Zoom w smartfonie to podstawa. Podpowiadamy, jak go wykorzystać, by robić lepsze zdjęcia
Jeszcze do niedawna, gdy robiliśmy zdjęcie smartfonem i chcieliśmy zbliżyć się do fotografowanego obiektu, opcja była jedna – podejść bliżej. Dziś sposobów na to jest znacznie więcej.
Zoom to szalenie przydatna technologia, nie tylko w fotografii profesjonalnej, ale także – a może przede wszystkim – w fotografii amatorskiej. Gdy nie możemy podejść dostatecznie blisko, zawsze można posłużyć się dobrodziejstwem współczesnej techniki, by przybliżyć obraz wewnątrz aparatu i sfotografować obiekt tak, jakbyśmy stali tuż obok.
Przybliżanie obrazu przydaje się przy rozmaitych okazjach. Przede wszystkim wtedy, gdy zwyczajnie nie można do czegoś podejść bliżej – na przykład, gdy chcemy zrobić zdjęcie statku na tle zachodzącego słońca, ale przecież nie podpłyniemy w tym celu pod sam kadłub. Albo w prozaicznych sytuacjach, gdy dziecko bawi się na krańcu placu zabaw i akurat robi coś, co chcemy uwiecznić, a jeśli tylko spróbujemy podejść bliżej, czar pryśnie.
Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie zoom będzie cudownym narzędziem. Nawet najlepszy zoom nie sprawi, że ustrzelimy żubra w Puszczy Białowieskiej stojąc na balkonie w Warszawie, czy nie ułatwi sfotografowanie lecącego po niebie z dużą prędkością ptaka. Czasem obiekty są za daleko niezależnie od zoomu i jedyna opcja to podejść bliżej.
Zoom umożliwia nam jednak fotografowanie dzikich zwierząt, które nie dają do siebie podejść (o ile nie są zbyt daleko) i podejrzenie napisu na budynku, umieszczonego zbyt wysoko, by móc odczytać go gołym okiem. Powtórzę: szalenie przydatna technologia.
Do niedawna jednak korzystanie z niej było zarezerwowane wyłącznie dla świata „dużej” fotografii – dla profesjonalnych lustrzanek lub amatorskich kompaktów. Tymczasem od kilku lat najważniejszym i najpopularniejszym aparatem na świecie jest… smartfon. Smartfon, który każdy ma w kieszeni, którym wykonujemy zdjęcia na co dzień i na wakacjach; którym też chcemy przybliżyć obiekt, jeśli jesteśmy za daleko.
A skoro to smartfon stał się podstawowym (często jedynym) aparatem większości konsumentów, wytwórcy telefonów musieli stanąć na wysokości zadania, aby aparat w smartfonie był jak najbardziej uniwersalnym narzędziem, przydatnym w każdej sytuacji.
Zoom zoomowi nierówny
W świecie fotografii rozróżniamy zasadniczo dwa rodzaje obiektywów: stałoogniskowe, czyli takie, które zawsze mają ten sam kąt widzenia, oraz zmiennoogniskowe, czyli tzw. zoomy.
W obiektywie zmiennoogniskowym mamy do dyspozycji wiele różnych kątów widzenia, zależnie od pokrywanego przezeń zakresu ogniskowych, ale zazwyczaj możemy liczyć na co najmniej 2- lub 3-krotne powiększenie obrazu między najszerszym, a najwęższym dostępnym kątem.
Aby uzyskać optyczne przybliżenie obrazu, czy też zmianę ogniskowej, potrzeba jednak sporo ruchomych elementów. W efekcie obiektywy typu zoom to sporych gabarytów konstrukcje, często wyposażone w wysuwany tubus, który rozsuwa się zależnie od ogniskowej.
W smartfonie nie ma miejsca na upchnięcie takiego fizycznego zestawu elementów, choć na przestrzeni lat kilku producentów próbowało tego dokonać. Efektem tych starań były przedziwne twory , które wyglądały bardziej na aparaty kompaktowe z doczepionym ekranem smartfona, niż na smartfony z doczepionym aparatem. Nic dziwnego, że niewielu producentów pokusiło się na pójście tą drogą.
Nie znaczy to jednak, że producenci telefonów ustali w wysiłkach, by zapewnić nam choćby namiastkę optycznego zoomu.
Na początku był zoom cyfrowy.
Dopóki smartfony wyposażone były tylko w jeden obiektyw, jedyną opcją zoomu (prócz „zoomu nożnego”) był zoom cyfrowy – gestem rozciągnięcia palców na wyświetlaczu mogliśmy cyfrowo przybliżyć fotografowany obiekt, niejako symulując prawdziwy zoom optyczny.
To rozwiązanie miało jednak jedną podstawową wadę – jakość zdjęć zrobionych przy jego wykorzystaniu była dramatycznie wręcz zła. Wynika to z faktu, iż zoom cyfrowy to ni mniej, ni więcej wycinek kadru. Nie zachodzi tu żadne fizyczne przybliżenie; aparat po prostu wykonuje tzw. crop, czyli przycina zdjęcie wykonane przy użyciu wszystkich dostępnych megapikseli do rozmiaru, na którym będzie widać tylko „przybliżony” element.
Dziś zoom cyfrowy oferuje względnie akceptowalne rezultaty, gdyż matryce smartfonów mają znacznie więcej megapikseli, niż miały jeszcze kilka lat temu. Wycinek małej części obrazka z sensora o rozdzielczości 12-20 Mpix będzie wyglądał znacznie lepiej, niż wycinek z sensora 5-8 Mpix. Nadal jednak mówimy o jakości zaledwie „akceptowalnej”.
Dlatego producenci z czasem zaczęli podchodzić do sprawy inaczej.
Potem był drugi obiektyw.
Skoro nie można do smartfona upchnąć obiektywu z wysuwaną tubą, zostaje uciec się do klasycznego rozwiązania ze świata fotografii: dołączyć do zestawu drugi obiektyw stałoogniskowy, o innym kącie widzenia.
Podstawowy aparat we wszystkich smartfonach połączony jest z obiektywem szerokokątnym, o kącie widzenia zbliżonym do pełnoklatkowego obiektywu o ogniskowej 20-24 mm. Szeroki kąt sprawdza się dobrze w fotografowaniu obiektów, krajobrazów czy grup ludzi, ale już jako narzędzie do robienia portretów wypada przeciętnie.
Wynika to z faktu, iż im szerszy kąt, tym bardziej zniekształcona perspektywa i mniej skompresowane tło. To właśnie podstawowa różnica między zdjęciami zrobionymi smartfonem, a zrobionymi dobrym aparatem z dobrym obiektywem, przez fotografa znającego się na rzeczy – do zrobienia portretu fotograf zazwyczaj wykorzysta obiektyw o długiej ogniskowej, który zachowa naturalny kształt twarzy i przyjemnie rozmyje tło.
Jak ilustruje poniższy GIF, różnica między portretem wykonanym obiektywem szerokokątnym, a obiektywem typu tele, jest kolosalna:
O ile jednak w profesjonalnej fotografii zazwyczaj wykorzystuje się obiektywy o ogniskowej 85 mm lub dłuższe, tak na potrzeby fotografii mobilnej zupełnie wystarczającą zmiany perspektywy zapewniło dołożenie do smartfonów drugiego obiektywu typu tele, o ogniskowej zbliżonej do pełnoklatkowego obiektywu 50 mm.
Taki obiektyw zapewnia o wiele bardziej naturalne proporcje w przypadku portretów, a przy tym daje nam dwukrotny zoom optyczny względem głównego aparatu, połączonego z obiektywem szerokokątnym. Oczywiście nadal możemy ten zoom „wydłużyć” stosując wspominany wcześniej zoom cyfrowy, ale osobiście odradzam to rozwiązanie – obiektywy tele w aparatach zazwyczaj sprzężone są z sensorami o niższej rozdzielczości od głównych aparatów, a co za tym idzie, zdjęcia mają mniejszy rozmiar, więc i mniejsze pole do wszelakich przycięć.
Technicznie rzecz biorąc za bardziej naturalne proporcje odpowiada nie ogniskowa, a odległość od fotografowanego obiektu. Tym niemniej chcąc uzyskać jednocześnie naturalną perspektywę i odpowiednio "ciasny" kadr, musimy skorzystać z dłuższej ogniskowej.
Potem zaczęły się innowacje.
Nawet większe rozmiary matryc i dodatkowe obiektywy nie zmieniły faktu, iż smartfony nie potrafiły przybliżać obrazka z jakością dedykowanych aparatów kompaktowych. Producenci zaczęli więc zastanawiać się, co jeszcze można wycisnąć z aparatu w smartfonie, bez zmiany fizycznych rozmiarów urządzenia.
Jako pierwsze, skuteczne rozwiązanie tego problemu zaprezentowało Oppo. W 2017 r. mogliśmy zobaczyć pierwszy prototyp smartfona, który potrafił przybliżyć obraz aż pięciokrotnie – dwukrotnie przy użyciu dedykowanego teleobiektywu i kolejne 2,5x przy użyciu pryzmatu; rozwiązania znanego z peryskopów.
Zamiast umieszczać wystający ze smatfonu, wysuwany element, Oppo opracowało technologię, w której światło najpierw pada na obiektyw, a następnie – zanim dotrze do matrycy – odbijane jest przez lusterko mieszczone pod kątem 90 stopni względem sensora. W połączeniu z kilkoma dodatkowymi elementami zapobiegającymi zniekształceniom powstał tor optyczny, który zapewnia 5-krotne powiększenie obrazu bez utraty jakości.
Na wdrożenie tej technologii do istniejącego produktu przyszło nam nieco poczekać, ale w końcu trafiła ona do smartfona Oppo Reno 10x Zoom, który – nomen omen – potrafi przybliżyć obrazek nie pięcio-, a aż dziesięciokrotnie.
Oppo Reno 10x Zoom stosuje w tym celu połączenie obiektywów obsługujących ogniskowe od 16 do 160 mm. Zastosowane matryce to 48 Mpix (główny aparat), 13 Mpix (tele) oraz 8 Mpix (szeroki kąt).Teleobiektyw daje dobry punkt wyjścia, powiększając obraz dwukrotnie względem szerokokątnego obiektywu. Peryskop dodatkowo powiększa obraz trzykrotnie, dając sumaryczny zoom 6X. Dodatkowe 4X uzyskujemy zaś poprzez zoom cyfrowy.
W przypadku Oppo Reno 10x Zoom to przybliżenie cyfrowe nie wygląda jednak źle, jak wyglądało niegdyś w smartfonach z jednym obiektywem. Wynika to z faktu, iż za zoom cyfrowy odpowiada matryca główna - Sony IMX 586 o rozdzielczości 48Mpix. Mając do dyspozycji tak ogromną pulę pikseli, nawet wycięty z całości fragment ma dostatecznie wysoką rozdzielczość, by nadal prezentować wysoką jakość.
Ośmielę się powiedzieć, że dopóki nie wymyślimy, jak upchnąć do smartfonów obiektywy o jeszcze dłuższych ogniskowych lub obiektywy zmiennoogniskowe, kombinacja peryskopu i zoomu cyfrowego jest naszą najbliższą przyszłością.
Zoom w smartfonie – kiedy używać?
Sama obecność zoomu w smartfonie nie oznacza jednak, że zawsze powinniśmy z niej korzystać.
Są sytuacje, kiedy przybliżenie obrazu bardzo się przydaje. Chociażby wtedy, gdy nie możemy podejść bliżej do fotografowanego obiektu. W takiej sytuacji skorzystanie z przybliżenia może być bardzo korzystne.
Drugi przykład, gdy zoom robi ogromną różnicę, to portrety. Spójrzcie tylko, jak różne od siebie są zdjęcia wykonane przy użyciu szerokokątnego obiektywu, zoomu 2X i zoomu 6X:
Już przy dwukrotnym powiększeniu zdjęcie wygląda bardziej naturalnie, wygląda lepiej. Przy sześciokrotnym zbliżeniu zaś dochodzi dodatkowo do pięknej kompresji tła, jaką w innym przypadku można byłoby uzyskać w smartfonie tylko uciekając się do software’owego rozmywania tła, które nie zawsze radzi sobie z poprawnym „odcięciem” człowieka od otoczenia. Zoom optyczny daje o wiele lepsze rezultaty.
Czasem jednak nadal lepiej jest skorzystać ze starej dobrej kombinacji szerokiego kąta i „zoomu nożnego”.
Pierwszym przykładem w tej materii, jaki przychodzi mi do głowy, jest fotografia macro. Teoretycznie – zoom jest tu idealny, bo nie trzeba podchodzić blisko np. do kwiatka, który chcemy uwiecznić. W praktyce jednak w tym przypadku lepiej jest podejść bliżej i zrobić zdjęcie standardowym obiektywem.
W fotografii macro chodzi bowiem nie tylko o to, by być jak najbliżej, ale też o to, by jak najszczelniej wypełnić kadr fotografowanym obiektem. W przypadku smartfonów obiektywy szerokokątne umożliwiają to w większym stopniu z prostego powodu: mają mniejszą minimalną odległość ostrzenia, czyli najkrótszy dystans między obiektem a matrycą, przy którym aparat jest w stanie ustawić ostrość. Niestety wszystkie obiektywy tele w smartfonach mają znacznie dłuższą minimalną odległość ostrzenia. Różnica to czasem 2-3 cm w przypadku szerokiego kąta, a 1-2 m w przypadku obiektywu tele (sic!).
Warto tylko pamiętać, że czasem lepiej nie robić zdjęć szerokim kątem z bardzo bliska, bo wiąże się to również ze zniekształceniami. O ile w przypadku roślin czy zwierząt, którym delikatne zniekształcenie nie zaszkodzi, tak już robiąc zdjęcia przedmiotom o regularnych kształtach możemy sprawić, że będą wyglądały… dziwnie.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego laptopy w recenzjach niektórych portali wyglądają jakby miały kształt trapezu? Właśnie dlatego – taki jest skutek robienia zdjęcia szerokim kątem z bardzo bliska. W tej sytuacji o wiele lepiej jest zrobić zdjęcie stojąc nieco dalej, a następnie przyciąć fotografię w aplikacji do obróbki zdjęć. Tym sposobem zachowamy naturalne proporcje obiektu, tylko nieznacznie obniżając jakość zdjęcia. Lepsze to niż trapezoidalna elektronika…
Kolejna sytuacja, w której staromodne podejście bliżej sprawdza się lepiej, to fotografowanie po zmroku lub fotografowanie ruchu w mniej niż idealnych warunkach oświetleniowych.
Obiektywy szerokokątne w smartfonach zawsze są „jaśniejsze”, czyli mają szerzej otwarte przysłony, skupiając na matrycy więcej światła niż teleobiektywy. W przypadku Oppo Reno 10x Zoom różnica jest naprawdę spora – o ile obiektyw szerokokątny ma jasność f/1.7, czyli bardzo dobrą, tak obiektyw tele, ze względu na swoją rozbudowaną konstrukcję, ma jasność f/3.0.
W pełnym słońcu f/3.0 jest zupełnie w porządku. Umożliwi zatrzymanie ruchu w kadrze i zapewni świetnej jakości obraz. Im jednak mniej światła, tym gorsze rezultaty. Dlatego też, gdy nie mamy idealnych warunków oświetleniowych, lub fotografujemy po zmroku, lepiej skorzystać z jaśniejszego obiektywu szerokokątnego i podejść bliżej, jeśli chcemy zrobić zoom.
Jaki smartfon wybrać, żeby zoomować?
Większość smartfonów na rynku ma dziś więcej niż jeden obiektyw, ale nie zawsze oznacza to, że drugi obiektyw służy do zoomowania. Wprost przeciwnie – większość producentów, szczególnie na niższej półce cenowej, dorzuca do zestawu dodatkowy sensor z obiektywem ultraszerokokątnym. Ten przydaje się, owszem, podczas fotografii krajobrazu, ale nie zrobimy przy jego użyciu dobrego portretu ani nie przybliżymy zdjęcia bez straty jakości.
Dlatego chcąc móc zoomować smartfonem, trzeba zwrócić uwagę na to, by telefon wyposażony był w teleobiektyw. Na szczęście takich opcji na rynku też nie brakuje, a też coraz łatwiej o telefon, który oferuje zarówno kilkukrotne powiększenie, jak i ultra-szeroki kąt. Wybór, jak zwykle, zależy od indywidualnych potrzeb.
Dość jednak powiedzieć, że smartfony przeszły długą drogę. Od pojedynczego aparatu o niskiej rozdzielczości, poprzez zoom cyfrowy, aż po peryskop zatopiony w obudowie; czy ktokolwiek wyobrażał sobie dekadę temu, że aparaty w smartfonach staną się tak uniwersalne?
*Materiał powstał we współpracy z marką Oppo