Cieszyłem się na eGPU w Macach, ale technologia to beta. Zewnętrzne układy wciąż mają u Apple'a pod górkę
Do redakcji Spider’s Web trafiło małe cudo. Razer Core X to stacja eGPU, którą można podłączyć nie tylko do komputerów z Windows 10, ale również MacBooków. Nim jednak zrecenzujemy nowy produkt gamingowej firmy, warto napisać kilka słów o samej technologii eGPU na macOS. Cytując jednego z najznamienitszych polskich raperów - „nie jest kolorowo“.
Marcowa aktualizacja systemu macOS oznaczona numerami 10.13.4 wprowadzała do systemu obsługę zewnętrznych kart graficznych. Od teraz każdy MacBook może być napędzany z potężnej stacji eGPU, podłączanej do urządzenia za pomocą kabla. Wydajny zewnętrzny układ graficzny jest ciekawym rozwiązaniem nie tylko dla graczy, ale również użytkowników pracujących na programach silnie obciążających GPU. Przynajmniej w teorii.
Graficy, filmowcy, montażyści, architekci - wszyscy oni mieli skorzystać na zewnętrznych stacjach podłączanych do Maców i iMaców. Wraz z aktualizacją 10.13.4 wydawało się, że Apple przynajmniej częściowo rozwiązał problem z niemożliwą lub bardzo ograniczoną rozbudową swoich produktów. Niestety, po kilku tygodniach testów wiem, że technologia eGPU w środowisku macOS to wciąż bardziej beta niż przyszłościowe rozwiązanie z prawdziwego zdarzenia. Z przynajmniej sześciu powodów:
Po pierwsze, eGPU w macOS działa wyłącznie z układami Intela oraz AMD.
Jeżeli posiadasz potężnego GeForce’a, możesz zapomnieć o podłączeniu go do swojego MacBooka. System Apple współpracuje wyłącznie z kartami Intela oraz wydajnymi Radeonami. To naturalna konsekwencja tego, że właśnie tych dwóch producentów podzespołów znajdowało się dotychczas w urządzeniach Apple’a. Nvidia miała w ostatnich latach nie po drodze z Cupertino, na czym cierpi pokaźna część osób zainteresowanych stacjami eGPU. Ostatni model Maca z kartą GeForce pojawił się bodaj w 2012 r.
GPU Nvidii teoretycznie można używać na macOS, lecz jest to możliwe tylko i wyłącznie drogą na około, po wykonaniu zaawansowanych operacji w systemie oraz instalacji nieoficjalnych sterowników. Dla większości użytkowników będzie to proces nie do pokonania. Także zostaw tego GTX-a 1080 na swoim miejscu. Póki co nie zdziałasz z nim wiele na macOS.
Po drugie, eGPU w macOS nie wspiera Boot Campa.
Na jakim systemie znajduje się większość najbardziej zasobożernych programów? Oczywiście na Windows. Dzięki Boot Campowi korzystanie z aplikacji dla systemu Microsoftu na urządzeniach Apple’a było względnie łatwe, proste i przyjemne. Niestety, zewnętrzne układy GPU w żaden sposób nie współpracują ze składnikami Windows na macOS. To znacząca wada, za sprawą której urządzenia Apple’a nie staną się tak elastyczne, jak mogłyby być.
Boot Camp doładowany mocą eGPU mógłby sprawić, że uruchomienie zasobożernej gry VR z podłączonymi do MacBooka okularami rozszerzonej rzeczywistości stałoby się możliwe. Gracze mogliby się cieszyć z pełnej listy komputerowych tytułów, również tych najnowszych. Gamingowy podział na Windows/macOS może nie tyle zostałby zasypany, co przynajmniej powstałaby pierwsza solidna kładka łącząca oba odległe światy.
Po trzecie, eGPU na macOS działa tylko z włączonym zewnętrznym źródłem obrazu.
Podłączasz stację GPU do MacBooka. System widzi zewnętrzną kartę graficzną. Uruchamiasz kompatybilną z macOS grę na GOG Galaxy i co? I nic. Czkawka. Pokaz slajdów. Okazuje się, że eGPU nie działa na natywnych źródłach obrazu zamontowanych w urządzeniach-hostach. Zewnętrzna karta najczęściej aktywuje się dopiero po bezpośrednim połączeniu jej z zewnętrznym ekranem - telewizorem, monitorem lub jakimkolwiek innym urządzeniem.
Dlaczego posiadacze MacBooków nie mogą zagrać w Civilization VI na maksymalnych detalach bez podłączania stacji GPU do telewizora w salonie? Nie wiadomo. Apple zostawił taką furtkę deweloperom, ale obecnie mało kto z niej korzysta. Istnieje nieoficjalne rozwiązanie, ale podobnie jak w przypadku kart Nvidii, wymaga ono zaawansowanej znajomości systemu, a także produkcji własnej wtyczki HDMI, która będzie wprowadzać w błąd zewnętrzny układ graficzny. To już wolę wyciągnąć Blade'a z szuflady.
Po czwarte, eGPU na macOS działa jedynie przez Thunderbolt 3.
Dziwne o tyle, że podczas WWDC zewnętrzne karty graficzne działały na becie 10.13.4 również za pośrednictwem starszego łącza Thunderbolt 2. Ograniczenie łączności stacji GPU z jednostką centralną wyłącznie do TB3 z miejsca eliminuje masę produktów Apple’a. Jeśli posiadasz sprzęt sprzed 2016 roku, nie załapiesz się na dobrodziejstwa technologii eGPU.
Wykorzystanie TB3 ma oczywiście wiele pozytywnych skutków. Stacja eGPU podłączona do MacBooka Pro pełni jednocześnie rolę ładowarki, zapewniając mu stałe źródło energii. Thunderbolt 3 oferuje również prędkość połączenia do 40Gb/s. To wciąż nie jakość PCI-e, ale wzrost wydajność może być dzięki temu odczuwalny gołym okiem, bez korzystania z benchmarków i zaawansowanych testów wydajnościowych.
Po piąte, eGPU nie działa z wieloma programami ze środowiska macOS.
Chociaż system rozpoznaje zewnętrzną kartę graficzną, nie oznacza to, że wykorzysta ją aplikacja dla macOS. Wiele programów opartych o Metal, OpenGL i OpenCL nie chce czerpać dodatkowej mocy z podłączonej karty, ograniczając się do zintegrowanego układu MacBooka. Nawet przy podłączeniu do zewnętrznego ekranu. Minęły trzy miesiące od aktualizacji 10.13.4, a wciąż mamy do czynienia z zabawą w ruletkę na Dzikim Zachodzie. Ta zadziała, ta nie, ta na pół gwizdka.
Nawet Final Cut Pro X wciąż nie jest gotowy na rewolucję eGPU. Gdy ta zawitała na Maki, program do edycji wideo był na nią niemal kompletnie obojętny. Nawet teraz wykorzystanie zewnętrznego układu w tej aplikacji jest niepełne. Do części operacji FCPX wykorzystuje eGPU, do części nie. Miło, że mogę podłączyć HTC Vive do zewnętrznej stacji i edytować 360-stopniowy film wideo za pomocą gogli rozszerzonej rzeczywistości. Szkoda, że później render materiału odbywa się przy wykorzystaniu zintegrowanego układu.
Po szóste, brakuje możliwości, informacji oraz kontroli.
Użytkownik macOS potrafi odłączyć zewnętrzną kartę graficzną od Macbooka. Na tym jego możliwości się kończą. Wszystko inne, łącznie w wyborem układu graficznego, odbywa się automatycznie. Brakuje poczucia kontroli. Brakuje możliwości edycji preferencji. Podłączając potężnego Radeona do MacBooka Pro 2017 nie miałem nawet szansy sprawdzenia, czy sterowniki do karty są aktualne. Podłączając tę samą kartę do jednostki z Windows 10 od razu instalował się asystent aktualizacji.
Nie mam zastrzeżeń do wsparcia na oficjalnych witrynach Apple'a, ale brakuje pomocy po stronie samego systemu. Nie każdy użytkownik MacBooka Pro będzie wiedział, że największą wydajność osiągnie podłączając zewnętrzny procesor graficzny do gniazd z lewej strony urządzenia. Nie każdy będzie wiedział, że w celu uzyskania lepszych wyników najlepiej zamknąć pokrywę laptopa, o ile nie pracuje się na wielu ekranach. Nie każdy wpadnie na to, że domyślnie klonowany obraz po HDMI to nie jest rozwiązanie, które powinni stosować zabłąkani gracze na Macach. Szkoda, że Apple nie pokusiło się o jakąś prostą, czytelną, systemową prezentację, jakich jest przecież na macOS całkiem sporo.
Po zabawie ze stacjami opartymi na interfejsach USB i Thunderbolt 2 prostota nowego eGPU może zachwycać. Podłączasz kabel i już - gotowe. Szybko okazuje się jednak, że wykorzystanie technologii eGPU w Macach to póki co jak obcowanie z betą. Brak wsparcia dla kart Nvidia, brak wsparcia dla Boot Campa, konieczność korzystania z zewnętrznego ekranu, chaos w aplikacjach, ograniczenie do urządzeń z 2016 r. i nowszych - wszystko to sprawia, że eGPU jest rozwiązaniem na którym trudno dzisiaj polegać.
Na papierze możliwości eGPU w macOS są obiecujące, ale wszystko rozbija się o praktykę. Miną długie miesiące, a zapewne lata, nim technologia zrówna się z oczekiwaniami i wyobrażeniami użytkowników.