Polacy stworzyli aplikację do sprzedaży jedzenia, które skończyłoby na śmietniku. Rozmawiamy z twórcami Foodsi
Zastanawialiście się kiedyś, ile jedzenia marnuje się codziennie w restauracjach? Dziś swoją premierę ma polska aplikacja Foodsi i - nie ukrywam - jestem bardzo ciekawy, jak zostanie przyjęta przez użytkowników. Pomysł jest bowiem bardzo interesujący.
Mateusz i Kuba - twórcy Foodsi - podczas studiów dorabiali w gastronomii i sami byli zmuszeni do wyrzucania gotowych kanapek, ciast, bajgli itd. jeśli akurat nie sprzedały się danego dnia. Klienci chcą kupować świeże jedzenie. Dwudniowa kanapka się nie sprzeda, więc trzeba ją wyrzucić. No chyba, że się sprzeda. Twórcy Foodsi twierdzą, że wiedzą, jak to zrobić i żeby mi o tym opowiedzieć upierali się na spotkanie w jednej z warszawskich sieciowych kawiarni.
Tomasz Domański, Spider's Web: Czyli stworzyliście aplikację do sprzedaży jedzenia, które normalnie by się nie sprzedało...
Mateusz Kowalczyk, Foodsi: Dokładnie tak. Dużo produktów w restauracjach, jeśli się nie sprzeda, trafia do kosza. Data ważności tych wszystkich przekąsek, które widzieliśmy w kolejce do kasy kończy się wraz z dzisiejszym zamknięciem tego lokalu.
A wy chcecie, żeby ktoś je kupił.
Kuba Fryszczyn, Foodsi: Chcemy pomóc lokalom, które chciałyby ograniczyć ilość jedzenia wyrzucanego bez sensu do kosza. Taka kanapka, 5 minut po zamknięciu knajpy nadal jest bardzo dobra.
Kupując ją teraz, wydam 12 zł. Ile zapłacę przez Foodsi?
Mateusz: Na pewno mniej. Ale to zależy już od danej restauracji. Ogólnie wygląda to tak, że wystawiają one jedzenie w formie Zestawów. Nie chcieliśmy narzucać żadnych sztywnych zasad, więc w jednym miejscu w Zestawie za 12 zł dostaniesz drugą kanapkę gratis, w innym zapłacisz 14 zł, ale dostaniesz obiad z deserem wart 30 zł, a w jeszcze innym dostaniesz całą torbę pieczywa za 9 zł, bo będziesz np. jedynym klientem umówionym na odbiór niesprzedanego jedzenia. Ustaliliśmy z każdym lokalem indywidualnie, jakie minimum musi zawierać się w Zestawie Foodsi. To, co restauracja wrzuci ponad minimum, zależy tylko od jej woli. Zwykle cena Zestawu Foodsi jest niższa od ceny regularnej o minimum 50 proc.
Czyli nie macie żadnego wpływu na wybór menu w Foodsi?
Mateusz: Nie (śmiech). Dla pewności to podkreślę: Foodsi to platforma stworzona do sprzedaży jedzenia, które normalnie by się zmarnowało. Czy w danym dniu będzie to 50 kanapek, czy 2 ciasta czekoladowe? Tego nie wiadomo. Jeśli manager danego lokalu widzi, że jedzenie nie sprzedaje się za dobrze danego dnia, wystawia je w formie Zestawów w naszej aplikacji.
Kuba: Zarabia na nim trochę mniej, ale to i tak lepiej, niż gdyby wyrzucił je do śmietnika.
Ile lokali udało się wam przekonać do tego pomysłu?
Mateusz: Na start będą to 3 restauracje w Warszawie. Prowadzimy zaawansowane rozmowy z kolejnymi kilkunastoma, niektóre z nich to popularne sieci. W kolejnych dniach, sukcesywnie będziemy dodawać kolejne lokale. Mamy nadzieję pod koniec kwietnia osiągnąć próg 30 lokalizacji. Kilka z nich, będzie w miastach takich jak Kraków, Poznań, Lublin i Katowice.
Kuba: Przyznaję, liczba restauracji w pierwszym dniu działania Foodsi nie jest imponująca. Nie ma to dla nas jednak większego znaczenia. Nie chcieliśmy od razu rzucać się na głęboką wodę. Zaczynając pomału będziemy w stanie upewnić się, że nasza platforma działa tak, jak powinna.
Nie testowaliście jej przed premierą?
Kuba: Testowaliśmy. I to dość intensywnie. Nawet nie wiedziałem, że na rynku jest aż tyle telefonów z Androidem, zanim nie rozpoczęliśmy testów. Ale wiesz, nie jesteśmy ani dużą firmą, ani nie dysponujemy jakimś ogromnym kapitałem. Wszystko sfinansowaliśmy ze środków własnych, a ponieważ nasz zespół składa się z 3 osób to trudno upewnić się, że na każdym urządzeniu apka będzie działała bezbłędnie. Liczymy na konstruktywny feedback, ze strony użytkowników oraz wyrozumiałość. Właśnie dlatego, rozpoczynamy z kilkoma lokalizacjami w pierwszym dniu.
Mateusz: Oczywiście chcemy skalować aplikację jak najszybciej, ale najbardziej zależy nam żeby oferować za jej pośrednictwem jak najlepszą jakość usług. Zarówno dla sprzedających, jak i kupujących jedzenie.
Ok, to ma sens. A macie już jakieś pomysły na tę większą skalę? Supermarkety? Dowozy do klienta?
Mateusz: Chcemy zacząć od współpracy z restauracjami, ponieważ o ich działaniu mamy największe pojęcie. Ale tak, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do Foodsi dołączyły wszystkie zainteresowane sklepy i supermarkety. Na razie jednak chcemy zobaczyć, jak nasz pomysł sprawdzi się w trochę bardziej kameralnych warunkach. Na starcie chcemy być dostępni dla każdego współpracującego z nami lokalu i reagować natychmiast na zgłaszane przez nich pytania i problemy.
Kuba: A jeśli chodzi o dostawy, to mamy na to kilka dobrych pomysłów, ale na razie nie chcemy o nich mówić. Wszystko w swoim czasie. Chcemy rozwijać Foodsi w odpowiednim tempie. Od pomysłu do dzisiejszej premiery, pracowaliśmy nad nią 1,5 roku, więc z doświadczenia wiemy, że budowanie takiej platformy trochę trwa (śmiech).
Myślicie, że Polska jest gotowa na taką komercyjną formę food-sharingu?
Kuba: Myślę, że tak. Szczególnie młodsi ludzie. Z kimkolwiek byśmy nie rozmawiali na ten temat, spotykamy się z dużym entuzjazmem do naszego pomysłu.
Mateusz: Pomijając ideologiczne kwestie, na naszej platformie kupisz dobre jedzenie, w dobrej cenie. Wszyscy na tym zyskują.
Aplikację Foodsi możecie pobrać z Google Play i App Store.