Monitor CRT, Windows XP i Intel Core 2 Duo. To nie muzeum, to polskie urzędy i firmy - historia prawdziwa
Przestarzałe komputery i brak kompetencji cyfrowych. Wystarczył mi jeden dzień biegania po urzędach i firmach, żeby przekonać się, jak poważny jest to problem dla nas wszystkich.
Kto kiedykolwiek wszedł do urzędu/na pocztę/na komisariat policji/do publicznej przychodni i zobaczył tam nowoczesny komputer, ręka w górę! Nikt? Tak myślałem.
Wszyscy znamy te opowieści o policjantach wypisujących meldunki na maszynach do pisania, lekarzach spędzających pół dnia przy morderczych dla oczu monitorach CRT i urzędach, w których nawet obsługa sterowników kopiarki jest dla komputera nie lada wyzwaniem.
Okazuje się, że ten problem dotyczy nie tylko instytucji państwowych, finansowanych z pieniędzy podatników, lecz także prywatnych przedsiębiorstw. Według badań przeprowadzonych przez Microsoft w Polsce, 32 proc. badanych pracowników deklaruje szybszą, sprawniejszą pracę w firmach o wysoko rozwiniętej kulturze cyfrowej. Z kolei jednym z głównych czynników podawanych jako przyczyna wolnego rozwoju i utrudnionej pracy jest… właśnie przestarzały komputer.
Dlaczego o tym piszę? Bo to problem, który trzeba nagłaśniać. Komputery w urzędach i w firmach zbyt często traktowane są jak coś, co wymienia się dopiero wtedy, gdy zupełnie – mówiąc kolokwialnie – zdechnie. Da się włączyć? Ekran działa? To można na tym pracować. Tymczasem rzeczywistość weryfikuje, a komputer, który ledwie działa… ledwie nadaje się do pracy.
Przestarzałe komputery w urzędach i firmach to problem, który dotyka nas wszystkich.
W ciągu jednego dnia spotkały mnie niemal pod rząd trzy sytuacje, w których przestarzały komputer winny był fatalnej obsługi klienta i straty mojego czasu.
Sytuacja nr 1 – Windows XP i Intel Core 2 Duo w Urzędzie.
Udałem się do urzędu, gdzie musiałem przedłożyć swoje dane osobowe. Miła pani w okienku wklepywała moje imię i nazwisko literka po literce, wtem – komputer się zawiesił. Konieczny był restart, ponowne logowanie do systemu informatycznego, odświeżenie bazy danych, otworzenie programów. Cały proces, zamiast zająć 15 minut, zajął minut niemal 45.
W czasie restartu mogłem podejrzeć na ekranie parametry komputera. A tam… Intel Core 2 Duo i 2 GB RAM-u. Podzespoły, jakie pamiętam z czasów PC-ta kupionego przez rodziców jakieś 11 lat temu. Naturalnie archaiczne podzespoły napędzały równie archaicznego Windowsa XP – przypomnijmy, niewspieranego już przez firmę Microsoft. Taki komputer z takim systemem nie ma racji bytu w urzędzie państwowym. A jednak.
Sytuacja numer 2 – Windows XP i próba wydrukowania dokumentów.
Niezbędne dokumenty dla urzędu nr 1 zaprowadziły mnie do urzędu nr 2, gdzie niestety miła pani w okienku nie mogła przyjąć ode mnie pendrive’a z dokumentacją, toteż musiałem udać się do pobliskiego punktu ksero, by owe dokumenty wydrukować.
Dokumenty były skanami w formacie .png. Wydawało mi się, że dla punktu ksero drukującego dziennie tysiące stron nie będzie to wyzwanie. A jednak. W punkcie ksero spotkałem po raz drugi tego dnia Windowsa XP i komputer tak stary, że można było do niego jeszcze włożyć dyskietkę.
Wydawać by się mogło, że to nic wielkiego – przecież do obsługi drukarki nie potrzebna jest Bóg wie jaka moc obliczeniowa. Tyle że… system z sobie tylko znanego powodu nie potrafił przetworzyć polecenia jednoczesnego wydrukowania wszystkich plików. Żądanie wysyłane było do drukarki, ale ta nie potrafiła rozpocząć wykonywania zadania.
Pomogło dopiero pojedyncze klikanie „drukuj” na każdym dokumencie. Dokumentów było 40. Łatwo się domyślić, że chwilę to trwało, a cała sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby miła, młoda pani w punkcie ksero pracowała na sprzęcie młodszym choć trochę od niej samej.
Sytuacja numer 3 – (nie)nostalgiczne spotkanie z monitorem CRT w kolejnej instytucji państwowej.
Jak to często bywa w polskiej biurokracji, dane podane w urzędzie nr 1 i dokumenty zaniesione do urzędu nr 2 zaprowadziły mnie do urzędu nr 3. Tam zaś zastał mnie obrazek znany z polskiego kina wczesnych lat 90-tych, memów i wyświechtanych klisz – pani w okularach grubych jak denka słoików, siedząca przed starym monitorem CRT, wstukująca dane do komputera literka po literce, używając w tym celu jednego palca każdej dłoni. Co warto dodać – pani wcale nie najstarszej daty.
Nie wiem, jakiej rozdzielczości był monitor CRT, przed którym siedziała urzędniczka, ale mieściło się na nim mniej więcej ćwierć objętości dokumentu, który na zwykłym monitorze LCD FHD wyświetlałby się w całości. Ileż to niepotrzebnego przewijania i marnowania czasu!
I już nawet nie mówię o tym, że wcale nie dziwię się grubości szkieł w okularach urzędniczki – monitory CRT to prawdziwe zabójstwo dla oczu. Aż strach pomyśleć, ilu urzędników miał na sumieniu ten konkretny sprzęt, w tym konkretnym urzędzie.
Spowalniają pracę firmy, utrudniają życie pracownikom, obrzydzają obsługę klientom. A praca na przestarzałym sprzęcie to norma, nie wyjątek.
Żyjemy w społeczeństwie informacyjnym. Dane przechowujemy w chmurze, nawet państwowe instytucje korzystają z centralnych baz danych, do których logują się zdalnie. Mówimy o e-dokumentach, profilu zaufanym, innych nowinkach technologicznych, a tymczasem urzędu przypominają bardziej skansen, niż nowoczesne miejsce pracy. Zarówno pod kątem używanego sprzętu jak i kompetencji cyfrowych pracowników.
Cierpią na tym przede wszystkim pracownicy, bo mają związane ręce jeśli chodzi o poprawne wykonywanie swojej pracy, o rozwoju zawodowym nie wspominając. Do tego dochodzą niedopuszczalne sytuacje, jak praca na starym monitorze CRT czy LCD sprzed wielu lat, które przyprawiają o zawroty głowy, czasem młodości, a w dłuższej perspektywie negatywnie wpływają na wzrok (a już o ergonomii urzędowych stanowisk pracy wolę nie wspominać, bo można o tym napisać obszerny artykuł).
Z identycznymi sytuacjami spotykamy się w małych i średnich firmach, w których komputery – choć są podstawowymi narzędziami pracy – traktowane są po macoszemu i wymieniane dopiero wtedy, gdy nie chcą się uruchomić. Aktualizacje oprogramowania, szkolenia dla pracowników? O czymś takim wiele firm nie chce słyszeć.
Badania jasno potwierdzają, że w miejscach, gdzie pracodawca należycie dba o zaplecze technologiczne i kompetencje pracowników, praca idzie sprawniej. Szkoda tylko, że w szarym świecie, szczególnie z dala od dużych ośrodków miejskich, firmy i urzędy o takich cechach to wyjątki, nie norma.
I tym sposobem w ciągu jednego dnia konsumenta może spotkać wiele kuriozalnych sytuacji, których łatwo można by było uniknąć - gdyby tylko pracodawca, zamiast szukać chwilowych oszczędności, odważył się zainwestować w sprawniejszą pracę swojej firmy, a co za tym idzie: lepszą obsługę klienta.
Jeśli zaś chodzi o urzędy… zostaje rozłożyć ręce i wołać o pomstę do nieba. I współczuć tym biednym urzędnikom, którzy w kwestii technologii i wygody pracy przy komputerze bywają jakieś 20 lat do tyłu.