Zacząłem testy Huaweia Mate Xs i... przekonałem się, że jestem uzależniony od Google'a
Od wczoraj mam okazję korzystać z Huaweia Mate Xs. Póki co najnowszy sprzęt chińskiej firmy uświadomił mi, jak bardzo jestem uzależniony od Google.
Na tekst dotyczący składanego smartfona od Chińczyków przyjdzie jeszcze czas, ale już mogę powiedzieć, że pod względem sprzętowym jest to najlepszy lub przynajmniej jeden z najlepszych smartfonów na rynku. Głównym wyróżnikiem tego modelu jest składany ekran OLED, dzięki któremu można go łatwo zamienić w tablet. Oprócz tego mamy tu najnowszy procesor Kirin 990, 8 GB RAM, 512 GB miejsca na pliki, dwa akumulatory o pojemności 2200 mAh każdy, cztery aparaty i modem 5G.
Nie sposób się tu do czegoś przyczepić, ale po smartfonie za jakieś 11 000 zł nie spodziewałbym się jakichkolwiek braków. Jest to nie tylko szybki sprzęt, ale też pokaz technologii, pewna wizja przyszłości oraz urządzenie klasy premium. A mimo to daleko mu do ideału i, paradoksalnie, nie jest to wina Huaweia.
Huawei Mate Xs niestety nie ma usług Google Play.
Człowiek niby wiedział, ale się łudził. Tak mogę określić swoje podejście do nowych smartfonów Huaweia. Wiedziałem, że jestem uzależniony od Google'a, ale nie wiedziałem, że nie jestem w stanie bez niego normalnie funkcjonować. Uświadomił mi to właśnie Huawei Mate Xs.
Dostrzegłem to już w pierwszych minutach korzystania z urządzenia. Żaden z ekranów konfiguracji nie prosił mnie o zalogowanie się do konta Google. Następnie Huawei pozwolił mi na skopiowanie zawartości mojego poprzedniego smartfona, więc zdecydowana większość aplikacji i danych została zachowana. Wszelkie informacje jednak znajdowały się wyłącznie w urządzeniu i nie synchronizowały się z chmurą Google. Moi współpracownicy nie wiedzieli zatem, że wpisuję do kalendarza spotkanie, urlop lub zupełnie inne wydarzenie.
Ktoś powie, że problem ten mogę rozwiązać za pomocą aplikacji firm trzecich dostępnych w sklepie AppGallery i… będzie miał rację, jednak będzie to wymagać dodatkowej konfiguracji. Mocniej uderzył mnie brak ważnych funkcji multimedialnych, takich jak Zdjęcia Google, w których znajdują się wszystkie moje fotografie z ostatnich kilku lat, oraz YouTube’a, będącego moją ulubioną formą rozrywki. Na smartfonach Huaweia nie zadziała również Netflix, bo wymaga certyfikatu Google. Dodatkowym problemem był dla mnie brak dostępu do YouTube Music, który ostatecznie zastąpiłem za pomocą Spotify. Z części z tych usług można korzystać w przeglądarce, ale nie jest to wygodne. Co za tym idzie - na Huaweiu Mate Xs serialu lub filmu praktycznie nie pooglądasz.
To oczywiście nie jest koniec listy.
Podobnie sprawa ma się z Dokumentami Google, w których zazwyczaj pracuję - nawet w nich piszę ten tekst. Równie źle wygląda to z aplikacjami do przejazdów, takimi jak Uber, Bolt oraz FreeNow, ponieważ działają one w oparciu o mapy Google, a większość z was pewnie nawet o tym nie wiedziała. W Huawei AppGallery brakuje także większości aplikacji bankowych, choć te można skutecznie przenieść ze swojego poprzedniego smartfonu Huawei za pomocą funkcji Phone Clone.
Jak widać, nie jestem w stanie funkcjonować bez usług Google. Początkowo ich brak wydawał mi się problemem dosyć łatwym do przeskoczenia, ale praktyka mocno zweryfikowała teorię. Tak naprawdę zdecydowana większość używanych przeze mnie usług albo należy do Google, albo na jego produktach bazuje, albo nie chce działać bez sklepu Google Play. Na rynku smartfonów z Androidem panuje monopol Google, do niedawna nie było tu miejsca na jakąkolwiek konkurencję. Huawei zresztą też nie chciał ną być, ale został do tego zmuszony przez rząd Stanów Zjednoczonych.
Jankesi wykonują paniczne ruchy mające na celu wyłącznie wyeliminowanie Huaweia z rynku lub przynajmniej ustawienie go do pionu. Google chce współpracować z Huaweiem, Huawei chce współpracować z Google’em, obie firmy chcą dostarczać swój sprzęt i usługi do klientów, zaś ci klienci chcą z nich korzystać. I choć to wszystko powinno działać, to poczynania jednego kraju sprawiły, że tak nie jest. Zatem brak dostępu do moich ulubionych usług pokazuje nie tylko, że jestem uzależniony od Google, ale też od poczynań rządów Stanów Zjednoczonych i Chin. Mimo że nie mam obywatelstwa żadnego z tych krajów.
Jakie jest rozwiązanie obecnego stanu rzeczy?
Wbrew ostrzeżeniom Google’a próbowałem zainstalować w nieoficjalny sposób usługi Google Play stworzone z myślą o modelu Huawei Mate 30 Pro - niestety bezskutecznie. Zapewne dokładna instrukcja instalacji niebawem trafi do sieci, ale póki co jej nie ma, bo Huawei Mate Xs jest modelem zbyt nowym. Trafił na rynek zaledwie trzy dni temu, więc podejrzewam, że odpowiednie modyfikacje usług Google będzie można znaleźć w sieci w przeciągu lub kilku tygodni.
Uważam jednak, że nikt nie kupuje telefonu za dwa, trzy lub jedenaście tysięcy złotych, żeby w nim grzebać. Taki sprzęt powinien działać tu, na miejscu, teraz. Chcą tego nie tylko użytkownicy, ale też Google i Huawei. Ten pierwszy poprosił właśnie rząd Stanów Zjednoczonych o możliwość współpracy z Huaweiem i możliwe, że uzyska na to zgodę. W końcu wcześniej podobny wniosek wystosował Microsoft i został on zaakceptowany, czego owocem jest chociażby powrót laptopów Matebook na sklepowe półki.
Huawei z kolei cały czas tworzy swój ekosystem i idzie mu to całkiem nieźle. W AppGallery oczywiście cały czas brakuje wielu aplikacji, ale ten stan rzeczy zmienia się z każdym tygodniem, zaś Chińczycy inwestują potężne pieniądze w deweloperów tworzących aplikacje działające w oparciu o HMS (Huawei Mobile Services). To jednak nie rozwiązuje jeszcze jednego problemu: uzależnienia użytkowników takich jak ja od Google’a. Jeżeli Huawei chce stanowić pełnoprawną konkurencję dla innych producentów smartfonów z Androidem, powinien stworzyć narzędzia, które pozwolą na łatwe przeniesienie danych (takich jak zdjęcia) z chmury Google na własną oraz stworzyć autorskiego klienta YouTube’a.
Dopiero wtedy będę mógł z czystym sumieniem napisać, że kupno smartfona Huaweia bez usług Google’a ma sens. I mam nadzieję, że stanie się to już niebawem.