Wciąż nie mogę uwierzyć, jakie to jest dobre. Asus ZenBook 14 UX434 - pierwsze wrażenia
Poprzednia wersja Asusa ZenBook 14 spędziła ze mną miesiąc, podczas którego poddałem ją wszelkim możliwym testom i… byłem pod ogromnym wrażeniem. Spoiler: nowy ZenBook 14 jest jeszcze lepszy.
Tak pisałem we wstępie do recenzji Asusa ZenBook 14 kilka miesięcy temu i to samo mógłbym napisać teraz. Z jednym tylko wyjątkiem: tym razem rozpoczynając zabawę z laptopem Asusa wiedziałem już, że dostanę coś naprawdę dobrego.
Nie wiedziałem tylko, że aż tak dobrego.
Słowem wstępu: ten tekst nie jest pełną recenzją laptopa, gdyż trafił do mnie egzemplarz przedprodukcyjny, z wyświetlaczem niedostępnym na polskim rynku i niemiarodajnym czasem pracy na jednym ładowaniu. Na pełną recenzję musimy poczekać, aż trafi do nas egzemplarz sprzedażowy.
Z zewnątrz nic nowego.
Na pierwszy rzut oka nie da się odróżnić Asusa ZenBook UX434 od Asusa ZenBook UX433. Obydwa laptopy mają identyczne konstrukcje (obydwa mają też certyfikat MIL-STD810G), obydwa mają identyczne gabaryty, a nawet po otwarciu klapy trudno odróżnić jednego od drugiego.
Z zewnątrz nowego ZenBooka 14 zdradza nowy gładzik. Czy raczej ScreenPad w wersji 2.0, który potrafi znacznie więcej niż jego poprzednik.
W ZenBooku UX433 użyteczność ScreenPada była ograniczona do zmiany go w pole numeryczne... co oczywiście nadal można zrobić w UX434.
W nieco mocniejszym ZenBooku Pro UX480 można było korzystać z aplikacji, które przewidział dlań producent – funkcji było sporo, ale relatywnie trudno było się do nich dostać.
Asus ZenBook 14 UX434 potrafi znacznie więcej, gdyż – wzorem ZenBooka Pro Duo – bonusowy ekran w laptopie jest traktowany przez system jako drugi wyświetlacz. Tak po prostu.
Oznacza to, że możemy tam przerzucić dowolne okno z głównego pulpitu. Działa nawet funkcja Snap, więc jeśli bardzo chcemy… możemy tam wrzucić nawet dwa okna.
Użyteczność tego rozwiązania jest nie do przecenienia, zwłaszcza jeśli używamy myszki do laptopa, a gładzik staje się tylko nieużywaną powierzchnią na obudowie. Zastosowanie w nim drugiego ekranu to bardzo mądra decyzja.
A też gdy nie używamy ScreenPada 2.0 jako Screenu lecz jako Pada, gładzik spisuje się znakomicie. Jest responsywny, doskonale rozpoznaje gesty Windows Precision i jedyne złe, co mogę o nim powiedzieć, to fakt, iż odrobinkę zbyt łatwo jest wcisnąć krzyżyk zamykający tryb gładzika. Zdarzało mi się omyłkowo przełączać gładzik w tryb ekranu.
Wielkie zmiany zaszły pod maską.
Asus ZenBook 14 UX434 pracuje pod kontrolą nie ósmej, a dziesiątej generacji procesorów Intela. Ma też odświeżony układ graficzny Nvidia MX 250. Jak to się przekłada na codzienne zastosowania?
Re-we-la-cyj-nie. Jak zaznaczyłem we wstępie, mój egzemplarz był modelem przedsprzedażowym, więc trudno ocenić, na ile miarodajne byłyby syntetyczne testy. W testach praktycznych ZenBook 14 UX434 spisywał się jednak kapitalnie.
Przy procesorze Intel Core i7-10510U, 16 GB RAM i 1024 GB super-szybkiego napędu SSD 99 proc. nie sposób narzekać na szybkość i płynność działania. Jedyne, z czym ZenBook 14 nadal sobie nie radzi, to edycja wideo w 4K. Zdarzało mu się też złapać zadyszkę przy obróbce większej biblioteki RAW-ów z 42-megapikselowej matrycy, jednak nie ma w tym nic dziwnego – to obciążenie zbyt wysokie dla niemal każdego ultrabooka.
O dziwo, zwiększona szybkość nie wpłynęła negatywnie na kulturę pracy – UX434 jest w tej materii nawet lepszy od UX433, w którym wiatraki włączały się trochę za często i trochę za szybko.
W zachowaniu odpowiedniej kultury pracy bez wątpienia pomaga autorska konstrukcja zawiasu, którą Asus nazywa ergolift: otwierając klapę minimalnie odrywamy dolną część obudowy od podłoża. Przynosi to dwojakie korzyści – z jednej strony poprawia przepływ powietrza, a z drugiej ustawia klawiaturę pod wygodniejszym kątem.
A skoro o klawiaturze mowa…
Asus ZenBook 14 UX434 to jedna z lepszych mobilnych maszyn do pisania.
Ok, do Surface Laptopa 3 sporo mu brakuje, ale wystukawszy dziesiątki tysięcy słów na tym laptopie nie mogę powiedzieć złego słowa. Skok jest nieco za płytki jak na mój gust, ale reakcja klawiszy, ich dźwięk, ich czułość – to wszystko Asus opracował na piątkę z plusem.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to tylko do nieco zbyt ciemnego podświetlenia – można to jednak przeboleć.
Trudno natomiast przeboleć ilość śmieciowego oprogramowania.
Podobnie jak w poprzednim ZenBooku, tak i tutaj laptop jest po prostu zas… zawalony bezużytecznymi aplikacjami. Od istniejącej niewiadomo po co aplikacji Asusa, która robi nie wiadomo co, poprzez nikomu do niczego nie potrzebnego McAffee, aż po inne preinstalowane śmieci, które atakują powiadomieniami od pierwszego uruchomienia.
Wiem, że to typowa przypadłość większości laptopów z Windowsem 10, ale chyba tylko Acer i Dell są w tej materii bardziej agresywne od Asusa.
Asus ZenBook 14 niezmiennie pozostaje królem stosunku ceny do jakości.
Aż chciałoby się napisać, że ZenBook to nowy MateBook. Na jakiś czas bowiem laptopy Huawei odebrały Asusowi palmę pierwszeństwa w tej kategorii. Teraz jednak, kiedy Huawei wytracił impet przez wojnę handlową USA i Chin, Asus znów wrócił na szczyt.
Wiecie ile w sklepie kosztuje testowana przeze mnie konfiguracja, tyle że z matowym ekranem Full HD zamiast błyszczącego 4K? 5900 zł.
Sensowne konfiguracje tego komputera możemy mieć już za 5099 zł (Intel Core i5, 16 GB RAM, 512 GB SSD), a rezygnując z dedykowanego GPU od Nvidii możemy zejść poniżej 5000 zł.
W zamian dostajemy maszynę:
- Smukłą, lekką i super-mobilną,
- Wyposażoną w czujnik podczerwony Windows Hello
- Z kompletem niezbędnych złącz (choć szkoda, że brak tu TB3)
- Z gustownym etui w zestawie
- Z poręczną, niewielką, jednoczęściową ładowarką
Innymi słowy: dostajemy bardzo wiele, za relatywnie niewiele pieniędzy.
I gdy patrzę na ZenBooka 14 UX434 i na to, jak wiele rzeczy robi dobrze, myślę sobie, że naprawdę – znakomita większość użytkowników nie powinna wydawać ani złotówki więcej na laptop. Nie ma po co.