Przeogromny krok naprzód i najlepszy stosunek jakości do ceny. Gimbal FeiyuTech AK2000 - recenzja
FeiyuTech AK2000 to następca gimbala A2000, z którego korzystam od roku. Zapraszam do recenzji porównawczej, w której odpowiem na pytanie, czy warto dopłacić do nowszej konstrukcji.
Na początku przybliżę tło dzisiejszego testu. Po testach kilku gimbali, rok temu kupiłem FeiyuTech A2000. To świetnie wycenione urządzenie (rok temu kosztowało 1800 zł, a dziś jest dostępny w cenie poniżej 1300 zł), które z jednej strony zapewnia bardzo dobre rezultaty z niewielkimi aparatami, a z drugiej, jest niesłychanie mobilne. Słowem, gimbal wstrzelił się idealnie w moje potrzeby, jako że dużo podróżuję ze sprzętem.
Na przestrzeni roku zrobiłem gimbalem A2000 kilkadziesiąt filmów. Nie zliczę, ile razy podróżowałem z nim pociągiem i autem. Gimbal towarzyszył mi też przy kilkunastu lotach. Za każdym razem mieścił się w plecaku fotograficznym, zajmując bardzo niewiele miejsca.
Po tym czasie poznałem A2000 na wskroś, wliczając w to jego wady. Kiedy tylko pojawiła się możliwość, z wielką chęcią wypożyczyłem następcę mojego gimbala, FeiyuTech AK2000. Spędziłem z nim kilka tygodni i zrealizowałem przy jego użyciu ok. 10 filmów, w tym cztery bardzo duże, komercyjne projekty, realizowane również za granicą.
FeiyuTech AK2000 w pierwszej chwili zaskakuje dosłownie wszystkim.
Zacznijmy od najważniejszego. FeiyuTech AK2000 to dość niewielki, trójosiowy gimbal o udźwigu 2,8 kg, a więc jest on przeznaczony głównie do współpracy z bezlusterkowcami, przy założeniu, że nie obłożymy ich zbyt mocno sprzętem filmowym. Jest jednak możliwość korzystania z zewnętrznych recorderów, monitorów, czy dysków. Wystarczy podłączyć je do rękojeści poprzez jeden z kilku gwintów statywowych, dzięki czemu dodatkowa masa nie wpłynie na udźwig gimbala.
Pierwszy kontakt z FeiyuTech AK2000 to ogromne zdziwienie faktem, że w ciągu zaledwie jednego roku producent tak mocno rozwinął sprzęt, zachowując jednocześnie cenę poprzednika.
Zmiany widać już w pudełku. Znajdziemy w nim sztywną walizkę z tworzywa sztucznego, która mocno kojarzy mi się ze sposobem pakowania gimbala DJI Ronin S. Nawiązań do tego gimbala jest zresztą dużo więcej.
Największa nowość w AK2000 to zmieniona konstrukcja. Podobnie jak poprzednik, nowy gimbal nadal składa się z trzech głównych części, czyli konstrukcji z silnikami, rękojeści i statywu, ale każda została mocno odświeżona.
Podstawą gimbala jest teraz bardzo solidny, metalowy trójnóg. To ogromny krok naprzód w stosunku do mikroskopijnego plastikowego statywiku z poprzednika. Rękojeść jest grubsza i zawiera najwięcej usprawnień, na czele z dotykowym ekranem. Odświeżono też konstrukcję silników. Tylny silnik jest teraz umieszczony pod skosem, tuż pod ekranem, co pozwala na wygodny podgląd kadru. W poprzedniku silnik był umieszczony w osi obiektywu, zasłaniając tylną ściankę aparatu.
Drobnych smaczków jest tu więcej.
Gimbal FeiyuTech AK2000 jest zasilany czterema akumulatorami jednocześnie, a do tego w zestawie dostajemy ładowarkę na wszystkie cztery ogniwa. W poprzedniku można było naładować tylko dwa akumulatory. Czas pracy gimbala według producenta uległ zmianie na lepsze, ale w praktyce już a A2000 był tak dobry, że nie sposób było na niego narzekać. Przy poziomie 10-12 godzin ciągłej pracy pod obciążeniem, zasilanie przestaje być problemem nawet przy całodniowym planie zdjęciowym.
Szalenie ważnym detalem jest nowa płytka mocująca kompatybilna z systemem Manfrotto 501, wyposażona w garb. Dzięki temu płytkę bez problemów przykręcimy nawet do aparatu, który jest wyposażony w szeroki obiektyw wystający od spodu pod obrys aparatu. W ubiegłorocznym gimbalu takie połączenie sprawiało problemy i trzeba było korzystać z dystansu pomiędzy płytką a aparatem.
Bardzo podobają mi się też odświeżone mocowania wszystkich trzech osi. Zamiast pokręteł mamy teraz dużo wygodniejsze zaciski, a do tego ramiona mają znacznie praktyczniejszą podziałkę, dzięki której można zapamiętać pozycję idealnego wyważenia dla poszczególnych obiektywów.
Na pochwałę zasługuje też aplikacja mobilna do obsługi gimbala, z którą nie miałem żadnych problemów (pomijając kilka nieprzetłumaczonych ekranów w języku chińskim). Można z jej poziomu zdalnie sterować obrotami gimbala (przydatne, kiedy znajduje się on np. na statywie w jakiejś odległości od nas). Aplikacja pozwala też zmieniać sposób zachowania silników, szybkość reakcji, czy w końcu ich moc. To ostatnie ustawienie w moim przypadku było niezbędne do poprawnego wyważenia gimbala. Przy standardowym poziomie mocy zestaw Sony A6300 z obiektywem Sigma 16mm f/1.4 wpadał w wibracje, mimo idealnego dobrania środka ciężkości na ramionach.
Nowa rękojeść jest rewelacyjnie dobra.
Jej grubość jest większa, dzięki czemu lepiej leży w dłoni. Pojawił się też znacznie bogatszy zestaw przycisków, nad którymi góruje dotykowy ekran LCD, informujący nie tylko o trybie pracy gimbala, ale też o nastawach ekspozycji aparatu (choć nie działa to ze wszystkimi aparatami, o czym dalej). Ekran to ogromne ułatwienie względem prymitywnego systemu migających diod z poprzednika.
Zdecydowanie najważniejszym elementem konstrukcji jest pokrętło znajdujące się po lewej stronie rękojeści. Sprawdza się ono doskonale do obrotów gimbala wokół poszczególnych osi, a zmianę osi realizujemy wciskając pokrętło (tak, jest ono jednocześnie przyciskiem). Aktywną oś widzimy na ekranie, więc nie ma mowy o pomyłce. W praktyce pokrętło sprawdza się o niebo lepiej od joysticka umieszczonego pod ekranem.
Jak wypada stabilizacja?
Praca z gimbalem jest bardzo sprawna i właściwie bezobsługowa. Do dyspozycji mamy wszystkie potrzebne tryby działania, w tym Panning Mode, Follow Mode, All Mode, Lock Mode i ich kombinacje. Każdą oś można obracać o pełne 360 stopni (tak, mam na myśli również oś Roll, dla której nie jest to standardem). W razie potrzeby z poziomu aplikacji możemy blokować wybrane osie dostosowując układ do aktualnych potrzeb.
Jakość stabilizacji jest bardzo dobra, choć podobnie jak w poprzedniku, mamy do czynienia z niewielkim gimbalem o niezbyt długich ramionach, a to oznacza, że bardzo dużo zależy od płynności ruchu operatora. Jeśli unikamy przesadnie gwałtownych ruchów, można uzyskać całkowitą płynność.
Niestety FeiyuTech AK2000 delikatnie gryzł się z moim podstawowym zestawem filmowym, którym jest aparat Sony A6300 z obiektywem Sigma 16mm f/1.4. Niezależnie od ustawień przedziałów masy (do wyboru mamy cztery progi), konstrukcja była przesztywniona i po jakimś czasie zaczynała wpadać w wibracje. Rozwiązaniem była manualna zmiana mocy jednego z silników, ale nawet po tym zabiegu nagrania oglądane na dużym ekranie miały tendencję do lekkiego pływania, co nigdy nie zdarzało się w poprzedniku. Ten problem znikał kiedy dociążyłem zestaw umieszczając aparat w klatce.
Małym rozczarowaniem był też brak pełnej współpracy gimbala z moim Sony A6300. W zestawie znajdziemy trzy przewody spustowe (do aparatów Sony, Canona i Panasonica), dzięki którym można nie tylko włączać nagrywanie, ale też kontrolować parametry ekspozycji z poziomu ekranu gimbala. Ta funkcja niestety nie działa z Sony A6300, ale to prawdopodobnie wina producenta aparatu.
Co mnie niepokoi?
Ekran gimbala FeiyuTech AK2000 ma kilka plansz, przy czym trzecia, z ustawieniami… była w języku chińskim. Prawdopodobnie wraz z aktualizacjami ten problem zniknie, ale w trakcie moich testów nie pojawiła się taka aktualizacja. To niestety duży problem. Raz w czasie nagrań zapomniałem o zablokowaniu ekranu, po czym po niefortunnej serii kliknięć poziom mocy silników uległ restartowi, a gimbal wpadł w wibracje. Nieprzetłumaczone menu uniemożliwiło naprawę tej sytuacji, a więc musiałem połączyć urządzenie z aplikacją mobilną, żeby przywrócić poprzednie ustawienia. Takie niedopatrzenia są niedopuszczalne.
Moje obawy budzi też guma na rękojeści. Wygląda na to, że FeiyuTech zastosował ten sam materiał, co rok temu, a niestety po roku z A2000 guma napuchła i zaczyna odchodzić. FeiyuTech zafundował mi nostalgiczny powrót do przeszłości, przypominający mi dawne lata z lustrzankami Nikona i ich słynnymi gumami na obudowie, ale doprawdy nie jest to konieczne.
Na koniec muszę zwrócić uwagę na wielkość i ciężar gimbala. AK2000 jest zdecydowanie większy i masywniejszy od poprzednika, co naprawdę czuć po całodniowym planie zdjęciowym. Dodatkowo nowe ułożenie silników sprawia, że gimbal po złożeniu jest nieco mniej kompaktowy od poprzednika. Większość osób pewnie nie zauważy różnicy, ale w moim przypadku złożony A2000 idealnie mieści się w wąskiej przegrodzie plecaka fotograficznego Thule, a nowszy AK2000 wchodzi absolutnie na styk, rozpychając kieszeń.
Podsumowując, wybór nowego gimbala jest oczywisty. Przesiadka na nowszy model niekoniecznie.
Gdybym kupował gimbal teraz, bez żadnego wahania wybrałbym nowszy model FeiyuTech AK2000, nawet pomimo faktu, że poprzednik jest obecnie o ponad 500 zł tańszy. Liczba usprawnień w nowej konstrukcji jest potężna. To jak przesiadka nie tyle na nowszy model, co na znacznie wyższą półkę gimbala.
Niestety FeiyuTech AK2000 miał też kilka problemów, z których najbardziej martwiła mnie nieco gorsza współpraca z moim zestawem wideo. Do tego AK2000 jest urządzeniem większym i cięższym, co warto wziąć pod uwagę jeśli szuka się mobilnego zestawu wideo.
Podsumowując, FeiyuTech AK2000 nie jest ideałem, ale w swojej cenie na ten moment oferuje najwięcej. AK2000 de facto niewiele odbiega od gimbala DJI Ronin S droższego o ok. 600 zł. Nowa konstrukcja FeiyuTech jest warta polecenia, choć trzeba wziąć poprawkę na to, że praca z nią czasami może być nieco upierdliwa.