Śmiało, ignorujmy nadal globalne ocieplenie i jego skutki. Najwyżej umrzemy
Nigdy nie sądziłem, że będę pisał teksty w obronie ochrony środowiska. To zawsze robili jacyś ludzie, którzy przypinali się łańcuchami do drzew i stawali w obronie jakiegośtam gatunku świerszcza, który nigdy, nikogo tak naprawdę nie obchodził. No cóż…
Tym razem nie chodzi tu o świerszcze, tylko o ludzi. Donald Trump podczas swojego wczorajszego wystąpienia ogłosił, że wycofanie się z paryskiego porozumienia klimatycznego to wielki sukces Stanów Zjednoczonych.
Dzięki temu, że Stany przestaną przestrzegać zawartych w porozumieniu ustaleń, będą mogły budować m.in. nowe elektrownie węglowe. Zyska na tym gospodarka. Wiecie: nowe miejsca pracy, amerykański sen, cud, miód i orzeszki.
Jednak w dłuższej perspektywie nie wygląda to już tak różowo.
Jedyne w czym chciałbym przyznać Trumpowi rację to wywołanie do tablicy Chin i Indii, jako największych trucicieli na świecie. Tak, oba te kraje emitują ogromne ilości gazów cieplarnianych, które trafiają do naszej atmosfery.
Ale to nie oznacza, że Stany Zjednoczone mogą z tego powodu zachowywać się w podobny sposób. Wolałbym raczej, żeby zamiast wyłamywać się z paryskiego porozumienia klimatycznego, Trump starał się wymóc takie same ograniczenia właśnie na tych dwóch państwach (i kilku innych).
Jeśli największe i najpotężniejsze kraje na tym świecie do tematu globalnego ocieplenia nadal podchodzić będą tak lekceważąco, to już teraz możemy zacząć się pakować i kolonizować Marsa. Inaczej skończy się to tragicznie. Jak?
Wszyscy umrzemy
Dobry nagłówek, co? Pozwólcie, że go trochę rozwinę. Wiecie co to jest anoksja oceaniczna? To stan skrajnego zubożenia wody w tlen. Im na naszej planecie robi się cieplej, tym mniej tlenu rozpuszcza się w morzach i oceanach. Im jego stężenie w morskiej wodzie jest mniejsze, tym gorzej mają wszystkie organizmy, które potrzebują go do życia.
Za to coraz lepiej robi się dla wszelkiej maści żyjątek, które tlenu nie potrzebują. Bakterie siarkowe na przykład uwielbiają martwe strefy (czyli te, gdzie prawie nie ma tlenu) w oceanie. Mogą sobie je bez przeszkód zaanektować i zająć się produkcją siarkowodoru na masową skalę.
Siarkowodór, oprócz tego, że strasznie śmierdzi, jest też trującym gazem. Jego toksyczność dodatkowo rośnie wraz ze wzrostem temperatury. Naukowcy oceniają, że pod koniec permu (i kilku innych okresów), jego stężenie w atmosferze było na tyle wysokie, że zabijał on zarówno zwierzęta, jak i rośliny. Do tego dochodzi jeszcze jedna zabawna sprawa. Siarkowodór atakuje również ziemską powłokę ozonową, która chroni nas przed promieniowaniem ultrafioletowym. Cudownie, prawda?
Ziemia przechodziła już przez kilka okresów globalnego ocieplenia.
Żaden z nich nie kończył się dobrze dla żyjących na niej gatunków zwierząt. Okresy globalnego ocieplenia powiązane są z wieloma mniejszymi i większymi, masowymi wymieraniami na Ziemi. Dlatego nie sądzę, żeby tym razem scenariusz ten odbył się w jakiś inny sposób.
I jasne, tamte okresy nie zostały spowodowane przez działalność człowieka. Wtedy głównymi winowajcami były erupcje wulkanów, zapoczątkowane m.in. przez skruszenie skorupy ziemskiej przez spadające na nią asteroidy i meteoryty. Teraz już tego nie potrzebujemy. Nasz gatunek rozprzestrzenił się na Ziemi na niespotykaną do tej pory skalę. Potrafimy też budować ogromne fabryki i elektrownie, które może jeszcze nie są aż tak wydajne, jeśli chodzi o emisję gazów cieplarnianych do atmosfery, jak wulkany, ale ziarnko do ziarnka…
Ale co z tego, skoro podczas obecnej kadencji Trumpa nic wielkiego się nie stanie.
Właśnie ta krótkowzroczność polityków jest najbardziej przerażająca. Oby tylko spokojnie doczekać do kolejnych wyborów. Albo do emerytury. Ziemia to przecież ogromny ekosystem, który z dnia na dzień nie ma prawa się „popsuć”. Czym się tu przejmować?
Zwykli ludzie też w większości nie są zainteresowani problemem globalnego ocieplenia.
No jest trochę cieplej, to chyba dobrze? Do tego dochodzi też ogromna skala dezinformacji w tym temacie – zapewne znacie kogoś, kto upiera się, że zmiany klimatyczne to naturalny proces i ludzkość nie ma z tym nic wspólnego, albo twierdzi nawet, że klimat się oziębia, a nie ociepla.
Większość obecnie żyjących na tej planecie ludzi jest dodatkowo w bardzo komfortowej pozycji. Jeśli nadal będziemy lekceważyć sobie w najlepsze temat emisji gazów cieplarnianych to prawdopodobnie i tak za naszej kadencji nic wielkiego się nie stanie. Przybędzie trochę terenów pustynnych, wymrze kilka gatunków zwierząt, jakieś niewielkie obszary na Ziemi staną się niemożliwe do zamieszkania. Zdrożeje sushi. Nic wielkiego.
Jednak w dłuższej perspektywie, ciągłe ignorowanie naszego wpływu na klimat planety to masowe samobójstwo. Trochę tak, jakby cała ludzkość zamknęła się w ogromnym garażu bez wentylacji i uruchomiła stojący w nim samochód z silnikiem spalinowym, bo przecież musi posłuchać radia i naładować telefon.
Wpis ten zakończmy informacją o tym, że Elon Musk postanowił zrezygnować z roli doradcy Donalda Trumpa, po tym jak prezydent USA ogłosił wczoraj, że Stany Zjednoczone wycofają się z paryskiego porozumienia klimatycznego. Dalej sądzicie, że nic się nie stało?