REKLAMA

Kolejny rok, kolejny sitcom, a Netflix nadal zatrudnia przeciętniaków do robienia napisów

Kolejny rok, kolejny sitcom, a Netflix nadal zatrudnia przeciętniaków do robienia napisów
REKLAMA
REKLAMA

Była to polska wersja tego dowcipu:

Jednakże wyobraziłem sobie, jak przetłumaczyliby to ludzie zatrudniani przez Netfliksa do robienia napisów do seriali.

Żaliłem się już rok temu przy okazji Friends, pożalę się i przy okazji How I Met Your Mother.

Sukces Shreka w dużej mierze polegał na fantastycznej polskiej wersji językowej. Autor tłumaczenia doskonale rozumiał swoje zadanie i zamiast tworzyć tłumaczenia wierne, tworzył tłumaczenia piękne, wykorzystując realia rynku, na który polonizacja jest adresowana. Wyszło genialnie. Ba, wyszedł hit.

Tu nawet nie chodzi o to, że tłumacze Netflix nie wznoszą się ponad przeciętność. Że nie marzy im się wybitność. I tak są przyzwyczajeni, że przy takiej jakości tłumaczeń nikt nigdy nie zapyta ich o nazwisko. Kolejny już rok czytając napisy do sitcomu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autorzy tekstu nawet nie rozumieją humorystycznego kontekstu wypowiadanego przez bohaterów. Gdybym miał mieć jeden zarzut do Netfliksa to fakt, że napisy do seriali pokroju HIMYM zleca jakiemuś studentowi anglistyki, który dostaje po jednym dniu na jeden sezon i grzeje jak leci z przepisywaniem tekstu na linijki. Niejednokrotnie go zresztą paląc.

Przetłumaczenie na język polski serialu komediowego to nie lada wyzwanie. Mam w pamięci przytaczanego już w poprzednim tekście Tomasza Beksińskiego, który opowiadał gdzieś, że przetłumaczył Monty Pythona... po czym przetłumaczył go jeszcze raz, bo można było zrobić to zdecydowanie lepiej. Zajęło mu to miesiące, ale jego tłumaczenie stanowi trwałe dziedzictwo polskiej telewizji.

Tłumacz Netfliksa - z mojej perspektywy telewidza - po prostu leci, biegnie, spieszy się gdzieś dosłownie przepisując, co usłyszy (a może nawet przeczyta z angielskiej listy dialogowej). Jeśli żart jest przetłumaczalny, to nasze szczęście. Jeśli nie jest - na ogół tłumacz nie wzniesie się na nic więcej, niż przetłumaczenie tekstu na polski (choć gwoli ścisłości - raz mu się udało wyjść trochę poza schemat, pamiętam do dziś, bo byłem pod wielkim wrażeniem, że botowi wgrano jakieś poczucie humoru). Podobnie jak w przypadku Friends, paradoksalnie czasem lepiej oglądać How I Met Your Mother z nienawidzonym lektorem, gdyż tam niewątpliwie w większym stopniu przyłożono się do tłumaczenia. Ktoś próbował.

Moja teoria jest następująca. Netflix wynajmuje sobie jakąś agencyjkę, agencyjka studentów i zlecają sobie przetłumaczenie 30 filmów seriali miesięcznie (może nawet taka agencyjka będzie mi pisać w komentarzach pod tekstem, że nie wiem, o czym mówię i o co mi tak w ogóle chodzi). No i jak się tłumaczy Prison Breaka, to generalnie deficytów talentu nie widać. A przynajmniej nie widać na skalę przemysłową. Przy sitcomie, i to sitcomie całkiem dobrym, zaczynają się schody. Podejrzewam jednak, że tryb pracy jest taki sam, a więc po prostu się leci. Bo deadline, bo kolejne seriale w kolejce, bo przecież mamy tłumaczyć, a nie bawić.

REKLAMA

Czy koronny serial komediowy w ramówce Netflix zasługuje na poświęcenie mu odrobiny czasu? Dopieszczenie? Myślę, że tak. Przecież platforma promuje się ostatnio HIMYM na lewo i prawo. Pisałem na Bezprawniku, że tam się wydaje nawet i 100 mln dol. za roczną licencję na serial.

Kiepscy tłumacze może nie sabotują projektu całkowicie, ale też przez cały seans, gdy słyszę zabawny żart aktora i czytam jakieś bezpłciowe linijki pod spodem (ja mam to szczęście, że aktorów na ogół rozumiem, ale ilu widzów serialu nie?) nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nikt nie zwraca na to platformie uwagi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA