W morzach i oceanach zaczyna brakować ryb, a woda jest pełna plastiku
O problemach z połowami donoszą rybacy z całego świata. Wiele wskazuje na to, że naukowcy, którzy od dawna ostrzegali o tym, że do 2050 r. większość gatunków ryb zniknie z oceanów mieli rację.
Czynników, które odpowiadają za obecną sytuację jest kilka. Po pierwsze, jak wynika z raportów publikowanych przez WWF, ok. 30 proc. morskich łowisk jest eksploatowana zbyt intensywnie, co uniemożliwia ich naturalną regenerację. Drugą, równie ważną kwestią są zmiany klimatyczne, które mają ogromny wpływ na oceany. Powodem numer trzy jest ich systematyczne i długoletnie zaśmiecanie, którego skalę najlepiej demonstruje Wielka Pacyficzna Plama Śmieci.
W morzach zabraknie ryb
Na coraz trudniejsze połowy skarzą się rybacy ze wszystkich kontynentów. W Polsce rybacy narzekają najbardziej na stale malejącą populację dorsza. Komisja Europejska próbuje co prawda reagować na ten problem, zmniejszając co chwilę limity połowów, ale wielu ekspertów uważa, że decyzje urzędników nie są w stanie naprawić tej sytuacji.
Potwierdzeniem tej tezy niech będzie fakt, że w 2017 r. polscy rybacy odłowili tylko 57 proc. całego krajowego limitu dorszowego. Dorsz nie jest zresztą jedyną rybą, której populacja zmniejsza się w rekordowym tempie. Podobne problemy występują w przypadku połowów śledzia, czy szprota, które nota bene są naturalnym pokarmem dla dorszy.
W połączeniu z wielkimi jednostkami paszowymi, które na ogromną skalę odławiają z Bałtyku co się da, populacje większości gatunków ryb nie mają po prostu czasu na regenerację.
Z podobnymi problemami zmagają się rybacy z Indii i Afryki, czyli z kontynentów, których łowiska są nadmiernie eksploatowane od lat. Problem ten dotyka najbardziej rybaków operujących na małą skalę, którzy nie dysponują zbyt zaawansowanym sprzętem ani środkami, żeby korzystać np z łowisk oddalonych bardziej od kontynentu.
Nieprzestrzeganie lub czasami po prostu brak jakichkolwiek limitów dotyczących połowów odbija się teraz rybakom ogromną czkawką. Najlepiej na tle innych kontynentów wypadają aktualnie Stany Zjednoczone, które właśnie dzięki przestrzeganiu mądrze ustalonych limitów połowów ustabilizowały sytuację większości łowisk, dzięki czemu tamtejsi rybacy mogą spać spokojnie. Przynajmniej na razie.
Kolejnym problemem są rozrastające się strefy beztlenowe
Wiecie co to jest anoksja oceaniczna? To stan skrajnego zubożenia wody w tlen. Im na naszej planecie robi się cieplej, tym mniej tlenu rozpuszcza się w morzach i oceanach. Im jego stężenie w morskiej wodzie jest mniejsze, tym gorzej mają wszystkie organizmy, które potrzebują go do życia.
Za to coraz lepiej robi się dla wszelkiej maści żyjątek, które tlenu nie potrzebują. Bakterie siarkowe na przykład uwielbiają martwe strefy (czyli te, gdzie prawie nie ma tlenu) w oceanie. Mogą sobie je bez przeszkód zaanektować i zająć się produkcją siarkowodoru na masową skalę.
Siarkowodór, oprócz tego, że strasznie śmierdzi, jest też trującym gazem. Jego toksyczność dodatkowo rośnie wraz ze wzrostem temperatury. Naukowcy oceniają, że pod koniec permu (i kilku innych okresów), jego stężenie w atmosferze było na tyle wysokie, że zabijał on zarówno zwierzęta, jak i rośliny.
Do tego dochodzi jeszcze jedna zabawna sprawa. Siarkowodór atakuje również ziemską powłokę ozonową, która chroni nas przed promieniowaniem ultrafioletowym.
Plastik, czyli nowy pokarm dla ryb
W zeszłym roku, na wybrzeżu Filipin morze wyrzuciło martwego wieloryba, w którego żołądku znaleziono 40 kilogramów plastiku. Ten pojedynczy przypadek nie jest w stanie oddać całej skali problemu zanieczyszczenia ziemskich mórz i oceanów, ale i tak dość dobrze działa na wyobraźnię.
Problem zanieczyszczenia plastikiem oceanów już dawno doczekał się poważnego statusu. Naukowcy ostrzegali przed takim scenariuszem od lat, no ale niewielu ludzi przejęło się tymi komunikatami. Obecnie szacuje się, że w oceanach pływa ok 400 mln ton plastikowych śmieci. Tak duża ilość wpływa oczywiście na tamtejsze ekosystemy.
Rozdrobniony plastik w postaci mikrokulek coraz częściej trafia również do naszego jedzenia, gdyż nie jesteśmy w stanie odróżnić go od soli morskiej – jednej z najpopularniejszych przypraw na naszych stołach. Nie są to zbyt dobre informacje.
Gdyby jutro zdarzył się jakiś poważny kataklizm, który doprowadziłby do naszej zagłady, plastik zostałby jednym z największych śladów po naszej cywilizacji. Niektórzy naukowcy żartują, że obecny okres w historii naszej planety powinien nazywać się epoką plastiku (albo plastocenem - właśnie to wymyśliłem).
Zmiany klimatyczne dotykają coraz większą liczbę osób
Problemy w branży rybackiej związane z zanieczyszczeniem oceanów i zbyt liberalnym podejściem w sprawie limitów połowów to kolejna cegiełka pt. problemy powiązane z działalnością człowieka na rzecz ziemskiego ekosystemu.
Od początku ery przemysłowej mamy coraz większy i szybszy wpływ na naszą planetę, przez co zmuszeni jesteśmy do borykania się z rosnącą liczbą problemów wynikających bezpośrednio z tej działalności. Nadal oczywiście wielu z nas sądzi, że to co robimy, w skali całej planety ma marginalne znaczenie i że jakoś to będzie. Rybacy też tak myśleli.