Windows potrzebuje taniego Surface'a jak tlenu. A Microsoft nadal nie jest gotowy
Steve Ballmer miał rację, a Tim Cook się mylił. Świat chce i potrzebuje prostego, poręcznego komputera PC, na którym po pracy wygodnie będzie mógł przejrzeć prasę, poczytać komiksy, obejrzeć serial czy zagrać w Sudoku. Apple jest bardzo bliski zapewnienia masom takiego komputerka. Microsoft, który go wymyślił, jest nadal w lesie.
Surface pierwszej generacji nie był idealnym sprzętem. Jego opasła obudowa i malutki wyświetlacz sprawiały, że nie był ani przesadnie dobrym laptopem, ani też zbyt wygodnym tabletem. Nakreślił jednak wizję urządzenia, które wręcz zostało skrojone na miarę dla tak wielu użytkowników. Surface, a w szczególności Surface Pro, zarysował cel, do którego Microsoft zaczął dążyć. I w dużej mierze go osiągnął, tabletem Surface Pro 3.
Surface Pro 3 to bardzo leciutki tablet notebook, o eleganckiej i smukłej formie, który bez problemu poradzi sobie ze wszystkimi typowymi aplikacjami biurowymi i podstawową edycją multimediów. Pozwala też na błyskawiczne odczepienie klawiatury, zamieniając się w poręczny tablet, na którym możemy przejrzeć prasę czy zrelaksować się przy jakimś filmie. Tak jak wszyscy jego następcy.
Apple przez długi czas całkiem otwarcie krytykował pomysł Microsoftu. Tim Cook mniej lub bardziej dowcipnie przyrównywał Surface’a do hybrydy lodówki i tostera, sugerując rzekomą absurdalność tego pomysłu. Tymczasem jedyne, co Microsoft pierwotnie w swojej wizji źle wykoncypował, to myślenie o Surface Pro przede wszystkim jak o tablecie. To miał być najpierw tablet, a dopiero potem komputer. Dziś Microsoft myśli o Surface Pro odwrotnie i tak też go promuje: to najpierw laptop, a dopiero potem tablet.
Surface Pro ma poważny problem. Nadal nie jest produktem masowym i jeszcze długo nim nie będzie.
Surface Pro z Core i5, 8 GB RAM, 128 GB pamięci, klawiaturą i rysikiem – a więc sensowny zestaw, bez szaleństw – to wydatek ponad 5,7 tys. zł. Tyle kosztuje przyjemność posiadania sensownej hybrydy z Windowsem. Dla prosumera – ulubionego klienta Microsoftu zaraz po korporacyjnym – taki Surface Pro raczej nie jest wydatkiem nie do przełknięcia. Jestem jednak przekonany, że mało który czytający ten tekst rodzic w ogóle myśli o kupieniu dziecku takiego Surface’a Pro do szkoły, gdzie przecież sprawdziłby się idealnie.
W przypadku Surface’a Pro wiele płacimy za tak zwane doświadczenia premium. Za rewelacyjny wyświetlacz, genialną klawiaturę czy świetne materiały wykończeniowe. Nadal jednak w tej cenie bardzo łatwo znaleźć całkiem smukłego notebooka, który wydajnością jest o klasę lepszy od Surface’a Pro. Interfejs Surface’a Pro w trybie tabletu również pozostawia wiele do życzenia, na dodatek jest bardzo mało znanych i popularnych gier na tablet Microsoftu. To urządzenie wysoce niedoskonałe na dodatek drogie. Jego sukces i pozycja trendsettera w kontekście powyższych wad tym bardziej podkreśla popyt na taki rodzaj sprzętu. Steve Ballmer miał rację, a Tim Cook się mylił.
Problem w tym, że Intel i pozostali partnerzy sprzętowi, na których Microsoft polegał od dekad i pod których produkty optymalizował Windowsa, nie są zbyt biegli w tworzeniu podzespołów dla prawdziwie mobilnych urządzeń. Komponenty spełniające jakieś sensowne parametry pracy wyraźnie kosztują ich dużo wysiłku. Laptop z Windowsem w kwocie poniżej 2,5 tys. zł to zazwyczaj niemal nieużywalny szrot. Surface Pro i jego klony kosztują dwa razy więcej. A o tym, jak bardzo na dziś nie da się stworzyć taniego i sensownego ultramobilnego sprzętu dla Windowsa, najlepiej świadczą Surface Go i Surface Pro X.
Pierwszy z nich jest urządzeniem sprzedawanym w całkiem sensownej formie i cenie. 2,5 tys. zł za elegancki mikrokomputerek i tablecik, który sprosta zarówno typowym zadaniom do szkoły czy pracy, jak i na którym wygodnie można poczytać internet? Dokładnie o to chodzi! Problem w tym, że jednak nie sprosta. Surface Go jest koszmarnie powolnym, nieresponsywnym urządzeniem, z którym obcowanie nie jest przyjemnością. Jego przeciwieństwem jest Surface Pro X, który za sprawą supernowoczesnych podzespołów jest absolutną przyjemnością w użytkowaniu, genialny sprzęt. Za pieniądze niemalże chore.
Konkurencja Microsoftu nie mierzy się z tym problemem. Bo nie zaczynała na desktopach, a właśnie na urządzeniach ultramobilnych.
Z trudnego do odgadnięcia względu Android jakoś nigdy nie sprawdził się na tabletach. Google jednak i tak znalazł sposób na wprowadzenie się na rynek hybryd – podobnie jak Microsoft, za sprawą desktopowego systemu, jakim jest Chrome OS. Nie jest to co prawda system o stricte mobilnych korzeniach, ale za sprawą swojej bardzo prostej budowy nie jest też przesadnie wymagającym dla sprzętu. Sensowną hybrydę z Chrome OS można dostać w cenie dwukrotnie niższej od Surface’a Pro – często jeszcze atrakcyjniejszej.
Największym zagrożeniem dla Surface’a Pro i jego klonów jest jednak produkt firmy, która długo z całego zamieszania stroiła sobie żarty. iPad to wzór tabletu, a jego system operacyjny z wersji na wersję coraz bardziej przypomina system przeznaczony również dla laptopów. Próbowałem korzystać z iPadOS-a w ramach eksperymentu jako z podstawowego narzędzia do pracy i poległem.
Nie dlatego, że iPadOS nadal traktuje kursor myszki jako coś niemalże obcego – a na biurku dotyk powinien być uzupełnieniem, a nie podstawową formą interakcji – a z uwagi na to, jak w tym systemie rozwiązany jest multitasking. Może to siła przyzwyczajeń i starość przeze mnie przemawiają, ale zupełnie nie mogłem się przestawić na model ipadowy. Według mnie Android na desktopie jest znacznie wygodniejszy.
„Na klawiaturę Smart Keyboard Folio z touchpadem czekam bardziej niż na nowego iPada Pro”.
To tytuł tekstu Piotrka Grabca, naszego spiderswebowego eksperta od firmy Apple. Nie tylko opowiada w nim o wiarygodnej plotce sugerującej, jakoby Apple chciał wprowadzić do sprzedaży klawiaturę z gładzikiem dla iPada, ale też wskazuje na produkty firm trzecich, które już na pewno bez problemu kupimy. Akcesorium Apple’a ma tu o tyle znaczenie, że rodzi nadzieję na jakieś drobne usprawnienia w iOS-ie dla myszy. Zwłaszcza że tak na dobrą sprawę wiele do zrobienia nie ma.
32-gigabajtowy iPad z Apple Pencil i Smart Keyboard to wydatek niecałych 2,9 tys. zł. A zdecydowanie jest to urządzenie premium, o kilka klas wyżej od sprzedawanego w podobnej cenie Surface’a Go, dwukrotnie tańsze od Surface’a Pro i wielokrotnie tańsze od Surface’a Pro X.
iPad również jest daleki od ideału i prawdopodobnie żadnemu power userowi nie zastąpi peceta. iPadOS nie potrafi nawet rysować aplikacji w oknie o dowolnych wymiarach, a praca na plikach i folderach – choć jest dużo lepiej niż było – nadal do najwygodniejszych nie należy. Brakuje jednak bardzo niewiele, a i tak pewnie znajdą się i tacy, którzy mi zaraz wytłumaczą jak to te pliki i foldery to już przestarzały model pracy.
Udany Surface Go albo śmierć.
Aż smutno patrzeć, jak Microsoftowi ucieka rynek, który sam stworzył. Ucieka na rzecz rywala, który pierwotnie nie dostrzegał w nim żadnego potencjału. Kolejne zdjęcia iPada w formie coraz bardziej przypominającej podręczny konsumencki mikrokomputerek muszą być dla inżynierów z Redmond wyjątkowo frustrujące. Windows 10X i procesory Intel Lakefield – nowoczesny fundament pod ultramobilną przyszłość – są wciąż w powijakach. Co oznacza, że nadal technologia, jaką wybrał Microsoft, w cenie iPada jest w stanie zaoferować doświadczenie na poziomie Surface’a Go – czego nikomu nie życzę.
Surface Pro nigdy nie będzie popularny. To urządzenie ze wszech miar potężniejsze. Gdy jeszcze na nim pracowałem, zdarzało mi się wtykać tablet w stosowne miejsce na biurku, co wybudzało dwa monitory, myszkę i desktopową klawiaturę, a na tych monitorach od razu gotowe do komfortowej pracy czekały na mnie desktopowe wersje Chrome’a, Photoshopa czy Worda. Taki tryb pracy to science-fiction dla iPada. Większość z nas oczekuje jednak dużo mniej od takiego mikrokomputerka. Niewiele więcej od tego, co iPad ma do zaoferowania. I w cenie najlepiej ciut niższej od tego iPada.
Microsoft jest na dziś bez szans. Najlepszym Surface’em dla klienta masowego staje się iPad, alternatywą dla niego stają się dotykowe hybrydowe Chromebooki. Surface Pro i jego windowsowe klony pozostaną w rękach wymagających prosumerów i pracowników terenowych dużych firm.
Gdyby ktoś mi dekadę temu powiedział, że to właśnie Apple ma stworzyć najtańszy, najbardziej opłacalny mikrokomputer dla masowego konsumenta w życiu bym w to nie uwierzył. Dwie dekady temu bym nie uwierzył, że nie będzie pracował pod kontrolą Windowsa. To zabawne jak niegdyś oczywiste decyzje biznesowe – w tym wypadku wybór partnerów sprzętowych przez Microsoft – z czasem ewoluują do zupełnie nietrafionych.