REKLAMA

Ostatni raz kupiłem iPhone’a na premierę - powiedziałem po dniu z iPhone’em 12 Pro Max

Po jednym dniu z iPhone’em 12 Pro Max pomyślałem, że to pierwszy i jednocześnie ostatni raz, kiedy kupiłem nowego iPhone’a w pierwszym dniu sprzedaży. Po dwóch kolejnych dniach trochę mi już przeszło, ale do wpadnięcia w cielęcy zachwyt nadal daleko.

16.11.2020 12.50
iPhone 12 Pro Max - czy warto? Ostatni raz kupiłem iPhone’a na premierę
REKLAMA

Odkąd pamiętam interesowałem się elektroniką, głównie smartfonami i komputerami. Swoją pierwszą pracę dobrałem pod to, żeby móc obcować z takimi sprzętami. Drugą pracę wybrałem na tej samej zasadzie. Trzecią też. Czwartą również.

REKLAMA

W końcu dotarłem do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Robota pozwala mi na kupienie sobie na premierę dwóch nowych iPhone’ów Pro i powiedzenie, że potrzebuję ich do pracy. Tak też zrobiłem. Z powodu małego zamieszania najpierw dotarł do mnie Pro Max, na mniejszego Pro ciągle czekam. 

Już w piątek rano włożyłem do Maxa kartę SIM i nie mogłem doczekać się momentu, w którym przywróci się mój backup iPhone'a i będę mógł zacząć zabawę. Po pewnym czasie iPhone 12 Pro Max był skonfigurowany i gotowy na wszystko to, co chciałem z nim zrobić.

Nowy iPhone. Wszystko po staremu

Odblokowałem urządzenie. Face ID zadziałał błyskawicznie. Moim oczom ukazała się ta sama tapeta, którą miałem wcześniej. No tak, kopia zapasowa nawet nie pozwoliła mi na sprawdzenie, jakie tapety pulpitu przygotował Apple dla tego urządzenia. Ręcznie zmieniłem ją na jedną z nowych. Ok, wygląda świeżo - pomyślałem.

Ruch palcem w prawo, dwa ruchy w lewo, ruch w dół, wejście do ustawień, powrót do pulpitu, wejście do App Store’u, powrót do pulpitu. Nuda. Wszystko jest po staremu. Mam nowy telefon, a nic się nie zmieniło - zauważyłem z pewnym rozczarowaniem.

Już mój wewnętrzny geek zaczął umierać, gdy przypomniałem sobie o jednym. Aparat! - krzyknąłem w sobie.

Otworzyłem apkę aparatu. Są! Trzy obiektywy i trzy tryby fotografowania 0,5x, 1x i 2,5x. Przełączam palcem między nimi. Lał, ale zmiana. Wcześniej korzystałem z iPhone’a XR, który miał jeden aparat. Przeskok z jednego obiektywu na trzy otworzył przede mną nowe możliwości.

Sfotografowałem losowe obiekty w mieszkaniu. Dobre. Efekty są dobre.

Pogoda była akurat paskudna. Cały dzień siedziałem i pracowałem w domu z zaledwie dwoma wyjazdami do przedszkola z synem i po syna. Okazji na testowanie aparatu nie miałem zbyt wielu.

Sześć tysięcy dwieście złotych

No i tak sobie pracowałem przy iMacu sięgając co godzinkę lub dwie po iPhone’a. Brałem go do ręki, obracałem, podziwiałem design, czasem odpaliłem jakąś apkę i potem wracałem do roboty. W głowie pojawiał się głos: dałeś za to 6200 zł, chcesz to jakoś skomentować? Nie chciałem.

Nie, żebym żałował zakupu. To mój pierwszy topowy iPhone. Wybrałem nawet niemal najlepszą i najdroższą wersję, dopłacając do 256 GB pamięci wbudowanej. Założyłem, że sporo miejsca mi się przyda, bo skoro aparaty są wybitne, to muszę mieć swobodę korzystania z nich bez potrzeby liczenia, ile miejsca na filmy 4K zostało. Przez myśl nie przeszło mi, żeby go zwrócić. Nic z tych rzeczy.

Byłem i jestem zadowolony z Pro Maxa. To wyśmienity smartfon. Ale… na dobrą sprawę niewiele lepszy od iPhone’a XR. 

Wiadomo, że ma lepszy ekran, lepsze aparaty, lepszy procesor i coś tam innego też ma lepsze. Ale w sumie co z tego, skoro taki iPhone XR jest rewelacyjnym smartfonem, który kosztuje połowę ceny, a potrafi z grubsza dokładnie to samo. 

Przesiadając się ze starego i najgorszego w danej generacji iPhone’a na nowszego o dwie generacje najnowszego i najlepszego/najdroższego iPhone’a w zasadzie nie poczułem różnicy. Wszystko działa i wygląda niemal tak samo.

Z jednej strony jest to trochę rozczarowujące. Z drugiej nie można mieć pretensji do Apple’a, że dwuletni iPhone XR działa nadal wyśmienicie, jest demonem szybkości, dostaje punktualnie wszystkie aktualizacje systemu i na dobrą sprawę nie ma żadnego powodu, żeby wymieniać go na nowy.

Dwa spacery później

W sobotę i niedzielę byłem na dwóch fajnych spacerach - nad rzeką i w górach. To pozwoliło mi na zrobienie wielu fotek i nakręcenie paru filmików. Efekty są rewelacyjne. Szeroki kąt, teleobiektyw - zakochałem się w nich. Jakość fotek była lepsza, niż się spodziewałem.

Fotografowałem niemal wyłącznie rodzinę, więc wybaczcie, ale nie będę tu wrzucał tych zdjęć. Tym bardziej że świetny materiał o aparacie iPhone’a 12 Pro Max przygotował dzisiaj Marcin.

Zaznaczę tylko, że sam zauważyłem dwie wady. Teleobiektyw strzela fotki trochę wolniej od reszty. Zdarzyło mi się naciskać spust migawki, gdy w kadrze była twarz mojego syna, a potem w galerii znajdowałem fotkę, na której był już odwrócony. Oczywiście nie jest łatwo fotografować bawiące się dziecko, jednak inne obiektywy nie miały z tym problemu. Druga sprawa to flary. Fotografując pod słońce, zauważyłem, że wielka flara lubi wskoczyć na fotografię. Gdy nagrywałem filmy nocą, różne źródła światła również lubią powodować dziwne małe flary i świecące kropki na materiale wideo.

REKLAMA

Po trzech dniach z najdroższym z nowych iPhone’ów stwierdzam, że jest on… spoko. Aparat jest super. Sam iPhone jest spoko. 

Gdyby nie moja praca i chorobliwa ciekawość nowych gadżetów, to nie zdecydowałbym się na zakup w momencie premiery. Nikomu też nie polecę, żeby tu i teraz rzucił wszystko i poleciał po 12 Pro Max do sklepu. To oczywiście porządny iPhone. Prawdopodobnie najlepszy, jaki można kupić. Jednak jeśli ktoś ma model sprzed roku, dwóch, a może i trzech, to nie odczuje wielu zmian po przesiadce na dwunastkę pro max.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA