Przewoźnicy próbują pożegnać papierowe bilety, ale Polacy powoli przekonują się do plastiku
W coraz większej liczbie polskich miast organizatorzy transportu publicznego promują płatność bezgotówkową za przejazd. Przyczyna? Do ducha czasów doszła recepta na zbilansowanie budżetów i proekologiczny szyld.
Zaczniemy od zanurzenia się w wodach historii. Jeszcze jak miejskie ulice nad Wisłą rządzone były przez węgierskie Ikarusy płacąc za przejazd biletem ów kawałek papieru trzeba było wsadzić w odpowiednią szczelinę i pociągnąć wajchę, wystającą z boku urządzenia – kasownika. Pamiątką po tych czynnościach na prostokątnej bibułce był atramentowo-pieczątkowy kod cyfr i liter. I do tego ten magiczny dźwięk. Kasowania.
Pamiętacie? Nie? To może w takim razie okres ewolucji kasowania w autobusach i tramwajach, w którym rządziły dziurki? Kasownik stał się wtedy zdecydowanie “trendy” – mniejszy, smuklejszy, błyszczący, po prostu ładniejszy. I nie było już żadnej wajchy, atramentu i kodów. W zamian na bilecie (ten z papieru trzymał się jak najlepiej) widoczna była mozaika dziurek, jak po ugryzieniu jakiegoś gryzonia. Tu zwierzę zastąpił kasownik.
Potem w różnych miastach kombinowano w lewo i prawo. Dziwnym trafem te wszystkie modyfikacje nie załatwiały dla organizatorów komunikacji miejskiej, tego co dla nich jednak najważniejsze – kasy z biletów.
Powiew świeżości
W końcu i do drzwi transportu publicznego zapukał duch czasu. Płatność gotówkowa na początku przybrała postać specjalnych kart, jak np. Tarnowska Karta Miejska. Tę pierwszy raz wydano w dwóch wersjach: dla zameldowanych w Tarnowie oraz dla tych spoza miasta i dla firm.
Nie trzeba było czekać długo a w Świebodzicach zawitał system pozwalający płacić za przejazd dowolną kartą płatniczą, bez konieczności wyrabiania kolejnego “plastiku”. Za chwilę z podobnym rozwiązaniem dołączyło Jaworzno, czy łódzkie tramwaje. Rybnik pokazał, że możliwości są coraz większe i tam telefony z NFC też z powodzeniem zastąpią bilet.
Dzisiaj “pikanie” po przyłożeniu takiej, czy innej karty do kasownika nikogo nie dziwi. I dobrze, bo czasy biletu papierowego mijają bezpowrotnie. I lepiej się z tym jak najszybciej pogodzić. Zwłaszcza, kiedy transport publiczny promowany jest gdzie tylko to możliwe, m.in. jako jedna z recept coraz bardziej duszącego wielu z nas smogu.
Promocja na każdym froncie
Na szczęście nie brakuje takich, którzy promują nowoczesne rozwiązania płatnicze w autobusach i tramwajach. W Poznaniu System Poznańskiej Elektronicznej Karty Aglomeracyjnej nakłania do internetowego doładowania konta na potrzeby przejazdów komunikacją miejską. Niebawem tamtejsi radni zdecydują o propozycji prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka o bezpłatnych przejazdach, zależnych od kryterium dochodowego.
Z kolei w Olsztynie Karta Miejska będzie miała specjalną edycję dla seniorów. Ci w wieku 70+ nie zapłacą za korzystanie z komunikacji miejskiej. O całkowitym wypchnięciu papieru z biletowej rzeczywistości na serio myślą w Metropolii Górnośląko-Zagłębiowskiej. Po wprowadzeniu obiecanego ujednoliconego biletu na terenie przeszło 40 gmin, teraz czas na promocję Śląskiej Karty Usług Publicznych. Z nią w kieszeni na darmowe bilety na autobus i tramwaj mogą liczyć śląscy uczniowie od 7. do 16. roku życia.
Czekając na wyrobienie swojej ŚKUP obowiązuje ważna legitymacja szkolna. KZK GOP (dotychczasowy, największy, ale nie jedyny organizator transportu publicznego w aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej) nie ukrywa, że celem jest jak najszersze rozpropagowanie wśród tutejszych uczniów ŚKUP.
O co ten spór?
Jedni twierdzą, że podążanie np. kierunkiem Krakowa, gdzie od lipca będzie można korzystać z nowego produktu – Karty Krakowskiej (umożliwi nabywanie biletów komunikacji miejskiej ze zniżką w wysokości 20 proc.) jest dobrym pomysłem. Inni, że zdecydowanie lepszym pozwalanie zapłacić za przejazd swoją kartą płatniczą Visa, Mastercard, czy inną. Podejrzewam, że ten spór będzie trwał w nieskończoność.
A chyba ważniejsze, że chociaż różnie z tym do tej pory bywało, to teraz możemy z pewnością w głosie stwierdzić, że komunikacja miejska zaprosiła do siebie innowacje. Co prawda Polacy przekonują się do nowych rozwiązań bardzo powoli i opornie.
Tak jest w przypadku np. ŚKUP. Dane na koniec 2016 r., po roku funkcjonowania systemu, mówią o wydanych prawie 230 tys. kart. Trudno skakać z radości biorąc pod uwagę, że KZK GOP organizuje transport publiczny dla niespełna 2 mln ludzi. Po 2017 r. jest nie jest wcale lepiej. W sumie kart wydano 342 tys., czyli w 2017 r. - w stosunku do prawie 230 tys. z 2016 r. - liczba wydanych nowych kart spadła o ok. 50 proc. To sporo i nie najlepiej wróży na przyszłość.
Nawet biorąc takie działania KZK GOP jak nakłanianie uczniów do darmowych przejazdów, czy ostatnią inicjatywę: we współpracy z wydawcą karty ŚKUP – mBank S.A. poszerzono listę banków obsługiwanych na Portalu Klienta ŚKUP. Obecnie za bilet można zapłacić za pomocą 26 metod płatniczych.
Czy to przełoży się na liczbę korzystających z kart pasażerów? Patrząc wstecz trzeba mieć wątpliwości.
ZapiszZapisz