Główny producent Anthem opuszcza statek. To chyba najwyższy czas, aby odinstalować grę z mechami
Chociaż nie zostawiałem na Anthem suchej nitki, gra ciągle znajdowała się w pamięci mojej konsoli. Jej ikona w głównym menu PS4 była symbolem naiwnej nadziei. Może kiedyś będzie lepiej? Minęło jednak pół roku, a kapitan uszkodzonego statku właśnie wskoczył do szalupy ratunkowej. Ben Irving opuszcza BioWare.
Lista znanych i zacnych nazwisk w BioWare stała się bardzo krótka. Weterani cRPG odeszli z firmy po premierze Mass Effect 3 lub w trakcie prac nad Dragon Age Inquisition. Studio wciąż cieszyło się renomą zbudowaną za czasów Baldur’s Gate i Neverwinter Nights, ale nie było w nim już osób, które ową renomę wypracowały. Pod szyldem BioWare tworzyła zupełnie nowa generacja twórców, świadomych ścisłych powiązań studia z wydawcą Electronic Arts.
W nowej sytuacji BioWare doskonale odnalazł się Ben Irving.
Ben rozpoczął swoją przygodę z BioWare w 2011 r., na stanowisku release manager. Firma miała w planach premierę MMO Star Wars: The Old Republic, a Irving pomagał w kwestiach powiązanych z debiutem projektu. Gwiezdne wojny okazały się kluczem do kariery mężczyzny, który nie miał doświadczenia w tworzeniu gier czy programowaniu. W 2012 r. Ben pracował już na stanowisku development manager, a w 2015 r. - Lead Development Director.
Od tego momentu Irving miał już bezpośredni i decydujący wpływ na kształt SW:TOR. To pod jego nazwiskiem wyprodukowano takie rozszerzenia do gry jak Knights of the Eternal Throne czy Knights of the Fallen Empire. Irving miał się piąć w szczeblach kariery ze względu na skuteczność. Może nie miał doświadczenia deweloperskiego, lecz potrafił zarządzać zespołem, wykorzystywać zasoby oraz zamykać projekty na czas. To cechy, które w „nowym” BioWare stawały się coraz rzadsze.
Podobno to właśnie skuteczność Irvinga sprawiła, że udało się złożyć Anthem w całość.
Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy grę w akcji podczas E3 2017, projekt wciąż znajdował się w głębokiem fazie projektowej. Jego twórcy dalej nie wiedzieli, jak będzie wyglądać finalna rozgrywka, jaka będzie historia oraz jakie możliwości oddadzą w ręce gracza. Sytuacja była beznadzieja, co doskonale opisuje dochodzenie redaktora Kotaku. W EA na poważnie zaczęto się obawiać, że przez 5 lat opłacano projekt-widmo. Dopiero Irving był w stanie pozbierać puzzle i złożyć je w całość. Jakakolwiek ona by nie była.
Ben Irving nie ma wielu fanów. Ani pośród pracowników, ani pośród graczy. To człowiek od brudnej roboty, który wchodzi tam, gdzie zawodzą inni. Następnie realizuje plan minimum, zadowalając wydawcę na tyle, na ile jest w stanie. Dlatego nie znajdziemy żadnych arcydzieł sygnowanych jego nazwiskiem. To korporacyjny rzemieślnik, który wie, jak zmusić podległy mu zespół do skutecznej i intensywnej pracy.
Teraz Ben Irving zostawia ekipę tworzącą Anthem i opuszcza BioWare.
Oznacza to, że garstka osób, która wciąż nie została przekierowana do prac nad Dragon Age 4, znowu straciła silnego zwierzchnika. To fatalna wiadomość. Zwłaszcza biorąc pod uwagę stan, w jakim jest Anthem. Aby ta gra miała szansę przetrwać, potrzebny jest wielki i kosztowny reset na miarę Final Fantasy XIV: A Realm Reborn. Widać jednak jak na dłoni, że studio nie ma ani zasobów ani umiejętności, aby przeprowadzić taką czasochłonną operację.
Kilka dni temu do produkcji trafiło bezpłatne rozszerzenie Cataclysm - największa aktualizacja zawartości od premiery gry. Wraz z nią w Anthem pojawił się nowy obszar, nowy rodzaj misji oraz garść nowych zadań fabularnych. Całość jest jednak na tyle nudna i męcząca, że nie jest w stanie zrehabilitować deweloperów. Wręcz przeciwnie - Cataclysm tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że Anthem nigdy nie będzie lepsze. Aktualna ekipa po prostu NIE JEST W STANIE stworzyć lepszej gry.
Właśnie wybrałem opcję „Usuń”.