Tragedia! Mój ulubiony raper po 7 latach wyda płytę, a ja nie mam jej gdzie odtworzyć
To jest niesamowite, w jak dramatycznych czasach przyszło nam żyć. Ktoś mógłby powiedzieć: wojny, choroby, głód. Owszem, to też są tragedie, ale czy tej rangi? Gdybym w połowie 2012 r. powiedział sobie, że za kilka lat nie mam gdzie odtworzyć płyty CD, pewnie popukałbym się w czoło.
Jasne nawet wtedy liczyłem się z postępem i tym, że zmieni się sposób w jaki konsumujemy media czy kulturę. Ale skala przeniesienia się na treści cyfrowe okazała się zdumiewająca. Jakoś w połowie 2012 r. odkryłem właśnie Deezera, z czasem zamienionego na Spotify, choć tu akurat skłamałbym twierdząc, że zabiło to płyty CD. Raczej format mp3.
Natomiast niewątpliwie rozbrat z napędami CD rozpoczął się jesienią, gdy kupiłem Samsunga 900x3c - ultrabooka pozbawionego napędu. Od tego czasu, października 2012 r., już nigdy więcej nie odtworzyłem płyty w komputerze. I nigdy mi jej nie brakowało. I żaden z moich kolejnych komputerów takiego napędu nie miał.
Przez ostatnie lata na śmietniku (nie tylko historii) lądowały kolejne wieże i magnetofony, zastępowane telewizorami z Androidem, głośniczkami bluetooth Marshalla wciskanymi w promocji do telefonów Samsunga. Aktualnie posiadam w domu tylko jedno urządzenie zdolne do odtwarzania płyt CD. Przyznacie zresztą sami, że PlayStation 4 nie jest jednak wymarzonym narzędziem do konsumowania muzyki.
Obrazy Pollocka
Ja nie jestem wielkim fanem rapu. Nie przepadam jakoś przesadnie za tym ulicznym, wielkomiejskim czy nawet próbami Taco Hemingwaya, by dosłownie zarapować zawartość całego serwisu Demotywatory.pl. Jestem fanem twórczości Pezeta. Nawet nie samego artysty, bo wywiady z nim nie są przesadnie interesujące. Ale od blisko 20 lat słucham jego płyt, darząc je wielką sympatią.
Wliczając w to „Radio Pezet”, od którego sam muzyk zdaje się odżegnywać. Niesłusznie, ponieważ besztany przez fanów za to, że nie chce dwudziesty rok siedzieć na ursynowskiej ławce przy beatach Noona, razem z Sidneyem Polakiem wytyczył kierunek, w którym powędrował rap w kolejnych latach. Jest to najbliższa mi płyta muzyka, która w trafny sposób uderza w tony Warszawy korporacyjnej. A zarazem pod wpływem krytyki - takie odniosłem wrażenie - popadł w jakąś niemoc twórczą.
Z wielkim zadowoleniem odkryłem więc, że zapowiedziana w połowie czerwca Muzyka Współczesna nie tylko odwołuje się do lat 90., ale też mimo wszystko jest ponownie albumem niezwykle innowacyjnym. Pezet najwyraźniej nie lubi krytyki, ale potrzeba tworzenia czegoś nowego jest najwyraźniej jeszcze silniejsza. Być może właśnie stąd bierze się moja sympatia do artysty.
Wersja cyfrowa płyty na szczęście będzie. Mam nadzieję, ale przecież nie pewność, że trafi ona do Spotify już w dniu premiery albumu (oba single trafiały do streamingu natychmiast). Na chwilę obecną w przedsprzedaży można kupić jedynie płytę CD. To z kolei, ta wizja tego, że najbardziej - obok Daft Punk - wyczekiwana płyta może nie zagościć u mnie w dniu premiery z powodu ograniczeń nadpostępu technologicznego, skłoniła mnie do refleksji jak powyżej. Zresztą. Płyta. CD jest już praktycznie martwym formatem. Z czysto symbolicznego punktu widzenia, już chyba lepiej sprzedawać winyle.