Naukowcom udało się wyhodować dojrzałą i gotową do zapłodnienia, ludzką komórkę jajową
Mamy kolejny przełom w medycynie. Naukowcom udało się praktycznie "od zera" wyhodować komórki jajowe w warunkach laboratoryjnych. Osiągnięcie to otwiera zupełnie nowe możliwości.
Pół żartem, pół serio można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że kobiety już wkrótce nie będą zupełnie potrzebne w procesie rozmnażania gatunku ludzkiego. Ale dywagacje na ten temat zostawiam przyszłym twórcom drugiej części Seksmisji.
Komórki jajowe wyhodowane w laboratorium.
Naukowcom z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych udało się wyhodować komórki jajowe z próbek tkanki jajnikowej. Próbki te zostały pobrane od 10 kobiet, podczas wykonywania cięć cesarskich. No dobrze, ale co w tym takiego cudownego? Ano to, że nikomu do tej pory nie przyszło do głowy, żeby na próbkach tej tkanki, w warunkach laboratoryjnych, wyhodować pęcherzyki jajnikowe i "zmusić je" do produkcji komórek jajowych.
Nowatorska metoda, dzięki której było to możliwe została opracowana przez czterech naukowców: M. McLaughlina, D.F. Albertiniego, W.H.B. Wallace'a, R.A Andersona i E.E. Telfera. Próbki zostały umieszczone w specjalnych inkubatorach, w których stworzono odpowiednie warunki do ich rozwoju. Dzięki temu na tkance mogły wykształcić się tzw. pęcherzyki jajnikowe, w których - jak zapewne pamiętacie z lekcji biologii - znajdują się oocyty. Oocyt to taka ładna nazwa komórek, z której powstają komórki jajowe.
No i te laboratoryjnie wyhodowane pęcherzyki jajnikowe były w stanie wydać na świat w pełni sprawne komórki jajowe. Co prawda naukowcy podkreślają, że tylko 37 proc. pęcherzyków wyprodukowało pełnoprawne gamety, z których zaledwie 10 proc. osiągnęło na tyle dojrzały stan, żeby nadawały się do zapłodnienia. Biorąc jednak pod uwagę, że był to pierwszy tego typu eksperyment, jego stosunkowo niska skuteczność nie powinna nikogo dziwić. Metodę można zapewne ulepszyć.
Zanim zaczniemy wykorzystywać nową metodę do zapłodnień in vitro minie jeszcze trochę czasu.
Evelyn Telfer, która jest jednym z autorów tego eksperymentu, w swojej wypowiedzi dla agencji Reuters podkreśla, że kolejnym krokiem będzie optymalizacja całego procesu. Następnym punktem będzie sprawdzenie, czy wyhodowane w laboratorium komórki jajowe są zdrowe i czy rzeczywiście nadają się do zapłodnienia.
Jeśli tak będzie, naukowcy będą chcieli wykonać ten krok. O ile otrzymają odpowiednią licencję, uprawniającą do laboratoryjnej produkcji ludzkich embrionów. Wcześniejsze eksperymenty, prowadzone na mysich komórkach zakończyły się pełnym sukcesem - tj. żywym, mysim noworodkiem.
Metoda, dzięki której z pobranej próbki tkanki jajnikowej lekarze potrafiliby wyhodować zdrową i gotową do zapłodnienia komórkę jajową otwiera nowe możliwości dla ginekologów. W przyszłości mógłby to być np. standardowy zabieg oferowany kobietom, które na przykład nie chciałyby uzależniać decyzji o posiadaniu dzieci od swojego zegara biologicznego. Laboratoryjna hodowla komórek przydałaby się również jako zabezpieczenie w przypadku wszystkich agresywnych terapii leczenia. Mówię tu chociażby o chemioterapii.
Zastanawiam się również nad możliwościami, które dałaby ta metoda w połączeniu z badaniami na temat komórek macierzystych. Teoretycznie moglibyśmy poradzić sobie nawet bez pobierania próbek tkanki jajnikowej. Moglibyśmy wyhodować ją z komórek macierzystych, bez konieczności wykonywania cesarskiego cięcia.
Stąd już tylko krok do tzw. "designer babies" i edycji kodu genetycznego naszego potomstwa hodowanego w laboratoriach. Pytanie tylko, co na to wszystko nasza moralność - coś mi mówi, że prędzej, czy później czeka nas ogromna kłótnia na ten temat.