Białoruś odcięta od internetu, ale Telegram działa. Został domyślnym komunikatorem antyreżimowym
Od dwóch dni Białoruś ma ogromne problemy z dostępem do internetu. Sieć była blokowana w trakcie wyborów prezydenckich i tuż po nich, kiedy pierwsi protestujący wyszli na ulicę. Można jednak polegać na Telegramie, który jako jeden z nielicznych opiera się cenzurze rządu.
Za naszą wschodnią granicą historia dzieje się na naszych oczach. Po kontrowersyjnych wyborach prezydenckich, w których rządzący od ćwierćwiecza Łukaszenka zdobył przeszło 80 proc głosów, doszło do buntu.
Białorusini wyszli na ulice w Mińsku, Witebsku, czy Grodnie, by pokazać swój sprzeciw wobec reżimowej władzy. Starcia bywają ostre, dochodzi nawet do rozlewu krwi. Policja strzela do ludzi gumowymi kulami, a tłum posunął się nawet do użycia koktajli mołotowa.
Tylko jak umówić się na protest, kiedy w całym kraju nie działa internet?
Internet na Białorusi zaczął szwankować już w niedzielę, w dzień wyborów. W rzeczywistości dostęp do sieci zaczął był blokowany centralnie, na poziomie państwowym. Strony internetowe niezależnych mediów działają, ale ładują się całymi godzinami, a sieci społecznościowe po prostu przestały działać. Nie ma dostępu do Facebooka, WhatsAppa, Messengera, Instagrama ani YouTube'a.
Działa za to Telegram.
Z dumą informuje o tym Pawieł Durow, rosyjski przedsiębiorca, założyciel rosyjskiego Facebooka VKontakte i komunikatora Telegram. Durow nie musi jednak chwalić się sukcesem swojej aplikacji, bo ta stała się głównym kanałem informacyjnym na Białorusi.
Telegram udostępnił na Białorusi własne narzędzia przeciwdziałające cenzurze i jest dostępny u większości użytkowników. Zdarzają się problemy z połączeniem, ale to jedyny w miarę stabilny system komunikacji online spośród powszechnie znanych aplikacji.
Komunikacja na Telegramie jest szyfrowana, choć wokół bezpieczeństwa narosło sporo kontrowersji. Jak pisał w swoim tekście Tomasz Domański:
Mimo tych wątpliwości, właściciele Telegramu w 2018 r. udowodnili swoją niezależność odmawiając rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa dostępu do wiadomości użytkowników.
Telegram zyskuje na popularności, w tym również przez fakt, że nie należy do gigantów świata tech, a więc użytkownicy nie są profilowani, a ich rozmowy nie są skanowane przez algorytmy. Telegram ma obecnie 400 mln aktywnych użytkowników na świecie.
Telegram domyślnym komunikatorem antyreżimowym?
Telegram zyskał na popularności po tym, jak wpłynęły dane z NSA pokazujące skalę szpiegowania w Stanach Zjednoczonych. Telegram był też używany do organizacji protestów w Hongkongu w ubiegłym roku. Teraz sprawdza się na Białorusi.
Jest też jednak druga strona medalu, bo Telegram był też używany do komunikacji i planowania zamachów terrorystycznych przez organizacje powiązane z Państwem Islamskim.
Kolejny raz okazuje się, że państwo nie jest w stanie skutecznie walczyć z przepływem informacji w sieci. No chyba, że zupełnie wyciągnie wtyczkę, ale byłaby to ostateczność. Internauci wygrywają nawet z chińską cenzurą, co wbrew pozorom nie jest przesadnie trudne. W 2014 r. w Pekinie dość swobodnie korzystałem z zachodnich serwisów, w tym z Gmaila czy Messengera za sprawą VPN-a, choć nawet bez niego dało się obejść zabezpieczenia korzystając np. z agregatów treści które nie były na celowniku rządu.
Internet nie znosi próżni, a Telegram tylko zyska na białoruskim kryzysie.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.