Ludzie mówią, że Białoruś sfałszowała wybory. Białoruś wyłączyła internet, żeby ludzie tak nie mówili. Problem rozwiązany
W centum Mińska nie działają czołowe platformy społecznościowe, komunikatory internetowe oraz platformy cyfrowej dystrybucji. Powodem są wybory przeprowadzane w jednym z dwóch ostatnich europejskich autorytarnych krajów.
Gdybyście właśnie zwiedzali Mińsk, nie moglibyście opublikować zdjęcia z urlopu na Facebooku czy Instagramie. Stolica Białorusi została odcięta od cyfrowego świata. Internetowa blokada dotyczy konkretnych aplikacji i usług, które w wyjątkowy dzień wyborczy przestały działać. Autorytarne władze liczą najprawdopodobniej, że utrudnią w ten sposób organizację działań przeciwników reżimu w stolicy kraju.
Władze Białorusi wyselekcjonowały „groźne“ dla nich aplikacje i usługi.
Niewidzialnym murem braku dostępu do sieci został objęty YouTube, Messenger, Facebook, Instagram, WhatsApp i Viber. Każda osoba ze smartfonem w kieszeni, która znajduje się aktualnie w centum Mińska, nie jest w stanie korzystać z tego typu programów. Zablokowana została także platforma cyfrowej dystrybucji App Store dla smartfonów i tabletów Apple. Autorytarny rząd liczy, że utrudni w ten sposób organizację i kooperację przeciwników reżimu.
Przeciwników, których podczas tych wyborów jest wyjątkowo wielu. To pierwsze wybory na Białorusi, podczas których Łukaszenka spotyka się z tak silnym niezadowoleniem obywateli. „Obrońca narodu“ kilka dni temu zniechęcił do siebie kolejnych wyborców, drwiąc i marginalizując ofiary pandemii koronawirusa. Białorusini to także mieszkańcy Europy z najwyższym odsetkiem wniosków wizowych. Podróżujący po zachodzie kontynentu obywatele coraz częściej porównują się z Czechami, Litwą czy Polską.
I chcą zmian.
Doktryna Łukaszenki zezwala na protesty i strajki wymierzone przeciwko władzy, o ile te nie mają miejsca w stolicy. Mińsk ma być niczym Moskwa i Petersburg - bezpieczny od wywrotowej działalności, która może się później rozlać na cały kraj. Stąd szczególna dbałość o porządek w stolicy. Nie tylko na ulicach, ale również w sieci Internetu. Zablokowane komunikatory i platformy społecznościowe mają pomóc w wyciszaniu ewentualnych protestów i manifestacji, organizowanych w trakcie wyborów, a być może również po podaniu sfałszowanych wyników.
Specjalista z zakresu cyfrowego bezpieczeństwa: takie działanie jest możliwe również w Polsce.
Łukasz Olejnik - specjalista w zakresie bezpieczeństwa informacji oraz ochrony danych - zwraca uwagę, że „białoruski blackout“ teoretycznie może się wydarzyć również w Polsce. Chociaż wydaje się to mało prawdopodobne z perspektywy przynależności do kultury demokratycznej, mamy już odpowiednie podstawy prawne do masowej sieciowej izolacji.
Polska legislacja zakłada, iż w przypadku „szczególnego zagrożenia“ prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej może wydać wiążący prawnie nakaz operatorowi/dostawcy usług obligujący go do „ograniczenia niektórych usług telekomunikacyjnych“. Np. Facebooka albo Messengera. Ustawa nie przewiduje niemożliwości wykonania takiego polecenia. Zapis nigdy nie został jednak wykorzystany.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.