Tak trzeba żyć: moje hobby jest moją pracą. To już 7 lat na Spider’s Web
Nie pamiętam dokładnie, jaki to był dzień. Pamiętam tylko, że było pogodnie, słonecznie, a ja - młodziutki student geologii - siedziałem na sklepowym parkingu w swojej rozklekotanej, czerwonej Fabii i prowadziłem przez telefon jedną z najważniejszych rozmów w swoim życiu. Pamiętam też, że było to ponad 7 lat temu.
Zapraszamy na naszą specjalną podstronę z okazji 10-lecia Spider's Web. Zapraszamy również do wzięcia udziału w konkursie, w którym do wygrania jest iPhone X.
Pamiętam też jeszcze jedno - nie przywiązywałem do tej rozmowy aż takiej wagi, jaką przykładałbym, gdybym wiedział, do czego doprowadzi wiele lat później.
Ot, zwykła rozmowa dotycząca rozwoju czegoś, co w tamtym czasie uważałem za hobby. Owszem, łechcząca ego i wskazująca, że jestem w moim hobby całkiem niezły, ale to tyle. Zresztą ile można się bawić w hobby. W wieku 23 lat planowałem skończyć studia, znaleźć jaką pracę w zawodzie, a potem jakoś względnie radośnie przedreptać resztę życia. Tak przecież robią wszyscy. Tak powinno być.
Okazało się, że można się bawić jeszcze bardzo długo. A osobą, która do mnie zadzwoniła, był... Przemek Pająk.
Nie znaliśmy się wtedy jeszcze zbyt dobrze. Samego Przemka spotkałem do tamtej pory raz w życiu, podczas - a jakżeby inaczej - jednej z konferencji BlackBerry. Spider's Web znałem natomiast głównie dlatego, że pojawił się na nim wpis dotyczący tej właśnie kanadyjskiej marki, który - tu nie będę udawał, że było inaczej - musiałem zjechać z góry do dołu. Z czego zresztą byłem potem długi czas bardzo dumny - w końcu w 2011 r. od 2 lat regularnie pisałem o Jeżynkach i byłem przekonany, że każde złe słowo na ich temat trzeba prostować.
O czym jednak rozmawialiśmy tego letniego popołudnia? Nie, nie o tym, żebym przestał w komentarzach krytykować Spider's Web i zgarniał za to plusy. Rozwialiśmy o tym, czy nie chciałbym... pisać dla Spider's Web.
Nie dam głowy, co ostatecznie przesądziło o tym, że przyjąłem tę propozycję. Nie były to raczej kwestie finansowe - teraz, po latach, mogę przyznać, że nie byłem poruszony pierwszą propozycją. Cóż, może po prostu wystarczył komplement, który dziś pamiętaj jako coś w rodzaju: no i umiesz nieźle pisać po polsku. Jakże mógł temu oprzeć się ktoś, kto w gimnazjum i liceum zadowalał się dostatecznym z języka polskiego. I to przyznawanym bez większego entuzjazmu.
Zachwycony nową przygodą zasiadłem do pracy. Na kilka miesięcy.
Ile dokładnie wytrzymałem za pierwszym razem na Spider's Web? Obstawiam, że 3-4 miesiące. Mógłbym to pewnie sprawdzić w archiwum bloga, ale groziłoby to natknięciem się na moje własne teksty sprzed siedmiu lat. A tego wolałbym uniknąć, bo w niektórych przypadkach poziom samozażenowania i autowstydu prawdopodobnie przekroczyłby dopuszczalne normy i musiałbym zrobić sobie kilkutygodniową przerwę od internetu.
Dlaczego odszedłem, co Przemek zresztą lubi przypominać przy różnych rocznicowych okazjach? Na chwilę uległem tym dochodzącym do mnie zewsząd głosom, że nie można się wiecznie bawić, trzeba zrobić studia i znaleźć pracę, bo zabawy w internet lubią się kończyć gwałtownie i boleśnie. A pogodzenie Spider's Web i studiów na takim poziomie, jaki mi odpowiadał, nie było możliwe. Musiałem coś wybrać, a podszepty były klarowne - studia.
W końcu po co ryzykować. Za kilka lat to wszystko zniknie, a ja zostanę z niczym - bez wykształcenia, bez doświadczenia, bez perspektyw. Z dyplomem w ręce to oczywiście co innego. Podziałało.
Ale tylko na chwilę.
5 szalonych lat.
Wytrzymałem tak niecałe dwa lata, ostatecznie magistrem geologii nie zostając.
Po części dlatego, że pożytku ze mnie jako geologa nie byłoby żadnego, a po drugie dlatego, że od liczących miliony lat skał wolałem rzeczy, które właśnie powstają, albo dopiero powstaną za długie lata.
Było też coś fascynującego i uzależniającego w tym chłonięciu każdej małej nowinki i wielkiej nowości w momencie, kiedy zostaje ona ogłoszona. Było coś cudownego nawet w prostym fakcie, że np. smartfon, który trzymałem w rękach, miał trafić do sklepów dopiero za kilka tygodni. Było coś onieśmielającego w poczuciu, że każde negatywne słowo w recenzji danego sprzętu może sprawić, że ktoś, kto nastawiał się na jego zakup, może ostatecznie tego zakupu nie dokonać. Nawet w prostym pisaniu newsów cieszyło uczucie, że są ludzie, którzy przeczytają o tym na Spider's Web w pierwszej kolejności. I może opowiadając o tym czymś znajomym dodadzą „przeczytałem ostatnio na Spider's Web, że...”.
Ale przede wszystkim... to była po prostu zabawa. Jasne, praca, momentami nawet ciężka, nauka, ale przede wszystkim zabawa. Zabawa w uczenie się nowych rzeczy, poznawanie nowych rzeczy i przyswajanie ich. Tak, żeby nigdy się nie nudzić. Tak, żeby cały czas bawić się tym, co się robi.
Pracę na Spider's Web zaczynałem jako lekko otyły fan ThinkPadów i ekspert od BlackBerry. Trudno jednak pisać całe życie o jednym i nie umrzeć z nudów. Z ciekawości kupiłem więc pierwszego Fitbita - z założeniem, że nawet jeśli mi się nie spodoba, to będzie to dobry materiał na tekst dla Spider's Web. Cztery lata później i 30 kilogramów mniej, z radością testowałem Fenixa 5 Plus, mogąc o nim napisać dużo więcej niż tylko to, że jest duży i pokazuje godzinę. I jestem pewien, że nie będzie to mój ostatni test sprzętu sportowego na Spider's Web.
Siedem lat temu nie zakładałem też, że będę kiedykolwiek - nawet przez chwilę - jeździł czymkolwiek ciekawszym niż moja wysłużona Fabia. Gdyby Przemek w 2011 r. obiecał mi, że jak wszystko się rozkręci, to w ciągu jednego roku przewiozę się Panamerą Turbo, Cayenne S, Klasą S i BMW serii 6, prawdopodobnie zaśmiałbym się gromko do słuchawki.
Nie obiecał tego jednak wtedy i nie obiecywał też teraz. Po prostu w pewnym momencie technologia (często w rozumieniu gadżeciarskim) skrzyżowała swoje drogi z motoryzacją, a ja uznałem, że chcę o tym pisać. Czasem lepiej, czasem gorzej (początkowo głównie gorzej), stopniowo z fana wielkich ekranów stając się fanem wielkich silników, ale jedno zawsze było wspólne - to musiało sprawiać frajdę.
I sprawia do dziś, tym bardziej, że niewielki początkowo projekt - kolejne hobby - przerodził się w świetny serwis motoryzacyjny, z jednym najlepszych redaktorów naczelnych w polskim internecie.
Siedem lat temu nie zakładałem też, że kiedykolwiek będę pełnił w Spider's Web jakąkolwiek znaczącą funkcję. Lubiłem swój mały grajdołek, w którym pisałem teksty, oddawałem je i o nic się nie martwiłem. Aż pewnego dnia znowu zadzwonił do mnie po raz kolejny Przemek, z którym przeprowadziłem mniej więcej taką rozmowę:
I przez kilka, może nawet kilkanaście pierwszych miesięcy traktowałem to jedno „Tak” jako najgorszą podjętą w życiu decyzję. Skończyła się czysta zabawa, zaczęła się prawdziwa praca. Prawdziwa praca (i współpraca), która - gdy tylko udało się uporządkować nowe obowiązki - również zaczęła być zabawą. Prawdopodobnie opinii o frajdzie pracy ze mną nie podzielają w większości moi świetni koledzy i koleżanki w z redakcji, ale niestety na to nie mogę nic poradzić.
Tak samo jak na to, że jakkolwiek zmęczony nie byłbym poprzedniego dnia, to i tak następnego dnia rano zacznę dzień od sprawdzenia, cóż tam ciekawego działo się przez noc na naszym redakcyjnym Slacku, a chwilę potem z radością siądę do komputera.
Bo jak się okazuje, jednak można się bawić całe życie (a przynajmniej taki mam plan).