Gdy następnym razem wkurzy was Filip Chajzer, pomyślcie, że jakaś organizacja charytatywna dobrze na tym wyjdzie
Chajzerować - zrobić coś złego/żenującego/upokarzającego, a następnie próbować się wybielić innym dobrym aktem - taka definicja pojawiła się dwa dni temu w Miejskim słowniku slangu i mowy potocznej.
Wokół Filipa Chajzera znów zrobiło się gorąco. Tym razem jednak do pieca dodał nie on sam, ale youtuber Gargamel, który w swoim filmie „Błędne koło Filipa Chajzera” nie tylko bezlitośnie wypunktował wpadki popularnego celebryty, ale też pokazał mechanizmy rządzące jego obecnością w mediach społecznościowych.
Gargamel przygotował materiał, który można by nazwać spisem grzechów. Prezenter robi coś, nazwijmy to dyplomatycznie, nieakceptowalnego społecznie, zwykle w ramach źle pojętej zgrywy. Potem przeprasza za to w internecie, kreując się przy okazji na ofiarę hejterów. Na koniec zaś organizuje akcję charytatywną, którą naprawia świat i swój nieco nadszarpnięty wizerunek.
Wszystko jest ok, aż do następnej obraźliwej wypowiedzi, krzywdzącego teatrzyku lub agresywnej akcji w mediach społecznościowych – prześmiewczego ataku paniki, który nie tak dawno prezenter zainscenizował w telewizji śniadaniowej, rasistowskich tekstów czy nagonki na dziennikarkę, która miała czelność go skrytykować.
I tak, cytując Filipa Chajzera: „wszyscy jesteśmy ludźmi i czasami popełniamy błędy”, ale nasz gatunek został obdarzony także zdolnościami myślenia krytycznego i autorefleksji, które połączone razem potrafią zdziałać prawdziwe cuda.
Trzeba tylko odważyć się z nich skorzystać. I to chyba krytyków Chajzera frustruje najbardziej. Każda kolejna wpadka trafia pod dywan akcją charytatywną, a po niej następuje kolejna, podobna. Nie ma wniosków, zmiany, ewolucji, Jest koło.
Internet ma problem z Filipem Chajzerem i zupełnie nie potrafi sobie z nim poradzić.
Filip Chajzer sprawia wrażenie kogoś, kto próbuje schować do szafy wewnętrzny kompas etyczny i zamienić go na Facebookowe statystyki emotikonów i komentarzy pod postami. Jeśli internetowy barometr pokaże, że gawiedź się wkurza na symulowany atak paniki, celebryta wystosuje odpowiednie przeprosiny, nawet jeśli czasami sprawiają wrażenie, że on sam nie do końca czuje, że ma za co przepraszać. Jeśli barometr spadnie poniżej krytycznego poziomu, uruchomi akcję charytatywną i przypomni, że jest się tylko kolesiem o dobrym sercu, który najbardziej na świecie chciałby pomagać innym.
I tu wracamy do ludzkich supermocy, z których Filip Chajzer nie korzysta. Mechanizm testowania granic, robienia czegoś i sprawdzania reakcji innych, nie ma w sobie nic zdrożnego. To socjalizacja. Gdyby celebryta rzeczywiście internalizował krytyczne opinie i nie zbywał ich pseudoprzeprosinami, pewnie szybko nauczyłby się, że obrażanie innych nie jest OK. Problem polega na tym, że wniosków takich nie wyciąga... i być może trochę w tym wina Internetu.
Film o Filipie Chajzerze, który w chwili pisania tego tekstu wyświetlono już ponad milion razy, rozpętał krótką, acz intensywną internetową burzę.
Wkurzeni internauci rzucili się zalewać jego profil gradem komentarzy, aż ten pod ich naporem zniknął na jakiś czas z internetu. Teraz już wrócił, ale oczyszczony i pachnący świeżością. Patrząc na niego, można mieć poczucie, że nic się nie wydarzyło, wszystko spłynęło. Po profilu, po Chajzerze.
I mówiąc szczerze, trudno było oczekiwać innej reakcji. Byliśmy już tu, to tylko kolejne okrążenie błędnego koła, w które razem z Chajzerem wpadają często jego najbardziej zażarci krytycy.
Można próbować wylać frustrację związaną z działalnością celebryty, pisząc kilka złośliwych słów na jego koncie, ale ani to mądre, ani skuteczne. Kolejne akcje internautów, próby „obalenia” Chajzera i jego społecznościowych kont są słabe.
Nie da się hejtem walczyć z hejtem. To nie tylko nie ma żadnego sensu z etycznego punktu widzenia i zmienia przestrzeń publiczną w śmierdzące bagno, ale też jest skrajnie nieskuteczne. Atakujący szybko, choćby tylko we własnej głowie, zmienia się w ofiarę i może się tylko utwierdzić w przekonaniu, że oto jego twierdza praworządności jest otaczana przez hordy internetowych barbarzyńców, którzy rzucają się na wszystko, co lepsze od nich, światłe, zabawne i klikalne.
Jeśli następnym razem wkurzy was Filip Chajzer, pomyślcie sobie, że jakaś organizacja charytatywna na tym dobrze wyjdzie.