Animal Crossing: New Horizons to świetne lekarstwo na koronawirusa, ale Nintendo gra poniżej pasa - recenzja
Kolorowa. Sympatyczna. Ciepła. Pogodna. Spokojna. Rozluźniająca. Gra Animal Crossing: New Horizons nie mogła zadebiutować w lepszym momencie. Tytuł dla Nintendo Switcha jest jak balsam na troski związane z pandemią oraz izolacją. Szkoda tylko, że twórcy grają poniżej pasa.
Czym jest Animal Crossing? Wbrew pozorom gry nie powinno się porównywać do Harvest Moona czy Stardew Valley. O tożsamości tej serii popełniłem osobny tekst, do lektury którego zapraszam. Tutaj napiszę jedynie, że filarem Animal Crossing jest synchronizacja z czasem w prawdziwym świecie, a rozgrywka opiera się na szeroko pojętym rozwoju. Swoich relacji z NPC, swojego domu, swojego ogrodu, nawet swojego konta bankowego.
Animal Crossing: New Horizons jest grą, przy której regularnie usypiam. To nie zarzut.
Po skończeniu pracy oraz wypełnieniu wszystkich domowych obowiązków chwytam za Pro Controller, odpalam New Horizons i… czuję, jak ktoś delikatnie kołyszę moim ramieniem. Znowu zamknęły mi się oczy podczas rozgrywki. Znowu odpłynąłem, podczas gdy mój wirtualny awatar przesadzał tulipany w przydomowym ogródku. Zamiast pompować adrenalinę, Animal Crossing jest jak melatonina: rozluźnia, odpręża i pożera kortyzol.
Producent gier mógłby się obrazić na stwierdzenie, że przy jego tytule usypiam. Jednak w przypadku twórców Animal Crossing to jak pochwała. Celem deweloperów tej serii od zawsze było rozluźnienie i rozpogodzenie gracza. Kolorowa oprawa, bajkowa otoczka, spokojna muzyka - nic tutaj nie jest przypadkowe. W Animal Crossing nie znajdziecie pasków życia czy opadających słupków głodu i pragnienia. tutaj nie da się przegrać. Tutaj nie da się doprowadzić do katastrofy czy ruiny.
Przykłady czynności, jakich możesz się podjąć w Animal Crossing:
- Łapanie owadów
- Łowienie ryb
- Sadzenie roślin/prowadzenie ogrodów i sadów
- Sprzedaż towarów
- Kupno towarów
- Tworzenie przedmiotów i narzędzi
- Meblowanie domu
- Dekorowanie domu
- Odwiedzanie wysp znajomych
- Odwiedzanie wysp NPC i losowych wysp
- Budowanie domów i obiektów
- Zbieranie plonów
- Prowadzenie wykopalisk
- Powiększanie kolekcji muzeum
- Zacieśnianie relacji z mieszkańcami
Animal Crossing od zawsze miało być niczym bezpieczna oaza. Takie sanktuarium spokoju, do którego udajesz się po znojach i trudach prawdziwego życia. Dokładnie tak samo działa New Horizons i muszę przyznać, że gra pojawiła się w idealnym momencie. Produkcja dla Switcha jest doskonałym balsamem na stresujące informacje którymi bombardują nas media. Na pandemię, na kryzys gospodarczy, na wszystkie te złe bodźce od których aż wierci w brzuchu.
Podtytuł New Horizons tyczy się ekspedycyjnego charakteru nowej odsłony.
W przeciwieństwie do poprzednich części, nie dołączamy do społeczności żyjącej na farmie czy w małym miasteczku. Zamiast tego zakładamy zupełnie nową wspólnotę, zajmując jedną z wielu małych wysp rozrzuconych po oceanie. Każda taka wyspa to dom, królestwo i własność jednego gracza. Znajomi mogą się odwiedzać, pomagać sobie i grać wspólnie, odwiedzając swoje wyspy. Oczywiście o ile ich właściciele mają na to ochotę.
W powyższym opisie dokonałem znacznej symplifikacji. Tak naprawdę właścicielem wszystkich wysp jest przedsiębiorstwo Nook Inc., z niezwykle skutecznym biznesmenem Tomem Nookiem (borsuk) na czele. To właśnie pan Nook zaprasza nas na wyspę i to on oferuje pożyczkę aby zbudować na niej dom. Jednym z celów gry jest spłata zadłużenia. Jednak zawsze, gdy mamy już wyjść na prostą, Tom Nook pojawia się z propozycją nowej pożyczki na pożądaną inwestycję np. rozbudowę domu.
Bezduszny czy hojny? Manipulant czy oportunista? Tom Nook jest nie do rozszyfrowania. Za jego pieniądze powstają na wyspie nowe domy, sklepy, lotniska (!) czy szlaki handlowe. O ile jednak pan Nook wykłada na stół walutę, to do nas należy brudna robota. Jako lider lokalnej społeczności, pozyskujemy zasoby oraz budujemy konstrukcje sprawiające, że nasza dzika i egzotyczna wyspa staje się coraz bardziej cywilizowana. Z kolei im więcej atrakcji na wyspie, tum dłuższa kolejka chętnych do zamieszkania.
Nie wszystko na raz, czyli światowy zegar to kapitalny pomysł na rozgrywkę.
Znakiem rozpoznawczym Animal Crossing od zawsze była synchronizacja czasu wewnątrz gry z czasem za oknem. Jeśli po New Horizons sięgasz w nocy, na wyspie panuje mrok, a sklepy są zamknięte. Można wtedy zapolować na groźne (i opłacalne) gatunki, jak włochate tarantule. Z kolei za dnia porozmawiamy z innymi mieszkańcami i skorzystamy ze sklepu. W grze nie ma żadnego przycisku przyspieszającego upływ czasu. Położenie się we własnym łóżku również niewiele daje.
Światowy zegar wymusza cykliczne odwiedziny na wyspie. Jeśli zamówiliśmy przesyłkę z meblami do domu, dotrze do nas dopiero następnego dnia. Jeżeli powiększamy pomieszczenie, remont skończy się dopiero za 24 godziny. Twórcy zachęcają w ten sposób do regularnego odwiedzania New Horizons. Co świetne, system dobowy sprawia, że przy grze trudno organizować niezdrowe, kilkugodzinne maratony. Na wyspie jest określona liczba aktywności do podjęcia. Wcześniej czy później będziesz musiał poczekać aż rośliny dadzą nowe plony, place budowy zamienia się w gotowe budynki, a sklepy otrzymają nowe dostawy. No chyba, że chcesz spędzić cztery godziny na łowieniu ryb. Tacy gracze na pewno się znajdą.
Możecie napisać, że dzisiaj zegar światowy to nic wielkiego, bo podobne mechanizmy stosuje połowa gier mobilnych. Prawda. Jednak japońscy deweloperzy wpadli na ten pomysł gdy na komórce grałeś w Snake’a i Tetrisa, to raz. Dwa: mechanizm dobowy nie jest połączony z żadnymi mikro-transakcjami. W Animal Crossing nie da się oszukiwać* i nie można odpicować wyspy za garść dodatkowych dolarów. Każdy ma równe szanse. Odwiedzając wyspę znajomego wiemy, że każda efektowna struktura jest owocem jego ciężkiej, systematycznej pracy.
* jedynym oszustwem może być manipulacja datą i godziną w ustawieniach systemowych konsoli
Godzinka dziennie, leżąc w łóżku albo do porannej kawy.
Animal Crossing: New Horizons nie jest tytułem, przy którym zarywa się noce. Przygody na wyspie najlepiej smakują po godzince dziennie. Fundamentem dobrej zabawy jest systematyczność oraz regularne odwiedzanie wyspy. Początkowo niemal codziennie czekają na nas jakieś atrakcje. Zawsze coś się dzieje. Wyspa ma nowego lokatora, powstaje na niej muzeum, sklep się powiększa albo mamy do czynienia z lokalną uroczystością. Jest po co wracać do tytułu.
Muszę zaznaczyć, że New Horizons dopiero pokaże swój prawdziwy potencjał. W grze mają się odbywać ograniczone czasowo wydarzenia (pierwsze - wielkanocne - już niebawem). Do tego będą się zmieniać pory roku. Wraz z nimi na wyspie pojawią się nowe gatunki ryb oraz owadów do złapania, a także nowe rośliny i owoce do wyhodowania oraz zebrania. Do tego trzeba dodać misje poboczne od postaci NPC oraz powiększającą się pulę sąsiednich wysp fabularnych, które odwiedzamy podróżując samolotem. Nie można także zapominać o nowych projektach, przedmiotach i meblach.
Z tej perspektywy Animal Crossing: New Horizons to nie jest gra do przejścia w dwa dni ani nawet w dwa tygodnie. Mówimy o tytule towarzyszącym nam na lata. Takim, który musi mieć zapewnione regularne dostawy nowej zawartości. Czy Nintendo stanie na wysokości tego zadania? Nie wiadomo. Biorąc pod uwagę, jak świetnie sprzedaje się New Horizons na całym świecie, jest to całkiem prawdopodobne.
Niestety, Nintendo gra poniżej pasa, decydując się na okropny ruch.
Otóż w Animal Crossing: New Horizons wyspa nie jest przypisana do konta, ale bezpośrednio do konsoli. Do fizycznego, namacalnego urządzenia. Oznacza to, że swojego rozbudowywanego miesiącami królestwa nie przeniesiemy na inną konsolę. Co jeszcze gorsze, pozostałe osoby chcące zagrać na naszym Switchu nie mogą posiadać własnych wysp!
Jeśli macie w domu dwoje dzieci i każde z nich chce rozpocząć przygodę na własnej wyspie, jedynym rozwiązaniem jest posiadanie dwóch konsol Nintendo. Zakładanie dwóch oddzielnych kont graczy na nic się nie zda, tak samo jak kupno dwóch kartridżów. Gracz numer dwa może co najwyżej odwiedzić wyspę gracza numer jeden. Fatalna decyzja. W ten sposób Animal Crossing: New Horizons jest niemal niegrywalne w wielodzietnych rodzinach współdzielących Switcha.
Dlaczego Nintendo zdecydowało się na taki zabieg? Przychodzące do głowy powody są dwa, każdy stawiający firmę w kiepskim świetle. Po pierwsze, być może Japończycy nie poradzili sobie z technicznym wyzwaniem, jakim są migrujące wyspy pomiędzy rozmaitymi konsolami, kontami oraz chmurą. Drugi scenariusz zakłada, że Nintendo celowo ograniczyło liczbę wysp do jednej na urządzenie, aby wymusić (głównie na rodzicach) zakup dodatkowych konsol. Niezależnie jaka jest prawda, niesmak pozostaje.
Animal Crossing: New Horizons wciąga, ale na pierwszą grę dla Switcha polecałbym inny tytuł.
Najnowsza gra Nintendo to pozytywna, beztroska odskocznia na 30 lub 60 minut dziennie. Tytuł świetnie się sprawdza jako uzupełnienie klasycznego katalogu gier. Dobrze jednak mieć pod ręką coś jeszcze, gdy już zbierzecie wszystkie owoce i sprzedacie wszystkie towary w sklepie. Bo chociaż wciągające, Animal Crossing może nie wystarczyć. Zwłaszcza teraz, gdy wielu z nas siedzi zamkniętych w czterech ścianach. Tę grę trzeba sobie dozować. Trzeba się nią delektować na spokojnie.
Za to w kontekście innych gier z serii bez wątpienia mamy do czynienia z gigantycznym sukcesem. New Horizons to druga najlepsza odsłona w moim prywatnym rankingu. Gra dla Switcha ustępuje wyłącznie ukochanemu New Leaf z konsoli Nintendo 3DS. Formuła małego miasteczka lub uroczej wioski trafia do mnie o wiele bardziej niż tropikalna wyspa z tarantulami. Lepiej czułem się w roli burmistrza niż prawej ręki Toma Nooka.
Największe zalety:
- Pogodna, ciepła gra w sam raz na troski i problemy świata
- Kapitalny mechanizm zegara światowego
- Nie tylko tworzenie, ale również dekorowanie przedmiotów
- Uzależnia, stanowi świetny dodatek do kolekcji gier
- Początkowo każdy dzień zaskakuje i przynosi coś nowego
- NookPhone!
- Edycja przestrzeni nie tylko wewnątrz pomieszczeń, ale również na zewnątrz
- Techniczne ulepszenia, w tym autosave
Największe wady:
- Fatalna decyzja Nintendo o jednej wyspie na urządzenie
- Zbyt wolne, nawet jak na Animal Crossing
- Spłycenie relacji z NPC
- New Leaf miało więcej magii, uroku i ciekawych NPC
- Miasteczko wydaje się jednak ciekawsze niż pusta wyspa
Nie mam wątpliwości, że Animal Crossing: New Horizons to dobra gra. Jestem jednak nieco zaskoczony skrajnie optymistycznymi reakcjami niektórych recenzentów. Na tle produkcji z 2011 r. dla 3DS-a, New Horizons nie jest żadną rewolucją. Na kilku płaszczyznach możemy wręcz mówić o kroku wstecz. Co nie zmienia faktu, że nie potrafię sobie odmówić powrotów na własną wyspę i wiem, że z ACNH spędzę tygodnie, jak nie miesiące izolacji. Kiedy jednak oceniam New Horizons w szerszym kontekście całej serii, nie widzę tutaj hitu godnego dziesiątki.
O wiele bardziej składaniam się w kierunku solidnej ósemki z plusem.