Xiaomi tworzy gamingowy smartfon. Byle nie kopiowali Razera, bo tutaj trzeba wizji na miarę Nokii N-Gage
„Smartfon dla graczy“ wyrasta na jeden z najmodniejszych związków frazeologicznych 2018 roku. Najpierw swój telefon dedykowany mobilnej rozgrywce pokazał Razer. Teraz tą samą drogą podąża Xiaomi. Jeżeli obie firmy myślą, że wystarczy podkręcić specyfikację, aby smartfon był „dla graczy“, to są w ciemnym lesie. Bez pochodni. Z goblinami na plecach.
Razer Phone jest bardzo ciekawym smartfonem, ale testując to urządzenie nie wyczułem gamingowego DNA pod obudową. Są sprzęty, które bierzesz do ręki i od razu wiesz: oho, to coś nadaje się do gier. Do wszystkiego innego będzie kiepskie, ale do gier idealne. Z Razer Phone'em tak nie miałem. Telefon to multimedialna bestia, ale o wiele chętniej wolałbym na nim oglądać serial Netfliksa niż spędzać kilka godzin na rozgrywce.
Właśnie tutaj leży problem tak zwanych „gamingowych smartfonów“ - one dla graczy są głównie z nazwy.
Razer Phone posiada kilka ciekawych patentów. Jak na przykład wysokiej jakości głośniki umieszczone w takich miejscach, aby użytkownik nie zasłaniał ich palcami podczas rozgrywki w trybie horyzontalnym. Albo dynamiczne odświeżanie ekranu z częstotliwością do 120 Hz, które wciąż jest egzotyką na urządzeniach mobilnych. To jednak tylko dodatki. W ogólnym rozrachunku Razer Phone to smartfon jak smartfon. Po prostu z mocniejszymi bebechami. Ot, cała filozofia.
Już za rok podzespoły Razera nie będą tak mocne. Przy tak galopującym rozwoju urządzeń mobilnych w 2019 roku Razer Phone stanie się przedstawicielem średniej półki. Musimy sobie zdać sprawę, że wydajny procesor Qualcomma nie definiuje, czy coś jest świetne dla gracza. Ważniejsze są długofalowe rozwiązania, takie jak ekosystem, tytuły na wyłączność, katalog gier czy autorskie sposoby sterowania.
Mieliśmy w historii kilka naprawdę ciekawych telefonów dla graczy.
Najlepszymi przykładami są modele nazywane przez niektórych konsolofonami - Nokia N-Gage oraz Sony Xperia Play. Do teraz pamiętam ekscytację związaną z komórką Nokii. Trzymając ją w dłoni byłem w samym centrum uwagi. Każdy chciał pograć w Tony’ego Hawka, chociaż przez chwilkę. Dzieciaki dosłownie oferowały mi swoje drobniaki, żeby spędzić kilka minut z tym urządzeniem. Pal licho, że pionowy ekran kompletnie nie nadawał się do gry. Pal licho, że wymiana kartridża była możliwa wyłącznie po wyjęciu akumulatora (!). Przygoda była niesamowita.
Nokia N-Gage była wyjątkowa. Może nawet za bardzo, bo sprzedała się w zaledwie 3 mln egzemplarzy. Na pewno w dużej mierze miała na to wpływ wysoka cena, a także idiotyczne decyzje projektowe. Xperia Play nie była już tak egzotycznym telefonem. Wczesny Android, solidna i popularna marka Sony Ericsson, do tego PlayStation Portable z fizycznymi przyciskami - wydawało się, że Japończycy mają sposób na murowany hit. Zwłaszcza że Sony mamiło graczy ofertą z pierwszego PlayStation. Klasyki w stylu Crash Bandicoot czy Resident Evil w każdym pociągu i autobusie? W 2011 roku trudno było maskować podekscytowanie.
Potem coś poszło bardzo, bardzo nie tak. Xperia Play została ubita głupimi decyzjami Sony, które zaczęło wycofywać się z kompatybilności PSX. Zamiast tego Japończycy forsowali własne gry mobilne, które były… jakie były. Czarę goryczy przelał brak aktualizacji do Androida 4.0.0, która wcześniej została klientom „obiecana“. Xperia Play bardzo szybko przestała być jednym z najpotężniejszych smartfonów na rynku, a kolekcja gier nie wynagradzała powiększającego się dystansu względem konkurencji.
Konsolofony nie wypaliły ekonomicznie, ale były JAKIEŚ. Teraz wsadza się najdroższy procesor i już mamy „telefon gracza“.
Co z fizycznymi przyciskami? Co z dedykowanym kontrolerem? Co z możliwością zrzutu obrazu na TV? Dla wielu to fundamentalne kwestie, z którymi doskonale poradziło sobie na przykład Nintendo. Ich najnowszy handheld sprzedaje się bardzo dobrze, pomimo tego, że nie jest najpotężniejszą bestią na rynku. Sprzedaż Switcha to wypadkowa katalogu na wyłączność, unikalnych możliwości i całkowitej koncentracji na grach wideo.
Wsadzenie drogiego i potężnego procesora to żadne rozwiązanie. Do Candy Crash Saga nie potrzeba Snapdragona 845. Za rok z okładem taki „gamingowy” sprzęt będzie już przestarzały. Właśnie dlatego każda firma, która poważnie myśli o smartfonie dla graczy, musi odrzucić coroczny cykl produkcji. Konieczne jest stworzenie urządzenia, które będzie ciekawe i atrakcyjne za dwa, trzy, nawet cztery lata do przodu . W przeciwnym razie potężny smartfon dla graczy zmieni się w nie mniej potężny przycisk do papieru.
Niestety, niepotwierdzone przecieki o gamingowym Xiaomi nie zwiastują niczego przełomowego.
Chińczycy najprawdopodobniej idą drogą Razera, stawiając na potężne podzespoły i niewiele więcej. Xiaomi zaoferuje trzy wersje urządzenia: z 6 GB RAM i 128 GB przestrzeni, z 8 GB RAM i 128 GB oraz 8 GB RAM i 256 GB. Każde z nich będzie działać w oparciu o potężny procesor Qualcomm Snapdragon 845, który umożliwia ładowanie akumulatora wsparte standardem Qualcomm’s Quick Charge 3.0. Po wyjęciu z pudełka taki smartfon od razu będzie działał pod Androidem 8.0.0. Nie wiadomo za to, czy zaoferuje wyższą częstotliwość odświeżania ekranu.
Za Razerem i Xiaomi już ustawia się wianuszek innych producentów. Możecie być pewni, że termin „smartfon dla graczy“ przeczytacie w 2018 roku jeszcze przynajmniej kilkunastokrotnie. Szkoda tylko, że większość propozycji skierowanych do miłośników gier wideo będzie oparta wyłącznie na turbo-doładowanej pamięci i potężnym procesorze. Wciąż nikt nie stworzył naprawdę dobrze przemyślanego konsolofonu, a to właśnie na tym polu producenci sprzętu mają gigantyczne pole do popisu.