pięć aparatów, z Oppo Find X i jego super-szybkim ładowaniem SuperVooc?
Racja, nie może. I nie musi, bo nawet mimo znacznie niższych cyferek na karcie specyfikacji, działa lepiej od większości z nich.
Nie spodziewałem się polubić iPhone'a XR.
Nie jestem wielkim fanem smartfonów Apple’a. Ograniczenia iOS bywają irytujące, a żenujący stosunek ceny do jakości skutecznie odstraszał mnie dotąd od zakupu. Niedawno spędziłem jednak blisko miesiąc z iPhone’em XS Max i coś zaczęło się zmieniać. Zacząłem doceniać wiele rozwiązań iOS, nie mówiąc już o tym, że aplikacje na iOS-a są tak bardzo lepsze od tych na Androida, że powinien się tym zająć UOKIK.
XS Max jednak kosztuje znacznie więcej, niż rozsądny człowiek może być skłonnym wydać na smartfona.
Toteż dzięki uprzejmości sklepu X-kom przetestowałem najtańszego z nowych iPhone’ów i wiem tyle – jeśli dziś miałbym kupić nowego iPhone’a, nawet niezależnie od ceny, wybrałbym właśnie XR-a. A mając 3500 zł w ogóle, i tak wolałbym taniego iPhone’a od najdroższych smartfonów z Androidem.
Już tłumaczę.
Nadmienię tylko, że moja karta SIM w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wędrowała między takimi telefonami jak Oppo Find X, Xperia XZ3, LG V40, Galaxy S10 Plus, Galaxy Note 9 czy wspomniany iPhone XS Max. Każdy reprezentuje najwyższą półkę jakościową danego producenta. I z każdego korzystało mi się mniej przyjemnie niż z iPhone’a XR.
Spodziewałem się fatalnego ekranu. Dostałem ekran, który jest zupełnie OK.
Panel „Liquid Retina” nie powala na kolana, jak OLED w iPhonie XS Max, Xperii XZ3, LG V40 czy sAMOLED w Galaxy S10 Plus.
Ale prawdę mówiąc, po 15 minutach obcowania z XR-em przeszedłem nad nim do porządku dziennego. Ani razu nie zabolały mnie kolory, bo te w iPhonie XR są fenomenalne. Bolały odrobinę kąty widzenia, które są dużo gorsze niż w AMOLED-ach, no i brak „prawdziwej czerni”, szczególnie dotkliwy podczas czytania w trybie ciemnym.
Ale dwie rzeczy, na które internetowi znawcy wszechrzeczy narzekają najczęściej – rozdzielczość i grube ramki wokół wyświetlacza – nie obeszły mnie w najmniejszym stopniu.
Ramki są grubsze niż w dowolnym smartfonie z tej półki. Rozdzielczość jest niższa niż w smartfonach za 1200 zł (1792 x 828 px). Tyle że w codziennym użytkowaniu to naprawdę nic nie znaczy i nie wpływa w jakikolwiek sposób na przyjemność korzystania z telefonu. Ekran iPhone’a XR jest śliczny, nawet jeśli nie ma to odzwierciedlenia w specyfikacji.
Brak szybkiego ładowania irytuje. Ale czas pracy z dala od gniazdka rekompensuje to z nawiązką.
Nie da się zignorować faktu, że iPhone’y ładują się boleśnie długo. Nawet podłączone do pseudo-szybkiej ładowarki Apple’a, nabierają energii blisko dwukrotnie wolniej od smartfona z Androidem wyposażonego w Quick Charge.
Do tego na papierze iPhone XR ma słabiutki akumulator. Czym są 2942 mAh wobec 3000-4000 mAh konkurencji?
W praktyce jednak połączenie super energooszczędnego procesora A12 Bionic i ekranu o niższej rozdzielczości owocuje czasem pracy, którego iPhone’owi XR może pozazdrościć każdy rywal. Dwa dni. Tyle czasu mijało między kolejnymi ładowaniami najtańszego iPhone’a, choć wcale go nie oszczędzałem. Dla kontekstu – to wynik absolutnie nieosiągalny dla Galaxy S10 Plus, wyposażonego w akumulator 4100 mAh i jeszcze lepszy, niż osiąga i tak fantastyczny w tej materii iPhone XS Max.
Ma tylko jeden aparat – ale za to jaki!
W segmencie powyżej 3000 zł praktycznie każdy smartfon ma 2 lub 3 główne aparaty (wyjąwszy Xperię XZ3, ale następca – Xperia 1 – już rozwiąże ten problem). Jak na tym polu może rywalizować iPhone XR?
Słowem – doskonale. iPhone XR nie ma teleobiektywu z iPhone’a XS czy XS Max, ale dzieli z nimi główny, szerokokątny obiektyw z sensorem o rozdzielczości 12 Mpix i jasności f/1.8. W efekcie z pojedynczego aparatu otrzymujemy naprawdę fantastyczne efekty.
A biorąc pod uwagę, że u androidowej konkurencji ten teleobiektyw jest doklejony na siłę i oferuje dużo gorszą jakość od głównego aparatu, tak naprawdę… nic nie tracimy.
Ok, przedni aparat mógłby być lepszy i na pewno mógłby mieć wyższą rozdzielczość niż tylko 7 Mpix, ale braki w rozdzielczości nadrabia zakresem tonalnym i pewnością działania. Robiąc zdjęcia iPhone’em nie bierzemy udziału w loterii – praktycznie każde zdjęcie wygląda dobrze.
3 GB RAM-u w topowym smartfonie? Który mamy rok?
Tak, zaprezentowany w 2018 r. iPhone XR wyposażono tylko w 3 GB RAM-u. Tymczasem konkurenci mają 4, 6 lub 8 GB pamięci operacyjnej.
Wbrew pozorom nie ma to jednak aż tak wielkiego znaczenia. Od dawna wiadomo, że iOS zupełnie inaczej zarządza zasobami niż Android, i o ile XR jest zauważalnie wolniejszy od np. Galaxy Note 9, tak w codziennym użytkowaniu nie da się powiedzieć, żeby brakowało mu szybkości czy płynności.
Dodajmy do tego małe rzeczy i mamy zwycięską kombinację.
Wszystkie powyższe podpunkty to tylko niektóre elementy, które złożyły się na ogólną przyjemność z użytkowania iPhone’a XR. Poza nimi najtańszy iPhone ma jeszcze wiele innych asów w rękawie.
Jak choćby fenomenalne głośniki; tylko Xperia XZ3 ma lepsze i to nie w każdym zastosowaniu. Idealny rozmiar – 5,8” w iPhonie XS to dla mnie za mało. 6,5” w iPhonie XS Max – odrobinę za dużo. 6,1” to doskonały kompromis.
Face ID, którego nie cierpiałem w iPhonie X, w iPhonie XR (tak jak w XS i XS Max) zostało usprawnione do tego stopnia, że teraz, przykładając palec do czytnika w innym smartfonie, czuję się jak jaskiniowiec.
No i iOS, który pomimo wielu niezrozumiałych dla użytkownika Androida ograniczeń zaczął mnie do siebie przekonywać. W wieku 28 lat chyba zaczynam dojrzewać do tego, że możliwość poukładania ikonek na pulpicie według własnego widzimisię to drugorzędna kwestia na tle prostoty obsługi, bezpieczeństwa, przemyślanych rozwiązań, spójności wizualnej systemu i fenomenalnej jakości aplikacji.
Fatalny stosunek ceny do jakości w zamian za fantastyczny stosunek ceny do frustracji.
Obiektywnie rzecz ujmując iPhone XR to najgorszy telefon, jaki można kupić za 3500 zł. Stosunek ceny do jakości jest wręcz żałośny i nie da się temu zaprzeczyć, niezależnie od argumentów.
W ostatnich latach zrozumiałem jednak, że stosunek ceny do jakości to nie wszystko. Liczy się jeszcze coś, co nazywam stosunkiem ceny do frustracji.
Nie ma smartfonów idealnych. Każde urządzenie elektroniczne będzie miało jakieś wady, każde będzie w jakiś sposób irytowało. Liczy się jednak to, jaka jest korelacja frustracji z ceną. Jeśli irytują mnie wady w telefonie za 1200 zł, nie ma to większego znaczenia – kosztował tylko 1200 zł. Jeśli jednak pojawiają się jakieś problemy w telefonie za trzykrotność tej sumy – wtedy mamy problem.
I idąc tym tropem, iPhone XR to najmniej frustrujący spośród drogich smartfonów w codziennym użytkowaniu. W topowym Galaxy S10 Plus przeszkadzała mi ergonomia i fatalny czytnik linii papilarnych pod ekranem. W topowym LG V40 przeszkadzał mi marny akumulator i marny aparat. W Oppo Find X przeszkadzał mi nieudany software i filigranowość konstrukcji.
W iPhonie XR przeszkadzał mi… brak always-on-display. Serio, to jedyna cecha, której brak poważnie mi doskwierał, bo do informacji na wygaszonym ekranie przywykłem już w czasach Nokii Lumii, i naprawdę trudno się od tego odzwyczaić.
W pozostałych kwestiach iPhone XR nie irytował mnie wcale. A to rzadkość, szczególnie gdy mowa o doświadczeniach osoby zajmującej się zawodowo testowaniem telefonów.
Moją pracą jest czepialstwo.
I gdybym oceniał XR-a przez pryzmat specyfikacji czy stosunku ceny do jakości, rozjechałbym ten telefon walcem krytyki. Oceniając go jednak przez subiektywną przyjemność użytkowania? Nie mam się do czego przyczepić.
Dlatego moim wyborem za 3500 zł byłby właśnie iPhone XR. Nawet jeśli na rynku są lepsze smartfony z Androidem. Nawet jeśli za te same pieniądze mogę kupić starszego i – teoretycznie lepszego - iPhone’a X.
Ale nigdy w życiu nie powiedziałbym tego, patrząc na suchą specyfikację i cenę tego urządzenia.
Testuję smartfony zawodowo od wielu lat i mówiąc szczerze – nie przypominam sobie lepszego dowodu na to, że specyfikacja to nie wszystko, niż iPhone XR.