Nigdy nie testowałem dziwniejszego laptopa. Było wspaniale. Asus ZenBook ProDuo - recenzja
Oto Asus ZenBook ProDuo. Prawdopodobnie najfajniejszy laptop, jaki kiedykolwiek wpadł mi w ręce.
Rynek laptopów to dość… sterylne miejsce. Oprócz boomu na urządzenia 2w1, który opanował segment lekkich i smukłych maszyn, od lat każdy laptop wygląda jak laptop. Owszem, zdarzały się szalone koncepcje, zwłaszcza wśród maszyn dla graczy, ale nie pamiętam sytuacji w ostatnich latach, gdzie szalona koncepcja stałaby się świetnym produktem.
Zupełnie inaczej jest w przypadku Asusa ZenBook ProDuo.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem ten komputer, pomyślałem „nie ma opcji”. To się nie mogło udać. A jednak teraz, kilka miesięcy później, gdy ten cudownie dziwaczny sprzęt trafił w moje ręce, mogę powiedzieć z całą stanowczością, że się udało. Ale po kolei.
Asus ZenBook ProDuo – co to w ogóle jest?
Cóż… laptop. Tyle że zamiast jednego wyświetlacza ma ich aż dwa – 15-calowy panel OLED o rozdzielczości 4K oraz mniejszy ekran Asus ScreenPad Plus, również o rozdzielczości 4K.
Obydwa panele są dotykowe, ale różnią się wykończeniem – ten główny jest błyszczący, zaś ten u dołu ma matową powłokę. Główny panel pokrywa też pełnię przestrzeni barw DCI-P3 i wspiera technologię HDR. I co tu dużo mówić, jest prześliczny.
Do szczegółów korzystania z tej dziwacznej kombinacji jeszcze dojdziemy. Wracając jednak do reszty opisu zewnętrznego Asusa ZenBook ProDuo, to nie licząc dwóch ekranów mamy tu jeszcze jedną „dziwność” – klawiaturę osadzoną tuż przy krawędzi laptopa, oraz gładzik po jej prawej stronie. Trochę jak w modelu Asus ROG Zephyrus S.
Taki układ klawiatury wymaga oczywiście przyzwyczajenia. Dość dziwnie korzysta się z niego na kolanach czy wąskim stoliku, ale można przywyknąć. Najlepsze doświadczenie jednak uzyskamy kładąc laptop na biurku i korzystając z dołączonej do zestawu podkładki pod nadgarstek – wtedy pisze się naprawdę wygodnie.
Dodam też pokrótce, że ZenBook ProDuo ma prawdopodobnie najlepszą kombinację klawiatury i gładzika jaką kiedykolwiek spotkałem w laptopie Asusa. Klawiatura ma idealny skok, jest bardzo wygodna, a gładzik – pomimo nietypowego ułożenia – również spisuje się znakomicie. Do tego Asus zastosował tu swój znany trick; jednym dotknięciem możemy przekształcić gładzik w klawiaturę numeryczną.
Reszta laptopa, zwłaszcza po zamknięciu klapy, wygląda dość… zwyczajnie. Całość jest dość gruba i ciężkawa jak na 15-calowy laptop (2,5 kg), ale jest to cena, jaką płacimy za innowacyjność podwójnych wyświetlaczy.
Co w środku?
Pod pomocniczym wyświetlaczem i nietypową klawiaturą drzemią naprawdę mocne podzespoły. Mój egzemplarz testowy wyposażony był w procesor Intel Core i9-9980HK, 32 GB RAM-u, 1 TB SSD i grafikę Nvidia GeForce RTX 2060.
Nikogo nie zdziwi fakt, że takie podzespoły wystarczyły do każdego zadania, jakie postawiłem przed tym laptopem. Montaż wideo, obróbka zdjęć, granie w najnowsze gry? Zero problemów.
Szkoda jedynie, że pod maską nie znalazło się miejsce na nieco mocniejszy układ graficzny – laptop o takim potencjale aż prosi się o RTX-a 2070 lub RTX-a 2080. Domyślam się jednak, że mocniejsze GPU generowałoby zbyt dużo ciepła, co mogłoby negatywnie wpłynąć na żywotność wyświetlacza Asus ScreenPad Plus.
Skoro jednak o chłodzeniu mowa, to muszę pochwalić Asusa za niesłychaną kulturę pracy. Zwykle laptopy typu DTR (desktop replacement) pod obciążeniem zachowują się tak, jakby zaraz miały odlecieć. ZenBook ProDuo tymczasem nawet przy najwyższych prędkościach wentylatorów pozostaje relatywnie cichy, a pulpit roboczy nigdy się nie nagrzewa, gdyż całe ciepło odprowadzane jest spodem.
W odpowiedniej wentylacji pomaga też nietypowa konstrukcja zawiasu wyświetlacza – otwierając klapę laptopa całość obudowy unosi się nieco nad powierzchnię blatu, tym samym gwarantując lepszy przepływ powietrza.
Kiedy nie obciążamy ZenBooka ProDuo, wentylatory pracują niemal niesłyszalnie, choć gdy przyłożymy dłoń do wylotów powietrza, czuć, iż ani na moment nie ustają zupełnie. Ogólnie jednak trudno powiedzieć cokolwiek złego o kulturze i komforcie pracy z tym urządzeniem.
A skoro o pracy mowa…
Jak się pracuje na dwóch wyświetlaczach Asusa ZenBook ProDuo?
Słowem – niesamowicie. Naprawdę niesamowicie. To nie jest gadżet, który fajnie wygląda na papierze, ale w praktyce jest niezbyt przydatny. Wprost przeciwnie. Korzystałem z drugiego wyświetlacza bez przerwy, zazwyczaj przypinając do niego na stałe okna Spotify i Slacka. Zdarzało mi się też przypinać tam przeglądarkę, z otwartymi kartami, podczas gdy na głównym wyświetlaczu otwierałem okno Worda na cały ekran.
Wyświetlacz Asus ScreenPad Plus możemy niemal dowolnie konfigurować i dzielić go na trzy części. Przy pierwszym uruchomieniu laptop przeprowadza nas przez prosty samouczek, w którym pokazuje, jak przypinać i przenosić okna. Możemy też zapisać ulubione grupy aplikacji, które będą się uruchamiać po wciśnięciu jednego przycisku.
Po dodatkowym wyświetlaczu możemy też pisać czy szkicować dołączonym do zestawu rysikiem. Aby robić to wygodnie, w menu ScreenPada Plus znajdziemy funkcję wyłączenia klawiatury. Można więc wygodnie oprzeć ramię na całym pulpicie roboczym.
Muszę też powiedzieć, że o ile świeżość korzystania z podwójnego wyświetlacza nigdy nie mija (przynajmniej nie minęła w ciągu dwóch tygodni testów), tak od strony użytkowania bardzo szybko wchodzi w krew. Łatwo przywyknąć do tej wygody i potem aż dziwnie korzysta się z laptopa, który dwóch ekranów nie posiada.
Zaskoczył mnie też fakt, jak płynnie i bezproblemowo działa drugi wyświetlacz. Gdy widziałem pierwsze materiały o tym laptopie w zagranicznych serwisach, sporo czytałem o problemach z oprogramowaniem i sterownikami Windowsa 10. W moim egzemplarzu problemów nie było. Nie natrafiłem na ani jeden przypadek błędu oprogramowania, „sypiących się” sterowników czy jakiejkolwiek innej przeszkody w działaniu. ZenBook ProDuo spisywał się znakomicie.
Szkoda tylko, że laptop nie potrafi zapamiętać rozmieszczenia okien po wybudzeniu z trybu uśpienia. To jednak wada Windowsa 10, który nie potrafi tego zrobić nawet w przypadku podłączenia dwóch konwencjonalnych monitorów…
Na szczęście sprawę można łatwo rozwiązać przypisując ulubione aplikacje do menu skrótów ScreenPada Plus. Jeden dotyk i wszystkie aplikacje lądują na właściwych miejscach.
Jestem zdumiony, jak dobrze ZenBook ProDuo spisuje się w codziennym użytkowaniu.
Miałem już przyjemność testować inne „dziwne” laptopy i za każdym razem było to doświadczenie ciekawe, acz nieco… irytujące. Często bowiem w imię innowacji poświęcano użyteczność komputera, a nietuzinkowy wygląd wychodził przed szereg istotnych funkcji.
Tutaj tak nie jest. Mój dzień z ZenBookiem ProDuo mogę opisać mniej więcej w ten sposób.
Podchodzę do leżącego na biurku komputera. Otwieram klapę, a ten momentalnie rozpoznaje moją twarzy dzięki kamerce na podczerwień Windows Hello.
Dotykam przycisku skrótu na dolnym ekranie – na głównym wyświetlaczu otwiera się przeglądarka, na dolnym komunikator firmowy i Spotify. Jeśli chcę, mogę główny ekran podzielić na pół, by obok przeglądarki zmieścić np. nowy dokument w Wordzie.
Moja praca to głównie pisanie, ale wystukiwanie tysięcy słów na klawiaturze tego laptopa to żaden problem. Pisze się niezwykle przyjemnie i zaskakująco wygodnie, o ile oczywiście mamy na tyle szeroki blat, by zmieścić dedykowaną podkładkę pod nadgarstki.
Sporą część wielu dni poświęcam montażowi wideo dla naszego kanału YouTube. Tutaj Asus ZenBook ProDuo po prostu błyszczy. Nie tylko pod kątem szybkości i płynności działania, ale też komfortu – na dolny ekran zrzucam bibliotekę multimediów, tym samym uwalniając znaczną część przestrzeni roboczej na głównym wyświetlaczu.
Cały czas patrzę na ekran o doskonałym odwzorowaniu barw, choć muszę pamiętać o jednym – jest to ekran OLED, więc wierność kolorów zmienia się wraz ze zmianą jasności ekranu.
Po pracy czas na odrobinę rozrywki. Przez dwa tygodnie nie znalazłem tytułu, który nie działałby na ZenBooku ProDuo z idealną płynnością. Nadrobiłem w końcu pięknego i wciągającego Firewatcha, zacząłem przechodzić po raz drugi Control, co kawałek zbierając szczękę z podłogi na widok tego, jak pięknie wyglądają takie dynamiczne gry na ekranie OLED z HDR.
Ani razu nie brakowało mi mocy. Ba, w pewnym momencie podłączyłem ZenBooka ProDuo do mojego 32-calowego monitora 4K. Spodziewałem się zadyszki – w końcu laptop musi cały czas napędzać aż trzy monitory o wysokiej rozdzielczości. Tymczasem laptop Asusa poradził sobie z zdaniem bez najmniejszego spadku wydajności komputera i mógłby spokojnie zastąpić moją prywatną stację roboczą.
To jednak prowadzi mnie do wad Asusa ZenBook ProDuo. Nie bez powodu bowiem opisuję tu dość… stacjonarny dzień.
Największa wada Asusa ZenBook ProDuo to jego mobilność.
Czy raczej jej brak. To nie jest laptop, który zawsze zabierzemy ze sobą. Jest dość gruby, dość ciężki, a do tego wymaga potężnego zasilacza, by nakarmić podzespoły prądem.
Bez zasilacza z kolei nie ma co gdziekolwiek się ruszać – przy naprawdę minimalnym obciążeniu (Slack + Spotify + Chrome) Asus ZenBook ProDuo pracuje z dala od gniazdka przez maksymalnie 3 godziny. Trochę mało.
Z tego względu lepiej myśleć o tym laptopie jak o zastępstwie desktopa, który w razie czego możemy łatwo przenieść, niż jak o MacBooku Pro na przykład, czyli przenośnej stacji roboczej, na której popracujemy w pociągu czy samolocie. Taka już jego specyfika.
Innych minusów jest naprawdę niewiele. Na największą krytykę zasługują głośniki, które grają cicho, niezbyt szczegółowo i definitywnie brakuje im głębi. Nie umywają się do najlepszych laptopów w klasie.
Dziwi mnie też niezbyt rozbudowany zestaw portów: 2x USB-A 3.2, HDMI, jack 3,5 mm i jeden port Thunderbolt 3 to trochę mało jak na laptop tej klasy. No i przepraszam bardzo, gdzie podział się slot na karty SD? Miejsca przecież nie brakuje, a dla kreatywnych profesjonalistów – którym przecież dedykowany jest ten laptop – to absolutna podstawa!
To jednak drobiazgi. Wszystkie wady nikną w zestawieniu z tym, jak dobrze ZenBook ProDuo spisuje się na co dzień, a także… jakie uczucia wywołuje.
Asus ZenBook ProDuo to naprawdę laptop jutra.
Przyznaję, początkowo wziąłem slogan Asusa za nieco górnolotny. Ale po dwóch tygodniach testów muszę się z nim zgodzić – ZenBook ProDuo to naprawdę laptop jutra. Nigdy nie miałem do czynienia z tak innowacyjną, a jednocześnie tak praktyczną konstrukcją. I nie pamiętam, bym kiedykolwiek przez tak długi czas mówił „wow” za każdym razem, gdy otwierałem klapę laptopa.
Niestety powiedziałem „wow” również wtedy, gdy zobaczyłem cenę tego sprzętu. Testowany egzemplarz kosztuje 14 tys. zł. Jeśli zrezygnujemy z Intel Core i9 na rzecz Intel Core i7, zapłacimy 12 tys. zł.
Z drugiej jednak strony… nie jest to cena wyższa od cen konkurencyjnych laptopów, które do tego zazwyczaj są mniej wydajne, a już na pewno mniej innowacyjne.
I gdyby nie fakt, że osobiście potrzebuję maszyny nie tylko potężnej, ale także mobilnej, wyrzuciłbym z głowy wszelkie myśli o MacBooku Pro 15 i szykował portfel na Asusa ZenBook ProDuo.
To niesamowity sprzęt, do którego każdego dnia cieszyło się moje małe, geekowskie serduszko – jak do żadnego innego laptopa! I choćby dla samego rozpoczynania dnia pracy od takiej geekowskiej radości chciałbym, żeby ZenBook ProDuo stanął na moim biurku.