Znana Instagramerka postawiła się ponad prawem autorskim. „Skoro jestem na zdjęciu, to jest też moje”
Gwiazdy Instagrama zdają się funkcjonować w innej rzeczywistości, w której popularność oznacza możliwość dyktowania reguł społeczeństwu, a walutą jest liczba lajków.
Prawo autorskie to nie jest jakaś przesadnie skomplikowana ustawa, ale wraz z rozwojem internetu nabrała gigantycznego znaczenia, ponieważ każdego dnia w sieci praktycznie wszyscy spotykamy się z naruszeniami regulowanego przez nią prawa. Ba, czasem nawet sami mamy to na sumieniu!
Prawo ma też to do siebie, że niestety trzeba je znać (a nieznajomość szkodzi), nie da się go brać na logikę. I tak oto na przykład prosta sytuacja - ktoś robi nam zdjęcie. Kto ma prawo je wrzucić do Facebooka? Otóż nikt, bo my nie posiadamy praw autorskich do zdjęcia (nie jesteśmy wszakże jego autorem), a z kolei fotograf nie posiada zgody na wykorzystanie publicznie naszego wizerunku. Osoba publiczna ma jeszcze gorzej, bo praw do zdjęcia nie ma, zaś jej wizerunku generalnie używać można (oczywiście nie w takich sytuacjach, jak np. znany aktor na plaży, chociaż portale plotkarskie i tak to robią).
Instagramerka Gigi Hadid twierdzi inaczej
Powiem więcej - jej opinia jest zdecydowanie dalej idąca, niż „bo ja tak chcę i już”. Hadid przedstawia bowiem merytoryczne argumenty, a wręcz wdaje się w doktrynalną polemikę.
Jak donosi The Verge, w styczniu tego roku agencja paparazzi Xclusive-Lee zarzuciła Hadid naruszenie praw autorskich do swojego zdjęcia, poprzez wrzucenie go na instagrama modelki. Prawnicy bohaterki naszej historii twierdzą, że wykorzystanie fotografii mieści się w granicy dozwolonego użytku, gdyż sama wniosła od siebie nieco do tego zdjęcia poprzez „pozowanie, uśmiechanie czy wybór ubioru”.
A skoro aktorka pozowała do kamery, to zdaniem jej prawników można ją uznać współautorką zdjęcia, prawda? Co więcej, autorka przecież to zdjęcie wycięła i wykadrowała na sobie, zanim wrzuciła je na Instagrama, a więc skupiła się wyłącznie na swojej autorskiej kompozycji.
Jest to niezwykle ciekawa koncepcja i trzeba przyznać, że na swój sposób nie można odmówić temu szaleństwu metody. Przypomina mi się nieco kwestia praw autorskich i wieży Eiffla nocą - teoretycznie nie można rozpowszechniać jej nocnych zdjęć, gdyż emitowane na niej światła są „utworem w rozumieniu prawa autorskiego”. Teoretycznie, bo w mojej ocenie jest to kwestia dyskusyjna.
W poszukiwaniu precedensu
Ponieważ akcja naszej dzisiejszej opowieści rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, niebawem możemy być świadkami precedensu, w wyniku którego osoby publiczne uzyskają prawo do wykorzystywania w jakimś stopniu zdjęć z ich wizerunkiem. Jestem w stanie wyobrazić sobie podobną sprawę również w Polsce i sam jestem bardzo ciekawy, jak sąd wypowiedziałby się na temat tak postulowanej koncepcji „współautorstwa”.