REKLAMA

Coca-Cola zmienia się na naszych oczach. Puszki nie będą już owijane plastikiem

Coca-Cola zapowiada kolejne zmiany w kierunku bardziej ekologicznej przyszłości: część plastikowych opakowań zostanie zastąpiona opakowaniami z tektury.

Coca-Cola się zmienia. Puszki nie będą już owijane plastikiem
REKLAMA
REKLAMA

Największy producent napojów na świecie właśnie ogłosił, iż do końca 2021 r. wszystkie wielopaki puszek, dziś pakowane w folię termokurczliwą, będą pakowane w innowacyjne kartonowe opakowanie o nazwie KeelClip.

 class="wp-image-1043657"

Twórcą tej technologii jest firma Graphic Packaging International. Jej główną zaletą jest nie tylko redukcja wykorzystania plastiku, ale też niewielka ilość papieru niezbędnego do stworzenia uchwytu na puszki.

Pierwszym krajem, do którego przyjadą wielopaki puszek zapakowane w KeelClip, będzie Holandia. Potem w tym samym kraju, w fabryce Coca-Coli w Dongen, rozpocznie się produkcja nowej linii puszek i opakowań, które następnie trafią do innych krajów na Starym Kontynencie, w tym do Irlandii i Polski, które są następne w kolejce.

Sumarycznie całe przedsięwzięcie ma kosztować Coca-Colę 15 mln euro i przynieść oszczędności ekologiczne w postaci 2 tys. ton plastiku i 3 tys. ton CO2 rocznie.

Coca-Cola coraz bardziej przykłada się też do recyclingu.

Firma właśnie ogłosiła, iż od przyszłego roku w Szwecji wszystkie plastikowe butelki Coca-Coli będą produkowane z materiału pochodzącego w 100-proc. z recyclingu. Ma się to przełożyć na zmniejszenie wykorzystania dziewiczego plastiku o 3500 ton rocznie oraz ograniczenie emisji CO2 w Szwecji o 25 proc.

Mowa tu nie tylko o butelkach Coca-Coli, ale opakowaniach całej grupy Coca-Cola, a więc także Fancie, Spricie czy Bonaqua.

To oczywiście doskonałe wieści, ale trzeba pamiętać, że mówimy o relatywnie niewielkim kraju (nieco ponad 10 mln mieszkańców). W dodatku kraju, który – według raportu Climate Change Performance Index – jest światowym liderem w walce ze zmianami klimatycznymi. Trudno więc oczekiwać, że prędko zobaczymy podobną transformację w krajach, które przykładają mniejszą wagę do zmiany złych przyzwyczajeń.

Coca-Cola wyobraża sobie „świat bez odpadów”. Więc najpierw sama musi po sobie posprzątać.

Według tegorocznego audytu organizacji Break Free from Plastic, Coca-Cola ponownie zajęła niezaszczytne pierwsze miejsce na podium dla największych wytwórców plastikowych odpadów, tuż ponad Nestle i Pepsico.

Rocznie z fabryk giganta wyjeżdżają aż 3 mln ton plastiku, z których znakomita większość nie trafia do recyclingu. W tej skali 2 tys. ton plastiku, które mają nam zaoszczędzić nowe opakowania wielopaków, to wartość raczej mizerna.

Gdy czytam o kolejnych doniesieniach Coca-Coli, dzielnie walczącej o „świat bez odpadów”, mam nieodparte wrażenie, iż mamy do czynienia ze zgrabnym greenwashingiem. Oto bowiem największy korporacyjny producent plastikowych śmieci, który przez wiele wiele lat nie robił nic, by swoje śmiecenie ograniczyć, nagle zaczyna dbać o środowisko.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że gdyby nie coraz większa presja ze strony organizacji pro-ekologicznych i społeczeństwa w ogóle, które w 2019 r. zdaje się wypowiadać wojnę plastikowi, Coca-Cola nie kiwnęłaby palcem, by ograniczyć produkcję śmieci.

Widać też zresztą po twardych danych, że obietnice zmian to ledwie kropelka w morzu potrzeb. Promil, który będzie niemal niezauważalny w skali całej śmieciarskiej machiny. Bo jakie znaczenie mają zaoszczędzone 2 tys. ton plastiku w Europie czy 3,5 tys. ton w Szwecji, gdy nadal 3 mln ton plastiku zjeżdżają rocznie z taśm produkcyjnych Coca-Coli? W tym układzie status quo pozostaje bez zmian: na rynek trafia tyle samo śmieci, co trafiało uprzednio, a pełnia odpowiedzialności za ich odpowiednie posprzątanie nie spada na wytwórcę, ale na konsumentów.

Ostatecznie trzeba też pamiętać, że choć papier jest teoretycznie bardziej ekologiczny od plastiku, tak do jego wytworzenia potrzeba ogromnych ilości wody, zaś tusz, którym jest zadrukowany, może okazać się szkodliwy dla środowiska.

Realistycznie korzyść takiego rozwiązania jest jedna: ociupinkę mniej plastiku trafi do lasów i oceanów.

Ociupinkę mniej zwierząt zaplącze się w kawałek folii czy umrze od nagromadzonego w przewodzie pokarmowym plastiku. Może z czasem będziemy zjadać ociupinkę mniejszą kartę kredytową tygodniowo w formie mikro-plastików przenikających do wody pitnej i pożywienia.

Ociupinka zmian jest lepsza niż zero zmian, ale jeszcze lepsza od ociupinki zmian byłaby wielka zmiana. Szybsza zmiana. Niektórzy z moich redakcyjnych kolegów nazywają takie podejście „kuclogiką” – bo przecież powinniśmy się cieszyć z każdej zmiany, jakkolwiek niewielka by ona nie była.

Ja natomiast sądzę, że cieszenie się z małych zmian niczego nie rozwiązuje, a przyklaskiwanie każdemu mikro-ogłoszeniu, które ma poprawić reputację firmy, to droga do spoczęcia firmy na laurach.

Toniemy w plastiku. Produkujemy rocznie ponad 300 mln ton plastikowych śmieci, z których aż 1/3 trafia do środowiska naturalnego. Tutaj potrzeba równie drastycznych zmian, co w przypadku walki ze zmianami klimatycznymi, jeśli chcemy posprzątać Planetę nim zasypiemy ją śmieciami.

REKLAMA

Cieszmy się więc ze zmian, jakie wprowadza w swoich strukturach firma, ale też nie uznawajmy tego za dostatecznie dobre. Bo tutaj potrzeba więcej. Znacznie więcej.

Niestety nie tylko Coca-Cola zmienia się za wolno. Nowy raport Production Gap pokazuje, że pomimo górnolotnych obietnic światowych przywódców zmieniamy się o co najmniej połowę za wolno, by zapobiec nieuchronnej katastrofie klimatycznej. Brawo my.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA