REKLAMA

Taksówkarze walczą już nie tylko z Uberem, ale i sami ze sobą. Wystarczyły im dwa dni

Użyją brutalnej siły czy będą spokojnie negocjować licząc na zrozumienie rządu? – taksówkarze są coraz mocniej podzieleni jeśli chodzi o taktykę na forsowanie swoich postulatów. A to nie wróży im specjalnych sukcesów.

Taksówkarze walczą już nie tylko z Uberem, ale i sami ze sobą
REKLAMA
REKLAMA

Chciałbym napisać, że protest przebiega bardzo po polsku, ale nie dajmy się zwariować – wewnętrzne kłótnie w momencie, gdy potrzeba jest mobilizacja, to nie tylko nasza specjalność. Fakty są jednak takie, że taksówkarze rozszczepili się właśnie na dwa obozy. Jeden chce rozmawiać, drugi żąda krwi tu i teraz.

Tak naprawdę rozłam w środowisku było widać już pierwszego dnia, gdy protestujący zaatakowali swoich pracujących kolegów. Siła podziałów uwidoczniła się jednak dopiero, gdy taksówkarze zaczęli mozolnie realizować swoje pierwsze cele.

W poniedziałek wyjechali na miasto jeszcze jako względnie spójna i zdeterminowana ekipa, co szybko pozwoliło im na zepchnięcie ministrów do defensywy. Dostali więc obietnicę zwołania Rady Dialogu Społecznego i uwzględnienia swoich postulatów. Jadwiga Emilewicz zapewniła też, że negocjacje zaczną się z „czysta kartą”, co sugeruje, że rząd nie ma zamiaru odbijać się od liberalnego projektu i wyraża wolę daleko idących ustępstw. A może po prostu chce tylko sprawiać takie wrażenie.

Tak czy owak, ta deklaracja stała się początkiem problemów.

Części taksówkarzy takie subtelne formy nacisku jak negocjacje najwyraźniej znudziły, bo we wtorkowe popołudnie kilkaset osób zgromadziło się na Placu Trzech Krzyży. To łamało jednocześnie postawienia umowy, bo przewodniczący mazowieckiej „Solidarności”, Rafał Piotr Jurek, zobowiązał się do zawieszenia strajku.

Taksówkarskiej wierchuszce się to wyraźnie nie spodobało. Jurek wraz z innym liderem protestu – Damianem Góralczykiem, szybko zjawili się na miejscu. Choć obaj przemawiali spokojnie i przekonywali, że potrzebna jest cierpliwość, na twarzach było widać zdenerwowanie.

Chwilę później zaczęły się pyskówki. Część protestujących była przekonana, że ich liderzy już w poniedziałek wynegocjowali wyłączenie Uberowi aplikacji. Wyraźnie widać, że część zgromadzonych poczuła krew i doszła do wniosku, że przemocą zmusi polityków do ustępstw.

I chyba nie był jedyny. Obserwowany przez tysiące osób profil Taryfa24, który od początku podaje informacje dotyczące przebiegu strajku, nawołuje do zbierania się o 11.30 w czterech punktach – na ul. Ordona, Marywilskiej, przy Cmentarzu Północnym i CH Auchan przy Puławskiej.

REKLAMA

W tym samym czasie Związek Zawodowy „Warszawski Taksówkarz” apeluje o zachowanie zimnej krwi i czekanie na wynik rozmów. Te w ramach Rady Dialogu Społecznego zaczynają się w środę o 12. Wątpliwe jednak, by politycy PiS chcieli do nich zasiadać i na poważnie negocjować z pistoletem... pardon...”pogotowiem strajkowym” przystawionym do skroni.

Eskalowanie emocji od pierwszych godzin strajku wychodzi teraz przywódcom strajku bokami. Namiętności rozbudzone przez histeryczne mowy o „dyktujących prawo korporacjach” były początkowo paliwem napędowym całej akcji, ale gdy przyszło do konkretów, stają się poważnym obciążeniem. Bo nie da się ich, ot tak, zamknąć do pudełka. A właśnie tego taksówkarze teraz potrzebują.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA