Moto G7 przypomina, kto tu jest królem telefonów dla oszczędnych
Motorola zaprezentowała właśnie cztery nowe telefony z linii G. Po raz kolejny szczycą się one – przynajmniej zdaniem ich producenta – doskonałą relacją możliwości do ceny. Patrząc na nowe Moto G7, trudno się z nim nie zgodzić.
Motorola nadal nie ma w swojej ofercie drogiego urządzenia, które potrafiłoby skutecznie odwrócić naszą uwagę od iPhone’ów, Galaxy czy innych Mate’ów. Ostatnio jednak Xiaomi, Honor czy nawet Samsung zaczęły odwracać uwagę konsumentów od będącej szalenie istotnej dla Motoroli linii G. To właśnie Motorola już w 2013 r. udowodniła światu, że to nie ten najdroższy w ofercie telefon może być tym najciekawszym. Konkurencji zajęło trochę czasu, by zrozumieć, że Motorola miała rację.
Zaprezentowana właśnie rodzina telefonów Moto G7 stanowi swego rodzaju pokaz siły. Ich producent jest pod ogromną presją chińskiej konkurencji - nowe G7 nie mogą być niewypałem, bo to uczyni całą markę rynkowo wręcz nieistotną. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że mające się pojawić w sprzedaży w drugiej połowie lutego telefony G7 zdecydowanie mają czym przykuć naszą uwagę. No, przynajmniej niektóre warianty.
Wszystkie od razu ze zmodyfikowanym przez Motorolę Androidem Pie.
Dodatków programowych jest dość niewiele, wszystkie są jednak mile widziane. Motorola nieznacznie zmodyfikowała wizualnie ekranowy pasek nawigacyjny i widok przełączania aplikacji. Telefon może też (na nasze życzenie) rozświetlać się, gdy jego czujniki odnotują, że zostaje podniesiony, i włączać system rozpoznawania twarzy. Możliwe jest też skonfigurowanie przycisków głośności tak, by przy zablokowanym ekranie służyły do przełączania utworów.
Znany miłośnikom Motoroli gest wykonania zrzutu ekranu za pomocą trzech palców został rozbudowany o możliwość błyskawicznej ich edycji. Możliwe jest też nawigowanie po interfejsie za pomocą gestów na jednym przycisku ekranowym, włączanie latarki lub aparatu odpowiednim potrząśnięciem telefonu, uruchamianie trybu do obsługi jedną ręką za pomocą prostego gestu palcem czy wreszcie obracanie telefonu celem jego wyciszenia. Nie zabrakło też trybu pracy Always On Display z interaktywnymi powiadomieniami, a także funkcji nieblokowania telefonu, gdy nasz wzrok jest na niego skierowany.
Moto G7 Play – dla najbardziej oszczędnych i dla wielbicieli nieco mniejszych telefonów.
Jak na telefon z niskiej półki cenowej, daje on zaskakująco mało powodów do narzekań. Za wydajność odpowiada całkiem szybki procesor Snapdragon 632. G7 Play oferuje też 5,7-calowy wyświetlacz o proporcjach 19:9 (choć tylko w rozdzielczości HD+) i 13-megapikselowy (f/2,0) aparat z autofokusem z funkcją wykrywania fazy, rejestrowaniem zdjęć w RAW i ze zintegrowanym Obiektywem Google, a także ciekawą, wartą dalszego przetestowania funkcją rekonstrukcji obrazów wykonanych zoomem cyfrowym. Z przodu do selfików mamy 8-megapikselową (f/2,2) jednostkę z wbudowaną lampą błyskową.
Akumulator o pojemności 3000 mAh obsługujący szybkie ładowanie ma wystarczyć – tu dosłowny cytat z informacji od producenta – „na cały dzień”. Czytnik linii papilarnych znajduje się z tyłu telefonu. Jedyne, do czego mógłbym się doczepić, to 2 GB RAM. To tani telefon, ale mimo wszystko ten jeden dodatkowy gigabajt by się przydał. Całość uzupełniają 32 GB pamięci, slot microSD i złącze USB-C. Telefon niestety nie zawiera modułu NFC. G7 mierzy 147,31 x 71,5 x 7,99 mm.
Cena w Polsce: 700 zł.
Moto G7 Power jest niewiele droższy, a znacznie ciekawszy.
Przede wszystkim, co jego nazwa sugeruje, wzbogaca model Play o większy akumulator (5000 mAh). Producent zapewnia, że z powodzeniem wystarczy to na 2,5 dnia pracy bez konieczności podłączania się do ładowarki. Oferuje też większy wyświetlacz od wersji Play: 6,2-calowy, choć nadal tylko w rozdzielczości HD+. Za to mamy aż 4 GB RAM i 64 GB pamięci. Telefon mierzy 159,43 x 76 x 9,3 mm i waży 193 g.
Cena w Polsce: 900 zł.
Moto G7 pod względem możliwości to już w zasadzie średnia półka.
W tym modelu producent już nie oszczędzał na wyświetlaczu. To 6,2-calowa jednostka pracująca w rozdzielczości Full HD+. No i nie zapominajmy o podwójnym aparacie. Składa się on z 12-megapikselowej jednostki głównej (f/1.8) i 5-megapikselowej dodatkowej, służącej do wykrywania głębi. Aparat dysponuje autofokusem z funkcją wykrywania fazy. Z przodu telefonu znajduje się 8-megapikselowa jednostka. Moto G7 to również akumulator o pojemności 3000 mAh i konstrukcję odporna na zalania cieczą. Całość mierzy 157 x 75,3 x 8 mm i waży 172 g. No i wreszcie ma NFC.
Cena w Polsce: 1200 zł.
Moto G7 Plus, czyli fotki, sztuczna inteligencja i jeszcze raz fotki.
Z tym modelem Motorola pozwoliła mi spędzić nieco więcej czasu. I muszę przyznać, że przez te kilka chwil zdążyliśmy się ze sobą polubić. Telefon wykonany jest z przyjemnego w dotyku materiału, a sprawą odpowiedniego wyważenia dobrze leży w dłoni. Przyciski bez problemu wyczujemy palcem, znajdują się w logicznych miejscach.
Wyświetlacz jest jasny i wyraźny, choć na domyślnych ustawieniach moim zdaniem pracuje w nieco zbyt chłodnej palecie – na szczęście można to ustawić wedle gustu. I choć z oczywistych względów nie miałem jeszcze okazji na nim zainstalować wielu moich aplikacji, to absolutnie nie mogę narzekać na prędkość jego działania. Za to udało się wykonać kilka przykładowych zdjęć telefonem:
Największą przewagą Plusa nad zwykłą G7 jest jego 16-megapikselowa (f/1.7), podwójna jednostka fotograficzna z mechanizmem OIS i algorytmami sztucznej inteligencji, które pomagają nam w wykonaniu jak najlepszych zdjęć. To właśnie z uwagi na te algorytmy w najdroższej z GieSiódemek zastosowano nieco lepszy procesor Snapdragon 636 i większą ilość pamięci (64 GB). Z przodu zaś znajdziemy 12-megapikselowy aparat. Telefon mierzy 157 x 75,3 x 8,3 mm i waży 176 g.
Cena w Polsce: 1400 zł.
Zapowiada się to naprawdę dobrze.
Choć to oczywiście wyłącznie pierwsze wrażenia, więc zdecydowanie na razie nie należy tego jeszcze traktować jako rekomendację zakupu. Nad telefonami G7 oczywiście się pochylimy, począwszy od modelu G7 Plus. Możecie się spodziewać na dniach materiału wideo, a po około dwóch tygodniach pierwszej recenzji.
Już teraz jednak odnoszę wrażenie, że Motorola znowu to zrobiła. Po raz kolejny stworzyła jeden z najlepszych telefonów na rynku dla tych z nas, którzy nie chcą wydawać wielu tysięcy złotych na takie urządzenie. A to, wydaje mi się, znacznie ciekawsze osiągnięcie, niż wprowadzenie topowego telefonu w cenie porządnego telewizora.
* Współpraca: Tomasz Domański