Co tydzień pożerasz kartę kredytową i nawet o tym nie wiesz. Wyniki nowych badań o zanieczyszczeniu plastikiem są wstrząsające
Czy zjadłbyś kartę kredytową? Upublicznione przez WWF badania pokazują, że już to robisz.
Karta kredytowa lub długopis na tydzień. Grzebień na trzy tygodnie. Wieszak na ubrania miesięcznie. Według nowego projektu WWF o wymownej nazwie „Your Plastic Diet” co roku konsumujemy ponad 100 tys. mikroplastików. Nie są to dane wyssane z palca – wszystkie wartości pochodzą ze świeżo opublikowanych badań australijskiego Uniwersytetu Newcastle.
Nie bez powodu mówią, że żyjemy w epoce plastiku.
Według nowych badań, statystyczny mieszkaniec Planety Ziemi konsumuje ok. 5 g plastiku każdego tygodnia.
Tylko do 2016 r. ludzkość wytworzyła 300 mln. ton plastikowych śmieci, z których aż 1/3, czyli 100 mln. ton, trafiła do środowiska naturalnego, a stamtąd wprost na nasze talerze. Już od kilku lat wiemy, że mikroplastiki przeniknęły do naszej diety, ukryte w wodzie, soli czy mięsie. Od niedawna wiemy też, że nawet oddychając pochłaniamy cząsteczki plastiku.
Badania Uniwerystetu Newcastle pokazują jednak skalę tych zjawisk. Naukowcy wzięli na tapet istniejące badania z różnych dziedzin, by obliczyć estymowany poziom przyjmowania plastików do organizmu człowieka. Oczywiście, jak w przypadku każdych tego typu badań, margines błędu jest ogromny. Autorzy badania sami podkreślają, iż nie sposób jest przeprowadzić bardziej szczegółowych pomiarów ze względu na brak kluczowych danych, takich jak masa i rozmiar mikroplastików pojawiających się w środowisku naturalnym. Potrzeba dalszej pracy, by ustalić konkretnie jak wiele plastiku przedostaje się do środowiska naturalnego i jaki jest jego realny wpływ na człowieka.
O ile bowiem wiemy już, jak destrukcyjny wpływ mają mikroplastiki na dziką przyrodę, nie powstały jeszcze kompletne badania analizujące wpływ plastikowych odpadów na ludzki organizm. Raport podsumowujący badania australijskiego uniwersytetu donosi jednak, iż takimi badaniami zajmuje się aktualnie WHO, więc niebawem możemy spodziewać się pierwszych wartościowych konkluzji.
Gdzie czai się najwięcej plastiku?
W wodzie. Jak pokazuje poniższa infografika, każdego tygodnia spożywamy 1769 mikrocząsteczek plastiku tylko pod postacią wody – czy to butelkowanej, czy to gruntowej lub z kranu. Infografika pokazuje też, że w skali świata Europa zdaje się mieć najbardziej wolną od zanieczyszczeń wodę, choć to i tak marna pociecha, skoro aż w 72,2 proc. próbek wody znaleziono mikroplastiki. W tym konkursie są tylko przegrani.
Na pociechę, badania zdradzają, iż zanieczyszczenie powietrza mikroplastikami jest – póki co – marginalne i występuje raczej we wnętrzach niż na zewnątrz. Wynika to z faktu, iż materiały syntetyczne w połączniu z kurzem stanowią główne źródło występujących w powietrzu mikroplastików, choć wiele zależy tutaj od otoczenia. Poziom stężenia mikroplastików okazał się wyższy w terenie tam, gdzie (kto by pomyślał) często podróżują turyści, np. w Pirenejach.
Z całym raportem można zapoznać się na stronie projektu WWF. Tam też można podpisać petycję, wzywającą rządy do podjęcia radykalnych działań na rzecz walki z zalegającymi w morzach plastikowymi odpadami. Można też wziąć udział w symbolicznym tekście, by przekonać się, ile plastiku sami nieświadomie pochłaniamy.
Czy to eko-propaganda, czy naprawdę mamy się czego bać?
Komentatorzy pod materiałami o plastikowym zanieczyszczeniu lubią nazywać próby walki z plastikiem eko-terroryzmem, a proponowane przez organizacje takie jak WWF czy Greenpeace rozwiązania „szkodliwą dla ludzi propagandą”.
Zastanawiam się jednak, co czują tacy ludzie patrząc na dane dowodzące, że spożywają tygodniowo równowartość karty kredytowej w plastiku? Co jest większym „terroryzmem” – nawoływanie do ograniczenia produkcji plastiku i zwiększanie wysiłków ku jego jak najlepszemu recyclingowi, czy obojętność na widok 40 kilogramów plastiku wyjętych z żołądka martwego wieloryba?
Badania Uniwerystetu Newcaslte przewidują, że między 2016 a 2030 r. wyprodukujemy kolejne 200 mln ton plastików, z których – jeśli nic się nie zmieni – 1/3 trafi do środowiska naturalnego, zabijając dziką zwierzynę, zaśmiecając Planetę i przedostając się do naszych organizmów. Jeśli nic się nie zmieni - według naukowców - do 2025 r. na 3 tony ryb w oceanach będzie przypadać tona śmieci. 3 tony ryb, tona śmieci. Dajmy sobie chwilę, żeby te wartości dobrze wsiąkły.
Nikt nie jest tutaj bez winy. Konsumenci zanadto przyzwyczaili się do wygody jednorazówek, a do tego w znakomitej większości nie potrafią segregować śmieci, przez co brak surowców wtórnych do przetwarzania.
Biznesy nie ułatwiają konsumentom życia, zawijając w plastik nawet warzywa i owoce, a do tego wprowadzając do obiegu świeżo wyprodukowany plastik, zamiast przetworzonego, bo… tak jest taniej.
Rządy z kolei przerzucają odpowiedzialność to na konsumentów, to na biznesy, byleby tylko nie podjąć działań, które mogą z jednej strony odstraszyć wyborców, a z drugiej zniechęcić kluczowe dla gospodarek danego kraju firmy. W efekcie zamiast drastycznych, kompleksowych działań mamy zabawę w podchody i półśrodki - jak na przykład wprowadzenie kaucji na plastikowe butelki bez zapewnienia infrastruktury do ich utylizacji.
Z plastikowym zanieczyszczeniem jest jednak dokładnie tak samo, jak z globalnymi zmianami klimatu – nikt przed nimi nie ucieknie. Można zaprzeczać do bólu, wyzywać aktywistów od terrorystów i nazywać nawoływanie do zmian propagandą, ale nie zmieni to faktu, że każdego tygodnia pożeramy cząsteczki plastiku o masie równej karcie kredytowej.
Bon Appetit!