Zapłaciłbyś 1000 zł za spokojny sen? Bose sądzi, że tak
Nie sądziłem, że ten produkt ujrzy światło dzienne. A jednak – blisko 3000 ludzi uznało, iż 250 dol. za słuchawki, na których nie można słuchać muzyki, to świetny pomysł. Tym sposobem Bose Sleepbuds trafią do sprzedaży.
Ok, ok – to trochę niesprawiedliwe, nazywać Bose Sleepbuds słuchawkami. Tak naprawdę są to stopery stworzone w jednym celu: zapewnić nam dobry sen.
Dlatego też przez Bose Sleepbuds nie posłuchamy muzyki. Nie odtworzymy dźwięków z dowolnego źródła. Nie porozmawiamy w trybie głośnomówiącym. I nie, nie ma tu nawet sztandarowej funkcji słuchawek Bose – aktywnej redukcji hałasu.
Co wobec tego potrafią Bose Sleepbuds?
To, co każde stopery – pasywnie obniżyć poziom hałasu otoczenia, który zakłóca nam spokojny sen. Dodatkowo słuchawki mają wbudowaną bibliotekę dziesięciu odgłosów, wybieranych z poziomu dedykowanej aplikacji mobilnej. To odgłosy mające ułatwiać nam zasypianie, jak szum strumienia, morskie fale, odgłosy nocnej ciszy, wiatru oraz klasyczny zestaw szumów. Z czasem odgłosów w aplikacji ma przybywać, ale nie ma co liczyć na możliwość strumieniowania własnych – Bose twierdzi, że zrezygnował z tej funkcji, gdyż znacząco obniżyłaby ona czas pracy zatyczek.
Do tego przetworniki, które firma zastosowała w Bose Sleepbuds, nieszczególnie nadają się do słuchania muzyki. Są po prostu zbyt małe, aby zreprodukować wymagane spektrum częstotliwości w satysfakcjonujący brzmieniowo sposób.
Bose Sleepbuds mają ledwie 1,4g masy, nieco poniżej 1 cm długości i mogą emitować odgłosy przez 16 godzin. Dołączone etui zapewnia drugie tyle energii. Zatyczki Bose’a będziemy więc ładować raz na 4-5 dni.
Konstrukcja jest też odporna na wilgoć czy woskowinę, które w naturalny sposób pojawiają się w naszych kanałach słuchowych w czasie snu. Producent zapewnia też, że – podobnie jak normalne, dobrze dobrane stopery – Bose Sleepbuds nie powodują podrażnień ani stanów zapalnych. Niestety producent nie podał nigdzie informacji odnośnie potencjalnych alergii, więc osoby z uczuleniami nie mają gwarancji, że nowy produkt będzie dla nich bezpieczny.
1000 zł za spokojny sen. To dużo, czy mało?
Prawdę mówiąc, osobiście nie kupuję tej wizji, a już na pewno nie w tej cenie. Gdyby Sleepbuds trafiły do sprzedaży w cenie 150 dol., czyli takiej, jak początkowo w kampanii na Indiegogo, gdzie były testowane, może zmieniłbym zdanie.
Za 250 dol. będzie to jednak produkt skrajnie niszowy dla dwóch grup ludzi – tych, którzy myślą, że mają problem (a stać ich na drogie rozwiązanie) i tych, którzy faktycznie mają na tyle dotkliwy problem z zaśnięciem, iż nie wystarczają im konwencjonalne rozwiązania.
Dla większości z nas jednak taki gadżet jest absolutnie i totalnie zbędny. Nawet zakładając, że ktoś ma faktyczne problemy z zaśnięciem lub utrzymaniem snu… lepszą inwestycją będą tradycyjne, analogowe stopery, kosztujące ułamek tego, co Bose Sleepbuds. Od biedy można dorzucić aplikację generującą szum ze smartfona, lub nawet, niech będzie, zainwestować w maszynę generującą szum.
Bose twierdzi, że Sleepbuds są lepsze od wyżej wymienionej kombinacji, bo lepiej niwelują nie tylko odgłosy otoczenia, lecz również głośne, krótkotrwałe odgłosy jak chrapanie partnera czy drapanie kota o karton w środku nocy. Zdaniem firmy takie elektroniczne zatyczki dają gwarancję tego, że nie przegapimy rano budzika, jak może mieć to miejsce przy stosowaniu zwykłych zatyczek. Sleepbuds są bowiem skonstruowane w taki sposób, by przepuszczać konkretne częstotliwości.
Czy to wystarczy, żeby przekonać konsumentów? To już zweryfikuje rynek. Póki co blisko 3000 osób wsparło kampanię testową na Indiegogo. Może więc coś jest na rzeczy.