Właśnie się zaczęła największa susza od lat. Polacy boleśnie odczują własne zaniedbania
To już siódmy rok z rzędu, w którym cieszyliśmy się z ciepłej i właściwie bezśnieżnej zimy w Polsce. Niestety, konsekwencją tego stanu rzeczy jest susza. Eksperci twierdzą, że największa od lat.
Do tej pory utożsamialiśmy zmiany klimatyczne i rosnące temperatury z problemem, który dotyka odległe kraje, bo przecież u nas nic takiego się nie dzieje. Niby jest trochę cieplej, ale to przecież nic strasznego. Może czas, żeby zmienić podejście?
Mapy wilgotności Polski pokazują, że susza już teraz dotknęła pas środkowej Polski, czyli obszary od Dolnego Śląska przez Łódzkie, Wielkopolskę, Kujawy, północną część Mazowsza oraz zachodnią Lubelszczyznę. Wysokie temperatury i brak opadów deszczu w marcu dodatkowo wpłynęły na zmniejszenie się zasobów wodnych w glebie, które zamiast powiększać się o tej porze roku, parują w najlepsze.
Ten stan rzeczy ma bezpośrednie przełożenie na sytuację w lasach, w których co rusz wybuchają większe, bądź mniejsze pożary. Niski stan wód, sucha ściółka, brak opadów - kumulacja tych czynników jest chociażby powodem ogromnego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym.
Nie zapowiada się na poprawę
Nie tylko w rzekach obniża się poziom wody. Problem ten dotyczy również wód gruntowych, które od zawsze stanowią nasz rezerwuar wody pitnej. Rezerwuar, który od wielu lat zaniedbujemy, licząc na to, że jakoś to będzie. Statystyczny przydział wody, przypadający rocznie na pojedynczego Polaka wynosi ok 1600 m sześciennych. Niewiele więcej, niż mają do dyspozycji mieszkańcy Egiptu.
Co więcej, jeśli porównamy się z innymi państwami należącymi do Unii Europejskiej, nasze zasoby wody w przeliczeniu na mieszkańca plasują nas prawie na ostatnim miejscu. Gorzej od nas mają tylko na Malcie i Cyprze. Nie robimy zbyt wiele, żeby poprawić swoją sytuację - jesteśmy w stanie zatrzymywać ok. 6,5 proc. wód opadowych. Dla porównania Hiszpanie zatrzymują ok. 40 proc. opadów.
Skąd ta różnica? Dysponujemy niewielką liczbą zbiorników retencyjnych, z których większość została utworzona kilka dekad temu. Nasz rząd dopiero w zeszłym roku rozpoczął prace nad programem rozwoju retencji, w ramach którego powstanie 94 nowych inwestycji wodnych. Jeśli ich budowa przebiegnie zgodnie z planem, w 2027 r. będziemy w stanie zatrzymywać 15 proc. wód opadowych.
Kolejnym działaniem mającym na celu zatrzymywanie większych ilości wód opadowych jest program małej retencji, prowadzony od kilku lat przez Wody Polskie. Skupia się on na mniejszych działaniach lokalnych - tworzeniu stawów, oczek wodnych, ochronie terenów podmokłych, sadzeniu drzew, etc.
Wody Polskie namawiają też miasta do zmiany niektórych przyzwyczajeń - zakładania łąk kwietnych w miejsce koszonych regularnie trawników i rezygnowania z nieprzepuszczających wody betonowych placów na rzecz rozwiązań dzięki którym wody opadowe mogą przeniknąć do gruntu.
Obudziliśmy się za późno i teraz za to zapłacimy
Niedobory wody stanowią spore obciążenie dla naszej gospodarki. Szacuje się, że w wyniku zeszłorocznej suszy, straty w polskim rolnictwie wyniosły ok. 3 mld zł i przełożyły się również na 5-procentowy wzrost cen żywności, który odczuliśmy już wszyscy. W tym roku żywność może być jeszcze droższa.
Poza tym, sytuacja w której susza w Polsce występować będzie co roku może stworzyć tzw. efekt kuli śniegowej - powracająca susza prowadzi do degradacji gleby, która na skutek braku wody i wysokich temperatur pustynnieje. Środkowy pas Polski zamieniający się w teren pustynny brzmi na razie jak jakiś absurdalny żart.
Pamiętajmy jednak, że coroczne powracające susze w połączeniu ze słabą i od lat zaniedbywaną gospodarką wodną naszego kraju mogą urzeczywistnić tę wizję w ciągu kilkunastu lat. No chyba, że uratuje nas powrót regularnych i niezbyt gwałtownych opadów.
Eksperci szacują, że przed tegoroczną suszą uratowałoby nas ok. 2 miesiące stałych, delikatnych opadów, które byłyby w stanie odbudować nasze rezerwy wód gruntowych. Na razie jednak żadna długoterminowa prognoza nie przewiduje takiego scenariusza. Wygląda więc na to, że będziemy musieli radzić sobie z kolejną suszą.
Susza na świecie
Problemy z kurczącymi się zapasami wody pitnej - w mniejszym bądź większym stopniu - zaczynają pojawiać się praktycznie na każdym kontynencie. Sytuacja na razie nie jest jeszcze tak dramatyczna, żeby zainteresować opinię publiczną, a więc minie jeszcze trochę czasu, zanim zaczniemy masowo interesować się tym problemem.
Choć już teraz niektóre wydarzenia można by zinterpretować jako oho, zaczyna się. Mowa tu chociażby o decyzji Prefekta Gwadelupy, który zdecydował się na zarekwirowanie trzymiesięcznych zapasów wody od kilku prywatnych dostawców z powodu narastających problemów mieszkańców Gwadelupy z dostępem do wody pitnej. Wiadomość ta wydaje się być trochę surrealistyczna. Niecodziennie w końcu słyszy się o rekwirowaniu zapasów wody. Tak jednak może wyglądać przyszłość, w której wody może nie wystarczyć dla wszystkich.