Wspomnienia najwyższej jakości. Podpowiadamy, jak nagrać smartfonem vloga z wakacji
W 2019 r. nie muszę nikogo przekonywać, że smartfonem można nagrać dobre wideo. Dobrze jednak znać kilka tricków, które pomogą wycisnąć pełnię potencjału z naszego telefonu i pozwolą nagrać – na przykład – ciekawy vlog z wakacji.
Jeśli uważnie śledzicie nasze materiały, to wiecie już, jak przywieźć dobre zdjęcia z wakacji, jak fotografować nocą i jak korzystać z zoomu w smartfonie.
Odsyłam we wstępie do poprzednich tekstów, gdyż jeśli chodzi o nagrywanie wideo smartfonem, podstawy są niemal dokładnie takie same. Kadrujemy w podobny sposób, w podobny sposób pilnujemy perspektywy, tak samo jak przy zdjęciach czekamy na najlepsze możliwe warunki oświetleniowe, i tak dalej.
Są jednak kwestie, którymi w przypadku robienia zdjęć (zwłaszcza za dnia) nie musimy się przejmować, a które przy wideo grają kluczową rolę.
Na co trzeba zwrócić uwagę, nagrywając vlog z wakacji?
Pierwsza sprawa to odpowiedni wybór kamery, którą nagrywamy wideo. Myśląc o vlogu większość osób myśli o przedniej kamerce smartfona, bo nagrywając nią możemy zobaczyć podgląd samych siebie na ekranie – upewnić się, że mieścimy się w kadrze, nie jesteśmy prześwietleni, etc.
Chcąc jednak uzyskać lepszą jakość nagrania, o wiele lepiej jest użyć głównego aparatu. Nie będziemy wtedy co prawda widzieli siebie na ekranie, ale to kompromis, na który warto pójść.
Przede wszystkim, główny aparat zawsze oferuje wyższą jakość od przedniej kamerki. Mówię tu nie tylko o powierzchni matrycy (która w przednim aparacie zawsze jest mniejsza), ale także o dostępnej jakości nagrywania. Nawet w najlepszych smartfonach przednie kamerki z reguły oferują jakość nie wyższą niż 1080p, podczas gdy głównym aparatem możemy nagrywać w 4K i nawet 60 klatkach na sekundę.
Oczywiście, większość z nas obejrzy potem takie wideo na ekranie Full HD, a jeśli przyjdzie nam zmontować taki klip, to pewnie też ostatecznie złożymy go w Full HD, bo nie każdy dysponuje sprzętem pozwalającym na montaż materiału w 4K. Tak czy inaczej warto jednak nagrywać w wyższej jakości, by w razie późniejszego pomniejszenia obrazu zachować jak najwięcej danych z oryginalnego nagrania.
Nagrywając w 4K trzeba tylko mieć na uwadze dwie kwestie – akumulator i pojemność smartfona. Nagrywanie wideo w wysokiej rozdzielczości drenuje akumulator smartfona jak nic innego, zaś generowane pliki, nawet o długości kilkunastu sekund, mogą ważyć kilkaset MB. W przypadku Oppo Reno 10x Zoom, który ma 256 GB pamięci na dane, nie stanowiło to dla mnie problemu, ale jeśli smartfon ma mniejszy magazyn danych, trzeba uważać, bo szybko można go zapełnić.
Pozostając jeszcze w temacie jakości – mając do wyboru 4K 30 FPS i 60 FPS zawsze lepiej jest nagrywać siebie w tym niższym klatkażu. 60 klatek na sekundę wygląda świetnie w grach wideo czy let’s playach na YouTubie, ale rzeczywistość nagrana w ten sposób prezentuje się po prostu sztucznie.
Można za to wykorzystać tryb 4K 60 FPS do uzyskania kreatywnych ujęć i spowolnić nagranie w post-produkcji. Spowalniając taki klip dwukrotnie uzyskamy efekt delikatnego „slow-motion”, którym można pokazać np. fale rozbijające się o kamienie na brzegu, albo ślady stóp odciskających się w piachu.
Vlogowanie głównym aparatem ma jeszcze jedną zaletę.
Oprócz dostępnej jakości nagrywania, jest jeszcze jedna różnica między przednim, a tylnym aparatem – stabilizacja obrazu. Przednie sensory są jej zazwyczaj pozbawione, a nawet jeśli ją mają, to działa o wiele gorzej niż stabilizacja obrazu głównej matrycy.
Matryce głównych aparatów są zaś niekiedy stabilizowane podwójnie. Tak jest w Oppo Reno 10x Zoom, gdzie zastosowano hybrydowy układ stabilizacji – mamy stabilizację optyczną (OIS) działającą w tandemie ze stabilizacją elektroniczną (EIS). Matryca nie tylko „pływa” na stabilizujących ją elektromagnesach, ale dzięki temu, że w Oppo ma ona aż 48 Mpix, smartfon ma potem duże pole do popisu, żeby wygenerowany obrazek nieco przyciąć i uzyskać jeszcze większe wrażenie płynności ruchu.
Jak możecie zobaczyć na załączonym na początku wideo, różnica w stabilności ujęć między przednim, a głównym aparatem, jest kolosalna.
Nawet najlepszej stabilizacji trzeba trochę pomóc.
Gdy nagrywamy samych siebie, nie mamy innego wyjścia – rękę trzeba wyciągnąć do przodu, by zmieścić się w kadrze. Kiedy jednak nagrywamy przebitki, dobrze jest wspomóc działanie stabilizacji obrazu w smartfonie samemu zachowując się jak najbardziej stabilnie.
W fotografii profesjonalnej mówi się zazwyczaj o trzech punktach kontaktu: ramiona dociśnięte do korpusu tworzą dwa punkty kontaktu, a trzeci to oko przyciśnięte do wizjera, naramienny stelaż do aparatu lub np. naprężony na szyi pasek, który dodatkowo pomaga uzyskać stabilniejsze ujęcie.
W przypadku smartfona o trzech punktach kontaktu raczej nie ma mowy, ale starajmy się, by były przynajmniej dwa. Nie nagrywajmy przebitek jedną ręką, wyciągniętą nienaturalnie przed siebie, lecz ściśnijmy łokcie, trzymajmy ręce jak najbliżej ciała i wykonujmy delikatne ruchy, zważając zwłaszcza na początkową i końcową fazę ruchu – wtedy najłatwiej jest poruszyć ujęcie.
Automatyka to błogosławieństwo, ale czasem warto przejąć kontrolę.
Smartfony w znakomitej większości przypadków to urządzenia w pełni zautomatyzowane. Nagrywając nimi wideo nie myślimy – jak w profesjonalnym aparacie – o ustawieniu ISO, przysłony czy czasu naświetlania. Smartfon wszystko robi za nas.
Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo pozwala to skupić się na kadrowaniu i opowiadaniu historii, a nie na ustawieniach aparatu. Złe, bo smartfon w ciągu jednego ujęcia może wielokrotnie zmienić jego jasność i punkt ostrości, co zazwyczaj nie wygląda korzystnie.
Jest jednak sposób, by sobie z tym poradzić – wystarczy zablokować ekspozycję i autofocus w jednym punkcie. W tym celu zazwyczaj wystarczy najpierw dotknąć ekranu, by wybrać miejsce, względem którego chcemy naświetlić ujęcie i na którym ustawimy ostrość. Następnie trzeba tylko przytrzymać dłużej pole autofocusu, aż wyświetli się kłódka i/lub napis „blokada AE/AF”. Wtedy wiemy, że ekspozycja jest zablokowana i jeśli np. przesuniemy kadr z ciemnego piachu na jasne niebo, smartfon nie będzie próbował za wszelką cenę przyciemnić obrazu, tylko zachowa równomierną jasność i ostrość przez całe nagranie.
W pionie, czy w poziomie?
Jeszcze kilka lat temu oblałbym wodą święconą każdego, kto zaproponowałby nagranie wideo w pionie, a jednak czas pokazał, że właśnie w ten sposób konsumujemy treści. Większość z nas ogląda sieciowe wideo na smartfonie, a platformy takie jak YouTube czy Instagram dostosowują się do pionowego wyświetlania obrazu.
Tutaj trzeba więc podjąć decyzję zależnie od tego, co chcemy nagrywać i gdzie to potem pokazać. Wideo w pionie, siłą rzeczy, oznacza węższe kadry i mniej scenerii w tle. Jeśli będziemy chcieli je kiedyś obejrzeć na laptopie czy telewizorze, pionowe wideo nie będzie wyglądało dobrze.
Jeśli jednak nagrywamy vloga z wakacji głównie z myślą o podzieleniu się nim w mediach społecznościowych czy na YouTubie, wideo nagrywane pionowo może się okazać idealnym wyborem, zwłaszcza że wtedy będziemy mogli je też wykorzystać w popularnym formacie Stories, czy to na Instagramie, czy na Facebooku, w Messengerze lub na YouTubie.
Obraz obrazem – a co z dźwiękiem?
Dźwięk jest najbardziej ignorowaną częścią nagrań wideo, nie tylko przez amatorów, ale często także przez profesjonalistów. A przecież to równie ważna, jeśli nie ważniejsza część nagrania – ostatecznie można strawić kiepsko wyglądające wideo, jeśli dźwięk jest w porządku, ale nikt nie będzie chciał oglądać wideo z fatalnym dźwiękiem, nawet jeśli będzie ono najpiękniejsze na świecie.
W przypadku nagrywania wideo smartfonem kwestia dźwięku jest dość problematyczna. Otóż mikrofony zastosowane w smartfonach, podobnie jak matryce aparatów, są naprawdę niewielkie, a przez to podatne na przesterowania, szumy i inne zniekształcenia.
Jak zatem uzyskać najlepsze efekty? Przede wszystkim – mówić jak najbliżej smartfona. Jeśli chcemy, by nasz głos brzmiał czysto i wyraźnie, nie powinniśmy odchodzić dalej niż na krok od telefonu, bo im dalej odejdziemy, tym z wyższą czułością będzie musiał pracować mikrofon, tym wyższe będą szumy, tym gorsza będzie jakość.
Niektóre smartfony radzą sobie z fizycznymi ograniczeniami stosując rozmaite tricki software’owe. Np. Oppo Reno 10x Zoom dzięki funkcji Audio Focus pozwala albo skupić nagranie na najbardziej prominentnym źródle, albo nagrywać równomiernie w 360 stopniach. Ten pierwszy tryb przyda się zwłaszcza gdy mówimy do telefonu, zaś ten drugi do nagrywania przebitek i dźwięków otoczenia.
Są jednak sytuacje, gdy nawet najbardziej zmyślne tricki software’owe fizyki nie przeskoczą – na przykład gdy jesteśmy na plaży i szum morza przysłania wszystko, co chcielibyśmy powiedzieć.
Wtedy można uciec się do zastosowania zewnętrznego mikrofonu. Niestety większość smartfonów z Androidem nie działa z mikrofonami podłączanymi analogowo, przez gniazdo jack 3,5 mm lub przejściówkę USB-C. Można za to skorzystać z mikrofonu Bluetooth, takiego jak Sennheiser Memory Mic.
Jest tylko jeden haczyk; mikrofony Bluetooth nie działają z domyślną aplikacją aparatu, konieczne jest stosowanie dedykowanej aplikacji producenta mikrofonu. A te aplikacje niestety nie oferują tak wielu możliwości i równie dobrej jakości nagrań do wbudowane aplikacje aparatu.
Trzeba więc dobrze dobierać sytuacje, w których korzystamy z mikrofonów wbudowanych w telefon, a kiedy uciekamy się do akcesoriów. Z tych ostatnich warto korzystać wtedy, gdy wbudowane mikrofony absolutnie nie dają sobie rady, zaś przez resztę czasu pozostać przy mikrofonach smartfona, pamiętając tylko o zachowaniu należycie niewielkiego dystansu.
Piękny obraz i dźwięk to nie wszystko.
Jest jedna rzecz, ważniejsza zarówno od obrazu, jak i od dźwięku – historia. Nawet najpiękniejsze, najlepiej brzmiące wideo na świecie nie będzie nic warte, jeśli będzie śmiertelnie nudne.
Nagrywając vloga z wakacji dobrze więc dbać o to, by to wideo było… o czymś. Niech to nie będzie tylko zlepek losowych kadrów i scen, ale spójna opowieść, do której będzie się potem chciało wracać.
Na wakacjach osią historii takiego vloga może być po prostu to, jak spędzamy dzień. Zachowując pewną chronologię i skupiając się na tym, co ciekawego robiliśmy danego dnia uzyskamy o wiele ciekawsze wideo, niż gdybyśmy tylko nagrali wyrwane z kontekstu momenty i zlepili je w całość.
Wideo to tylko medium, którym opowiadamy historię – to historia jest najważniejsza. Nieważne, czy nagrywamy wideo z myślą o wrzuceniu go w social media czy z myślą o zachowaniu wspomnień z wakacji dla siebie.
Do filmu, który będzie „o czymś” będzie się wracać o wiele chętniej, niż do zlepku niepowiązanych ze sobą klipów.
Potrzebujesz tylko smartfona.
Patrząc tylko kilka lat w przeszłość niesamowity jest fakt, że dziś możemy nagrywać smartfonem wideo o tak wysokiej jakości. Sam pamiętam czasy, gdy powszechnym widokiem nad polskim morzem były małe kamery wideo, którymi rodziny uwieczniały swoje wakacje. Dzisiaj te same rodziny wyciągają z kieszeni smartfony i nagrywają wideo o wiele wyższej jakości, niż te małe kamerki sprzed lat.
Nie potrzeba niczego więcej, prócz smartfona, by przywieźć pięknego vloga z wakacji. Na smartfonie nagramy film, zmontujemy wideo, opublikujemy je w mediach społecznościowych, czy po prostu zachowamy dla siebie na przyszłość.
Dobrze więc wiedzieć, jak wykorzystać pełnię potencjału tego potężnego urządzenia, które nosimy w kieszeni, by przywieźć z wakacji wideo, do którego będzie się chciało wracać nawet po latach.
*Materiał powstał we współpracy z Oppo