REKLAMA

Doleć, obroń, pozabijaj. Misje w Anthem to kopia problemów Destiny i The Division - pierwsze wrażenia

Po kilkunastu godzinach z Anthem wyzbyłem się wątpliwości. Struktura misji w grze BioWare jest prosta, nudna i powtarzalna. Zamiast uczyć się na cudzych błędach Destiny i The Division, twórcy powielają je ze zdwojoną siłą.

19.02.2019 15.20
Misje w Anthem: doleć, obroń, pozabijaj. Mogło być inaczej
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli sądzicie, że Anthem będzie się wyróżniał unikalnymi misjami oraz epickimi zadaniami, jesteście w wielkim błędzie. Gra BioWare wykorzystuje najgorsze schematy znane z Destiny i The Division. Każde zadanie opiera się na prostym schemacie: dotrzyj, obroń/zbierz, zabij. Przez kilkanaście godzin nie natrafiłem na chociaż jedną misję, która w ciekawy sposób wyłamywałaby się z tego schematu.

Już po kilku misjach zdacie sobie sprawę, że robicie non stop to samo.

 class="wp-image-889720"

Najpierw trzeba dolecieć do lokacji oznaczonej wskaźnikiem. To ta przyjemna cześć zadania. Pilotowanie javelina jest frajdą samą w sobie. Sterowanie cieszy za pierwszym, dziesiątym i setnym razem. Moment, w którym uruchamiamy silniki rakietowe i szarpie nas do przodu to jedna z najprzyjemniejszych chwil w Anthem.

Miejsce docelowe najcześciej jest usiane wrogami. Po ich pokonaniu musimy a) obronić skamieniałego NPC przed kolejnymi przeciwnikami, b) zebrać określoną liczbę artefaktów, lub c) przez określony czas znajdować się w strefie obronnej. Nowi przeciwnicy wyskakują z portali, a ich truchła błyskawicznie znikają po zabiciu. Typowe worki z mięsem, mające wydłużyć rozgrywkę i zapewnić rozrywkę drużynie złożonej z czterech graczy.

 class="wp-image-889717"

W ten sposób wygląda 90 proc. ze wszystkich misji w Anthem. Nie tylko tych pobocznych, ale również fabularnych. Podczas szczególnie ważnych operacji film oddziela poszczególne etapy zadania, ale w praktyce nic się nie zmienia. Nawet bossowie należą do rzadkości. Doleć, obroń, pozabijaj. Doleć, obroń, pozabijaj. Tak od samego początku do samego końca. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że gram w tytuł EA jak w World of Warcraft albo inne MMORPG - bezmyślnie i na automacie, ze świadomością uciekającą w dzikie ostępy.

BioWare miało unikać błędów Destiny. Tymczasem Anthem je powiela.

Misje o powtarzalnym schemacie były jedną z głównych bolączek Destiny. Razem ze znajomymi przewracaliśmy oczami, gdy ghost ponownie musiał hakować przestarzały terminal Obcych. Dziwnym trafem akurat wtedy fale wrogów napadały na drużynę gracza, a postęp przy terminalu był uzależniony od liczby pokonanych przeciwników. Dokładnie tak samo jest w Anthem. Zamieńcie tylko hakowanie komputera na analizę starożytnego artefaktu. Albo pozyskiwanie próbki. Albo cokolwiek innego. Tak naprawdę żadna z tych czynności nie ma znaczenia fabularnego. To klasyczny zapychacz. Wata wciskana do skarpety.

 class="wp-image-889705"

Bungie tchnęło powiew świeżości do struktur misji dopiero w rozszerzeniu The Taken King. Niestety, BioWare nie wzięło przykładu z producentów Destiny. Anthem do samego końca jest powtarzalne i monotonne. Szokujące o tyle, że przecież gra BioWare ukazuje się kilka lat po premierze Destiny. Producenci Anthem mieli dziesiątki miesięcy na dogłębne przeanalizowanie błędów konkurencji. Na wyciągnięcie ciekawych wniosków. Mimo tego BioWare potyka się w dokładnie tych samych miejscach co Bungie. Niesamowita ignorancja.

To trochę tak, jak gdyby podać BioWare gotowe przykłady: - zobaczcie, nie róbcie tak jak ci od Destiny ani tak jak ci od The Division. Te elementy nie podobały się graczom. - następnie ekipa od Anthem z premedytacją odtwarza dokładnie te same potknięcia, licząc na to, że skutek będzie inny. Nie będzie. To tak nie działa. W tym miejscu powinien pojawić się Vaas Montenegro z Far Cry 3 i przedstawić producentom jego kultową definicję szaleństwa.

 class="wp-image-889690"

Sytuacji nie ułatwia powtarzalność przeciwników.

Jeśli graliście w betę Anthem, mam dla was złą wiadomość. Widzieliście jakieś 70 proc. całego bestiariusza. Skorpiony, wilkory, przerośnięte owady, Szramy i Dominium to niemal pełna lista przeciwników. Nie oczekujcie, że w połowie gry pojawi się zupełnie nowa strona konfliktu z unikalnymi jednostkami. Przedpremierowe Anthem cierpi na potężne braki zawartości, a katalog przeciwników stanowi ważną cześć tego problemu.

Powtarzalni przeciwnicy w powtarzalnych miejscach o powtarzalnym schemacie - tak można podsumować tę cześć Anthem, która dotyczy zadań. Nawet Fortyfikacje - najtrudniejsze i najdłuższe wyzwania w Anthem - opierają się o ten sam model. Na szczęście przynajmniej tam można liczyć na unikalnych bossów. Niestety, Fortyfikacje są zaledwie trzy, co jest wartością skandalicznie małą.

 class="wp-image-889693"
REKLAMA

Grając w Anthem wielokrotnie zastanawiałem się: - co BioWare robiło przez tyle lat pracy nad tym tytułem? - Cóż, raczej na pewno nie uczyło się na błędach konkurencji. Produkcja EA z premedytacją powiela wszystkie problemy charakterystyczne dla wieku dziecięcego Destiny oraz innych produkcji co-op. Przez to początkowa ekscytacja produkcją zostaje przygaszona monotonią i powtarzalnością. Gdy w środku misji zastanawiasz się, kiedy The Division 2 będzie miało swoją premierę, nie najlepiej świadczy to o atrakcyjności wykonywanego zadania.

Materiał nie jest recenzją Anthem, a jedynie wrażeniami dotyczącymi misji oraz ich struktury. Pełna recenzja gry pojawi się na Spider's Web w późniejszym terminie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA