Wygląda na to, że się doczekam. Nowy Huawei ma mieć potrójny obiektyw aparatu
Następca Huawei P10 zadebiutuje nieco później niż sądziliśmy, ale według zapowiedzi ma mieć potrójny obiektyw aparatu. Do czego nam trzy obiektywy?
Jeśli chodzi o fotografię, mimo rozwoju technologii nadal największy wpływ na jakość zdjęć mają dwa czynniki: matryca i obiektyw. To samo dzieje się w przypadku smartfonów. W dużym uproszczeniu możemy przyjąć, że najlepsze rezultaty daje połączenie dużej matrycy i jasnego, ostrego obiektywu.
Takie komponenty zajmują sporo miejsca, którego nie ma w smartfonach, dlatego fotografia mobilna wymaga przemyślenia tematu zdjęć na nowo. Mieliśmy już kilka innowacyjnych pomysłów na wyznaczenie nowych kierunków w fotografii mobilnej. Do najciekawszych zaliczyłbym:
- Nokię 808 i Nokię Lumię 1020, które miały duże matryce o bardzo wysokich rozdzielczościach,
- Samsungi z serii Zoom, które forsowały ideę obiektywu z zoomem optycznym,
- Panasonica Lumix CM1, którego twórcy zmieścili w smartfonie ogromną w tym segmencie matrycę jednocalową, o powierzchni ok. pięciokrotnie większej od konkurencji.
Żaden z tych pomysłów nie przyjął się na dobre. Zwyciężył rozsądek i metoda drobnych kroczków, zamiast wielkich skoków. Dziś najlepsze smartfony foto mają dość małe, ale za to bardzo dopracowane matryce o niezbyt wysokiej rozdzielczości. Do tego dochodzą jasne obiektywy. Z roku na rok te konstrukcje są coraz bardziej doszlifowane, ale obserwujemy jedynie powolną ewolucję, a nie rewolucję.
Skoro nie zmieścimy w nowych smartfonach dużych matryc, musimy posiłkować się kilkoma mniejszymi.
Kiedy dochodzimy do sufitu jeśli chodzi o możliwości małych matryc, coraz więcej producentów idzie w kierunku podwójnego aparatu. W smartfonach nie ma miejsca na duże matryce (które dodatkowo wymagają odpowiednio większej optyki), ale znalazło się miejsce na dodatkowe moduły foto, które poprawiają jakość zdjęć lub rozszerzają możliwości fotograficzne.
Dziś na rynku mamy trzy główne trendy jeśli chodzi o układ podwójnych obiektywów. Są to:
- dodatkowy aparat z obiektywem szerokokątnym (np. LG),
- dodatkowy aparat z teleobiektywem do portretów (np. Samsung, Apple),
- dodatkowy aparat z matrycą, która ma za zadanie poprawiać jakość zdjęć (np. Huawei).
Niezależnie od objętej drogi, dodatkowy moduł fotograficzny ma z reguły niższą jakość od podstawowego. Matryca ma mniejszy rozmiar, często ma też mniejszą rozdzielczość, a obiektyw jest ciemniejszy, więc gorzej sprawdza się wieczorem.
W fotografii mobilnej oprogramowanie będzie przynajmniej tak samo ważne, jak sprzęt.
Dodatkowe obiektywy byłyby niczym, gdyby nie oprogramowanie. To właśnie ono zaczyna grać pierwsze skrzypce w nowych smartfonach. W trybie portretowym oglądamy programowy bokeh (rozmycie tła), który dziś jest bardzo nieprecyzyjny, ale to tylko kwestia czasu, zanim przestaniemy go odróżniać od rozmycia soczewkowego z lustrzanek. Jestem o tym całkowicie przekonany.
Software zadba też o zoomowanie. Obiektywy będą miały dwie różne ogniskowe ustawione na sztywno, więc nie może być mowy o zoomie optycznym, ale oprogramowanie zadba o zgrabny zoom cyfrowy. To dzieje się już teraz. W niektórych smartfonach zdjęcia z dwóch obiektywów są łączone w jedno, gdzie środek jest ostrzejszy od boków.
To dlatego wierzę w nowy pomysł Huawei.
Według raportu Forbesa, Huawei P20 ma być wyposażony nie w dwa, a aż w trzy główne obiektywy. Przecieki nie mówię wszystkiego o aparacie, ale ma to być rzekomo układ o całkowitej rozdzielczości 40 megapikseli, z możliwością pięciokrotnego przybliżenia obrazu będącego hybrydą zoomu optycznego i cyfrowego. Aparaty mają powstać przy współpracy z firma Leica.
Kibicuję temu pomysłowi, bo byłby to kolejny krok w kierunku rozwoju fotografii mobilnej. Kto wie, może w przyszłości będziemy mieć w sztandarowych urządzeniach nie trzy, ale nawet cztery obiektywy główne. Jeśli będzie stało za nimi zgrabne oprogramowanie, jestem za!
Huawei P20 ma być następcą P10, a jego premiera jest planowana na 27 marca 2018 roku.