Jedne z moich ulubionych słuchawek sportowych stały się jeszcze lepsze. Plantronics BackBeat FIT 3200 - recenzja
Ok, technicznie rzecz biorąc następców testowanego przeze mnie rok temu zestawu oznaczonego jako 3100 jest dwóch. Już tłumaczę, o co chodzi.
Dla przypomnienia, żeby nie trzeba było czytać ponownie całej starej recenzji. W marcu zeszłego roku testowałem Plantronics BackBeat Fit 3100 - w pełni bezprzewodowe słuchawki, których cechą wyróżniającą było to, że... dopuszczały do uszu użytkownika sporo dźwięków z otoczenia, co podnosiło bezpieczeństwo podczas treningów. Cechowały się całkiem przyjemnym dźwiękiem (choć bas mógłby być trochę bardziej soczysty), dobrze leżały w uszach, miały sensowne (choć brudzące się) etui ładujące i - żeby już nie przeciągać - naprawdę je polubiłem. Do tego stopnia, że przez większość ostatnich miesięcy korzystałem właśnie z nich, nawet pomimo tego, że niestety trzeba było je dość często ładować - przy moim profilu użytkowania wytrzymywały przeważnie około 4 godzin.
Pod koniec zeszłego roku Plantronics pokazał dwa nowe modele z tej serii - 3150 i 3200. Pod wieloma względami były względem siebie bliźniacze, z tą różnicą, że 3150 zachowało przepuszczalność dźwięków, natomiast 3200 oferuje już mechaniczną izolację od otoczenia. Poza tym poprawiono czas pracy na pojedynczym ładowaniu, zoptymalizowano szybkie ładowanie i dopracowano właściwości muzyczne. Model 3200 doczekał się też programowego trybu przepuszczania dźwięków do uszu użytkownika.
I tak od kilku dobrych miesięcy biegam, ćwiczę i spaceruję z BackBeat Fit 3200. Co się zmieniło i czy wszystkie zmiany są na lepsze?
Z zewnątrz - różnic trzeba chyba szukać z lupą
W momencie pisania tego tekstu mam przed sobą obie generacje słuchawek - 3100 i 3200. I gdyby nie to, że oferowane są w różnych wersjach kolorystycznych, mógłbym je pomylić ze sobą. Ma to swoje dobre i złe strony.
Zacznijmy może od tych złych, bo jest ich stosunkowo niewiele. Przede wszystkim niezmieniona została konstrukcja etui ładującego, co oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze - jest ono dość spore, choć trzeba przyznać, że solidne. Spokojnie można nadać słuchawki bagażem rejestrowanym w większej torbie i nic im się nie stanie.
Po drugie - etui wykończone gumowym materiałem zbiera niestety wszystkie odciski palców, wszystkie pyłki i sporo innych, niezbyt sympatycznie wyglądających paprochów.
Po trzecie - zachowano niestety złącze microUSB do ładowania. Niby nie jest to problem, ale w trakcie moich ostatnich 3-4 wyjazdów 3200-tki były jedynym urządzeniem, które wymagało do ładowania przewodu właśnie takiego typu. Tyle dobrze, że słuchawki nie wymagają zbyt częstego ładowania, więc przeważnie tego kabla i tak nie zabieram na krótsze i nawet dłuższe wypady. Na plus można też zaliczyć Plantronicsowi, że w zestawie jest dołączony króciutki kabelek, który zresztą sprytnie chowa się w etui. Ale i tak - poproszę USB-C w kolejne generacji. Bo tak.
Nie zmieniła się również konstrukcja słuchawek. I to ogromny plus.
Ok, zmieniła się sama końcówka (do wyboru w komplecie 3 wersje rozmiarowe), która teraz odpowiada za wytłumienie otoczenia. Cała reszta pozostała jednak bez zmian, za co jestem niezmiernie wdzięczny.
Dlaczego? Bo 3100 były jednymi z wygodniejszych słuchawek sportowych, z którymi miałem do czynienia. Do tego fantastycznie trzymały się w uszach podczas treningów biegowych czy na siłowni.
I to pozostaje prawdą również dla 3200. Są wprawdzie - według specyfikacji - minimalnie cięższe od poprzednika, ale nie jestem w stanie wychwycić w trakcie użytkowania tej różnicy. Tak samo nie przeszkadzają podczas dłuższych biegów, tak samo pewnie leżą w uszach i tak samo chętnie sięgam po nie przed każdym sportowym wyjściem z domu.
Nie zmieniła się natomiast chyba jedyna wada dotycząca użytkowej strony tych słuchawek. Przez swoją konstrukcję, która umożliwia im stabilne pozostawanie w naszych uszach, są całkiem spore. Trudno porównywać je do AirPodsów czy chociażby BackBeat Pro 5100. Idąc więc pobiegać - sięgam po 3200. Idąc na zakupy - raczej skłaniam się ku czemuś w rodzaju 5100, chyba że zakładam, że będę biegł na tramwaj.
A jak jest z całym tym wyciszeniem?
Dobrze, a może nawet bardzo dobrze. Przy odpowiednim doborze końcówek możemy w dużej mierze odciąć się od hałasów dochodzących z zewnątrz. Nie jest to wprawdzie poziom i komfort programowej likwidacji szumów tła, ale bez trudu poradzi sobie np. z hałasem domowej bieżni (o ile mowa o muzyce - w przypadku podcastów czy filmów jest trochę gorzej), publicznej siłowni czy po prostu podczas miejskiego biegania.
Warto tutaj wspomnieć o jednej kluczowej różnicy w stosunku do 3100. W starszym modelu mieliśmy tylko jedną końcówkę i była ona dość uniwersalna. W 3200 musimy z kolei poświęcić trochę czasu na dobór, tak żeby wybrana końcówka pasowała idealnie do naszego ucha. I nie chodzi tutaj tylko o kwestię wyciszenia tła - chodzi raczej o to, że niedopasowana końcówka podczas intensywnego biegania potrafi się przemieszczać, co trochę obniża komfort treningu i słuchania muzyki. Szczęśliwie udało mi się po 2-3 biegach testowych dobrać taką, co do której nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń.
A że FIT 3200 naprawdę dobrze wyciszają tło, dodano specjalny tryb pracy.
Nazywa się Awareness Mode i może pracować w dwóch trybach - zatrzymywania muzyki albo odtwarzania jej ciszej i przy zmienionych nastawach.
Jak spisuje się to rozwiązanie? Korzystałem głównie z tej drugiej opcji, aktywując ją ręcznie pojedynczym dotknięciem pola dotykowego na lewej słuchawce i nie mam powodów do narzekań. Faktycznie do moich uszu docierało wtedy wystarczająco dużo dźwięków tła, a może raczej - dużo mniej maskowała je muzyka, która mimo to była cały czas słyszalna gdzieś w tle. Nie wiem, czy korzystałbym z tej funkcji na takiej zasadzie, na jakiej reklamuje ją producent (rozmowy z drugą osobą w trakcie ćwiczeń, z jednocześnie włączoną muzyką), ale tam, gdzie nie chciałem być całkiem odcięty od świata, jedno kliknięcie rozwiązywało cały problem. A po wbiegnięciu np. do parku znowu mogłem się cieszyć wyłącznie muzyką.
Mam tylko dwa problemy z tą funkcją. Po pierwsze - ma bardzo mocno podkręcony, robotyczny pogłos, który potrafi czasem mocno podbić normalnie łatwe do zaakceptowania dźwięki. Mocno zdziwiłem się, kiedy dźwięk lekko skrzypiącej klamki od drzwi okazał się naprawdę trudny do strawienia. Na wszelki wypadek teraz wyłączam tę funkcję przed wejściem do domu. Nasmarowanie klamki może i byłoby jakimś rozwiązaniem, ale co ja się będę.
Drugą wadą jest to, że przy maksymalnym poziomie głośności ten tryb nie do końca działa tak, jak można byłoby sobie to wyobrażać. Tzn. jesteśmy w stanie i tak zagłuszyć niemal wszystko, co do nas dociera, a hałas otoczenia jest zniekształcony i trudno ustalić, skąd pochodzi, co może być dość niebezpieczne np. podczas biegania skrajem drogi.
Niestety przełączanie się między trybami generuje jeden problem.
Model 3200 obsługujemy podobnie jak poprzednika. Czyli włączamy, długo przyciskając przycisk na prawej słuchawce, kliknięciami na tym przycisku obsługujemy przełączanie utworów, pauzowanie, połączenia przychodzące i asystentów głosowych, natomiast lewa słuchawka ma pole dotykowe, które...
No właśnie - domyślnie obsługuje się nim głośność. Jedno dotknięcie - głośniej. Dotknięcie i przytrzymanie - ciszej. Jeśli jednak chcemy mieć Awareness Mode pod ręką, musimy skorzystać z funkcji My Tap (konfiguracja z poziomu aplikacji na smartfonie), która pozwoli przypisać jedną z kilku dostępnych akcji (w tym Awareness Mode) do pojedynczego i podwójnego dotknięcia pola na słuchawce. Czyli... tak, tracimy wtedy możliwość płynnej zmiany głośności bez wyciągania telefonu.
Wspominam o tym, ale nie jestem w stanie jednocześnie uznać tego za wielką wadę. Przeważnie jeśli już zmniejszam poziom głośności, to właśnie po to, żeby słyszeć otoczenie. Tutaj mam to aktywując tryb Awareness Mode, czyli wychodzi na to samo, z tym, że tych kliknięć jest dużo mniej.
Jeśli jednak ktoś chciałby mieć z poziomu słuchawek dostęp i do regulacji głośności, i do Awareness Mode, to powinien o tym pamiętać.
Do tego dorzuciłbym jeszcze dwie pomniejsze wady. Po pierwsze - powierzchnia dotykowa po kilku godzinach biegania w czapce potrafi reagować na dotknięcia pola dotykowego i to w sposób niesamowicie drażniący. Po drugie - szkoda, że nie dodano opcji pauzowania muzyki po wyjęciu słuchawek z ucha. Dopiero włożenie ich do stacji dokującej powoduje ich całkowite wyłączenie.
Szczęśliwie te małe niedociągnięcia 3200 nadrabia jakością dźwięku.
To wprawdzie czysto subiektywna opinia, ale pisałem już o tym wielokrotnie - od słuchawek treningowych wymagam jednego. Mają mieć satysfakcjonującą jakość dźwięku, jednocześnie oferując jak najbardziej soczysty bas. Model 3100 spełniał pierwszą część tych oczekiwań, ale trochę słabiej było z basem. 3200 likwiduje ten problem.
Jeśli miałbym wskazać jedną rzecz, która w kwestii muzycznej najbardziej zmieniła się między 3100 a 3200, to właśnie jest to bas. Jest go więcej, jest bardziej soczysty, i dużo lepiej nadaje się do napędzania nas podczas intensywnych ćwiczeń. Może to być kwestia lepsze izolacji od otoczenia, a może delikatnych zmian konstrukcyjnych. W każdym razie - jest wyraźnie lepiej.
Reszta pozostaje bardzo zbliżona do tego, jak grały 3100, czyli zaskakująco dobrze jak na względnie jednak niewielkie sportowe słuchawki. Dobra izolacja od otoczenia pozwala skutecznie wypełnić nasze uszy dźwiękiem, który jest - jak na tę kategorię produktu - satysfakcjonująco szczegółowy, niemal niezależnie od gatunku słuchanej muzyki. Niemal, bo jednak basowa charakterystyka 3200 nie sprawdza się wszędzie - wątpię jednak, żeby kogoś podczas treningów motywowały popisy na gitarze klasycznej.
Uniwersalności FIT 3200 odbiera przy okazji fakt, że nie mamy do dyspozycji pełnoprawnego korektora. Do wyboru są tylko trzy tryby - PLT Signature Balanced, Bass oraz Bright. Ten pierwszy jest dość uniwersalny i ma zapewniać odpowiedni balans pomiędzy tonami niskimi, średnimi a wysokimi, ale i tak jest ukierunkowany raczej na te pierwsze. Bass z kolei mógłby być opisany jako Mega Bass, skupiając się na nim do tego stopnia, że mam momentami wrażenie, że niskie tony pojawiają się czasem nawet tam, gdzie ich nie ma. Szczególnie nie polecam w tym trybie słuchać podcastów, bo ich sztuczne zbasienie brzmi momentami komicznie. Przyznaję się jednak bez bicia - jeśli brałem te słuchawki na mocniejszy trening, to upewniałem się najpierw w aplikacji, czy jest włączony właśnie ten tryb.
Bright z kolei aktywowałem wtedy, kiedy chciałem posłuchać podcastów. W tego typu materiałach czuć dość wyraźną różnicę pomiędzy nim a Signature Balanced.
Poprawiono też akumulator.
Poprzednia generacja wytrzymywała bez ładowania teoretycznie do 5 godzin (w praktyce ok. 4) i ze etui mogliśmy uzupełnić ją dwa razy. Do tego 15 minut ładowania dawało godzinę słuchania.
I niby nie był to zły wynik, ale miałem świadomość, że np. na dłuższe biegi górskie muszę zabrać ze sobą inne słuchawki.
Szczęśliwie 3200 rozwiązują i ten problem. Mimo zbliżonych rozmiarów i masy teoretycznie wytrzymają bez ładowania 8 godzin (realnie przy maksymalnej głośności niecałe 7 godzin), natomiast etui zapewni ładowania na dodatkowe 16 godzin słuchania. Gdyby tego było mało, poprawiono też szybkie ładowanie, dając nam po 15 minutach ładowania 1,5 godziny
Co zdecydowanie rozwiązuje mój problem dotyczący tego, które słuchawki zabrać ze sobą w góry.
No i jeszcze wodoodporność i podobne.
Podobnie jak 3100, również i 3200 spełniają normę IP57, co w praktyce oznacza, że bez wahania możemy je zabrać na deszczowy albo potliwy trening.
Uwaga - etui nie jest wodoodporne. Nie miałem natomiast żadnych problemów po pakowaniu do niego minimalnie wilgotnych słuchawek. Ale nie róbcie tego lepiej w domu.
Warto?
Plantronics BackBeat Fit 3100 były jedynymi z moich ulubionych słuchawek - zarówno ze względu na komfort użytkowania, jak i na przepuszczanie do uszu hałasu z otoczenia, co podnosiło poziom bezpieczeństwa. Trochę jednak brakowało mi dłuższego czasu na jednym ładowaniu i basu.
Fit 3200 rozwiązują te wszystkie problemy, może z wyjątkiem wspomnianego na początku USB-C, którego nieobecność tłumaczyć mogę jedynie koniecznością wykorzystania zamówionych wcześniej złącz microUSB. Poza tym wciąż fantastycznie leżą w uszach, nie męczą na dłuższych treningach i gwarantują przyjemną - w warunkach treningowych - jakość dźwięku.
Dyskusyjne pozostaje to, czy wprowadzenie izolacji od otoczenia - na bardzo wysokim poziomie - można liczyć jako plus czy jako minus. Kupienie ich i używanie wiecznie w trybie Awareness Mode trochę mija się z celem - od tego jest model 3150. Natomiast jeśli wolimy się odciąć od otoczenia i tylko czasem przełączyć się w tryb zewnętrzny - jak najbardziej warto. Nawet pomimo tego, że cena w polskich sklepach to niecałe 700 zł.
Na plus:
- bardzo skuteczna izolacja od otoczenia
- mocny i mocniejszy niż w poprzedniku bas
- bardzo zadowalająca jakość dźwięku
- bardzo dobry czas pracy na jednym ładowaniu i spory zapas w etui
- świetnie trzymają się uszu nawet podczas wymagających treningów
- stabilna łączność z telefonem i pomiędzy słuchawkami
- odporność na pot i wodę
Na minus:
- dla niektórych tego basu może być za dużo
- sterowanie nie każdemu musi przypaść do gustu
- ta sama konstrukcja, więc są raczej duże i niezbyt wyjściowe
- etui szybko się brudzi i to w każdym możliwym miejscu
- samo etui jest też dość duże
- microUSB