REKLAMA

Szukałem 5G z iPhone’em 12 tak jak Pokemonów, żebyście wy nie musieli

Jedną z nowości w tegorocznych iPhone’ach jest modem 5G, ale gdybym o nim nie wiedział, to bym na to niego nawet zwrócił uwagi. Aby go przetestować, musiałem się zaś udać w teren. Stacje bazowe tropiłem niczym Pokemony.

03.11.2020 12.47
iphone-12-otwieracz-3
REKLAMA

Trójka z czwórki polskich operatorów telefonii komórkowej jeszcze przed premierą tegorocznych smartfonów Apple’a obiecywała, że zamontowany w urządzeniach modem 5G będzie zgodny z ich sieciami 5. generacji. Po premierze telefonów z linii iPhone 12, po której przechwyciłem egzemplarz bazowego modelu, przyszła pora na testy.

REKLAMA

Szybko się okazało, że sprawdzenie 5G w iPhonie 12 to nie będzie taka prosta sprawa. Nie obyło bez kilku komplikacji, ale na szczęście, mimo przeciwności, udało mi się uruchomić w pełni na telefonie Apple’a prywatną kartonikową kartę SIM z najwyższą taryfą Orange Flex oraz biznesowego ESIM-a od T-Mobile.

Potwierdzam przy tym, że posiadacze iPhone’a 12 muszą wybierać pomiędzy 5G i trybem Dual SIM.

iPhone 12 wymaga od swojego posiadacza, by ten wybrał, na czym mu bardziej zależy: dwóch kartach SIM działających jednocześnie, czy na sieci 5. generacji. W trybie Dual SIM oba numery mogą korzystać z co najwyżej LTE i dopiero w momencie, w którym jedną linię ustawia się jako nieaktywną, na tej drugiej odpala się 5G.

Tyle dobrego, że zainstalowany na telefonie system iOS 14 komunikuje wprost, iż 5G nie zadziała w trybie Dual SIM. Klienci, by się tego dowiedzieć, nie będą musieli ślęczeć godzinami na infolinii operatora albo Apple’a, ale jednego to nie zmienia — wielu z nich będzie tym faktem srogo rozczarowanych.

Zanim jednak w ogóle do ustawień 5G dotarłem, musiałem tę całą sieć 5. generacji uruchomić, a w przypadku Orange’a i taryfy Flex, której jestem abonentem, to niestety nie było takie proste. Na szczęście teraz, już po mojej interwencji, konsultanci nie powinni wprowadzać klientów pytających o to samo w błąd.

iPhone 12 i #hello5G w Orange

Pomarańczowy operator uruchomił sieć 5. generacji na pasmach wykorzystywanych uprzednio na potrzeby LTE, tak jak jego konkurencja. Innego wyjścia nie było — rząd pokpił sprawę i do tej pory nie przeprowadził odwołanej wiele miesięcy temu aukcji 5G, więc nie mamy dostęp do częstotliwości z zakresu 3,4-3,6 GHz.

Z tego powodu Orange, podobnie jak T-Mobile i Play, wykorzystuje na potrzeby 5G w Polsce wąskie pasmo z zakresu 2,1 GHz. Nie ma co się po nim spodziewać cudów i nie dziwi, że sieci wcale nie zależy na tym, by zmigrować wszystkich klientów na łączność nowej generacji. Odnoszę wrażenie, że jest wręcz odwrotnie.

Aby skorzystać z 5G w Orange Flex, musiałem zmienić swoją taryfę z takiej kosztującej 25 zł za nielimitowane rozmowy i wiadomości oraz 15 GB internetu mobilnego na taką, która zapewnia aż 100 GB za bagatela 80 zł. Tylko w tym najwyższym pakiecie można uzyskać dostęp do sieci 5. generacji w ramach tej konkretnej oferty.

Na domiar złego po aktywacji pakietu żadna magia się nie zadziała, a ikonka 5G się u mnie nie pojawiła.

Przeszło mi przez myśl, że źle zapamiętałem mapkę zasięgu 5G od Orange’a i wcale go nie ma na moim osiedlu, ale upewniłem się i warszawski Mokotów, na którym mieszkam, jest w samym środku pomarańczowej plamy symbolizującej zasięg /#hello5G w Warszawie. Skontaktowałem się z pomocą techniczną i tu… zaczęły się schody.

Podczas krótkiej rozmowy dowiedziałem się od konsultanta Orange Flex, że iPhone 12 nie jest wspierany. Przeczyło to stanowisku, które przesłał do nas przed premierą rzecznik sieci, ale chociaż powołałem się na jego słowa, konsultant twardo obstawał przy swoim i — jak mniemam, nieświadomie — wprowadzał mnie w błąd.

Rozczarowany poprosiłem o zwrot pieniędzy za wyższy pakiet, skoro obsługa techniczna upierała się, iż zostałem wprowadzony w błąd, ale przez rzecznika sieci Orange i odbiłem się od ściany — nie ma takiej możliwości. Dopiero po kontakcie z tymże rzecznikiem udało się ustalić, na czym polegał błąd.

Z jakiegoś powodu przejście na wyższą taryfę nie aktywowało automatycznie 5G na moim koncie abonenckim Orange Flex.

Przyznam, że cała sytuacja położyła się cieniem na mojej dobrej opinii nt. wsparcia technicznego usługi. Chcę wierzyć, że to jednorazowa wpadka, a Orange wyciągnie wnioski i mam nadzieję, że w przypadku innych klientów problemów już nie będzie — a w razie czego BOK będzie już świadomy wsparcia dla iPhone’a 12.

Przyznam jednak, że chociaż walczyłem długo i zawzięcie o 5G w Orange Flex, to nie było warto, nie warto było starać się aż tak. Znałem techniczne parametry sieci i tak jak podejrzewałem w praktyce LTE jest lepszym wyborem, bo daje lepsze transfery — przynajmniej na przedsionku warszawskiego Mordoru.

Wykonywałem testy kilka dni, w różnych lokalizacjach i o różnych porach dnia, a ciut szybsze LTE rozpędzające się do 200 Mb/s było normą. Dzięki temu wiem, że sam dostęp do 5G nie jest wart wybierania wyższej taryfy w ramach Orange Flex i nie ma co decydować się na drogi abonament tylko z jego powodu.

Podobnie wygląda to w przypadku 5G od T-Mobile’a.

Co prawda prywatnie jestem abonentem Orange’a, ale w ramach testów postanowiłem sprawdzić, jak sytuacja wygląda u konkurencji, by mieć nieco szerszy obraz tego, jak działa 5G w iPhonie 12. W tym celu wypożyczyłem do T-Mobile’a biznesowego ESIM-a (w ofercie konsumenckiej wirtualny SIM nie jest jeszcze dostępny).

Oczywiście w celu sprawdzania, jak radzi T-Mobile, musiałem wyłączać swój główny numer — tak jak zwracałem uwagę wcześniej, tryb Dual SIM blokuje 5G. W dodatku ze znalezieniem stacji 5G tego operatora miałem jeszcze większy problem, niż w Orange’u, chociaż również i tu Mokotów jest na samym środku mapki zasięgu.

W rezultacie w ostatnich dniach często chodziłem po okolicy niczym za dawnych lat, gdy aktywnie łapałem w Pokemon GO stworki „na czuja”, ale tym razem szukałem stacji bazowych. Jak już znalazłem takie, dzięki którym na wyświetlaczu telefonu pojawiłaby się upragniona ikonka, to i tak LTE wypadało w tym miejscu ciut lepiej niż 5G.

Z chęcią też przy najbliższej okazji sprawdzę 5G od sieci Play, ale nie robię sobie zbyt dużych nadziei.

Po fioletowym telekomie również nie spodziewam się cudów, gdyż ten operator bazuje na tym samym paśmie, co Orange i T-Mobile. W dodatku w przeciwieństwie do nich udostępnia 5G w ofercie prepaidowej, co może skutkować większą bazą aktywnych użytkowników, a tym samym gorszymi parametrami połączenia.

Jeśli chodzi o Plusa, 5G w ofertach na kartę jest, ale sprawa jest tu nieco bardziej skomplikowana. Operator wykorzystał częstotliwość 2600 MHz TTD, a chociaż w telefonie z Androidem, który testowałem, transfery były świetne, to zielona sieć nie gwarantuje wsparcia modemu w iPhonie 12 i w praktyce też to nie zadziałało.

Przyznam przy tym, że mimo tych wszystkich podobieństw i różnic, dzisiaj wsparcie dla 5G w telefonach Apple’a byłoby u mnie na samym końcu listy rzeczy, na które zwracałbym uwagę przy wyborze operatora. Niewykluczone też, że jak będę dostęp do sieci 5. generacji w mojej prywatnej taryfie na stałe, to i tak to wyłączę.

Ustawienia sieci 5G w iPhonie 12

Jeśli chodzi o powód, by wyłączyć 5G, gdy ma się już do niego dostęp, to jest on prozaiczny: czas pracy telefonu na jednym ładowaniu. Nowy modem jest znacznie bardziej prądożerny — przynajmniej w teorii, bo trudno mi to ocenić w praktyce po tygodniu, choćby dlatego, że nie da się ustawić 5G „na sztywno”.

Pomijając też fakt, że trwa pandemia, a ja pracuję zdalnie przy biurku, (do tego staram się nie wychodzić z domu i telefon trzymam zwykle w kieszeni), nigdy nie ma pewności, z jaką stacją bazową łączy się w danej chwili smartfon. Syntetyczne testy i zdrowy rozsądek wskazują jednak na to, iż 5G czas pracy skraca znacznie.

Na szczęście możemy temu zaradzić, a zresztą w ustawieniach domyślnie wybrany jest tryb „5G Auto”. Telefon w nim sam ocenia, kiedy użycie sieci 5. generacji będzie miało negatywny wpływ na akumulator i przełącza się wtedy i tak na LTE. Oprócz tego są dostępne tryby „5G On” (wymuszenie 5G) oraz „LTE” (wyłączające modem 5G).

Na tym menu ustawień 5G w iPhonie 12 się nie kończy.

Osobnym polem na liście jest „Tryb danych”. To tutaj można wybrać pomiędzy opcją „Standardowy” (dopuszcza uaktualnienia automatyczne i zdania w tle, ale ogranicza jakość wideo), „Niski transfer danych” (wstrzymanie uaktualnień i zadań w tle) oraz „Więcej danych w sieci 5G” (lepsza jakość wideo).

Warto przy tym wspomnieć też o jednej małej nowości, którą jest wsparcie sieci Wi-Fi 5 GHz w ramach funkcji hot-spotu ukrytej pod nazwą „Maksymalna zgodność”. Dzięki temu podczas tetheringu będzie można uzyskać wyższe transfery — kosztem zasięgu i to zakładając, że sieć komórkowa je w ogóle zapewni.

Niestety wiemy, że tak się prędko nie stanie, a sieć mobilna przyspieszy po aukcji 5G, czyli najwcześniej w 2021 r. W dodatku sprzedawane w Europie smartfony Apple’a nie nawet mają anteny pozwalającej na dostęp do sieci 5G typu mmWave (20-30 GHz), która potrafi zapewnić w iPhonie 12 przepustowość do 4 Gb/s.

Pozostaje tylko pytanie, co w sytuacji, gdy sieć LTE się „zapcha”.

Z doświadczenia wiem, że ze względu na nagromadzenie się wielu posiadaczy smartfonów w jednym miejscu na małej powierzchni, czyli podczas wydarzeń kulturalnych lub sportowych, sieć LTE czasem nie domaga. Jedną z zalet 5G ma być z kolei odkorkowanie sieci komórkowej np. na stadionach i halach koncertowych.

REKLAMA

Wtedy właśnie naszła mnie wtedy myśl, że takie 5G, pomimo niższych transferów, mogłoby w podobnych sytuacjach być ratunkiem. Uznałem, że tę hipotezę trzeba sprawdzić w praktyce. Chociaż o koncertach i meczach z pełną publiką można teraz pomarzyć, to i tak udało mi się sprawdzić, jak zachowuje się iPhone 12 w większym tłumie.

Hipotezę potwierdziłem w ubiegły piątek na spacerze — w miejscach, gdzie LTE nie pozwalało załadować strony internetowej, 5G rozwiązywało problem. To jest jeden scenariusz, w którym faktycznie ma zalety, ale i tak, jeśli chodzi jednak o transfery, to szału nie ma. W centrum Warszawy nie przekraczały one kilku megabitów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA