REKLAMA

Ma to iOS, miał to Windows Phone. A Android nadal nie ma tej małej ikonki z bateryjką

Tę funkcję od lat ma iOS. Miał ją nawet Windows Phone. A tymczasem na Androidzie funkcja pojawia się i znika, a najlepiej uznać, że po prostu jej nie ma.

25.10.2017 11.12
Ma to iOS, miał to Windows Phone. A Android nadal nie ma tej małej ikonki
REKLAMA
REKLAMA

Android nie ma sobie równych, jeśli chodzi o uniwersalność i otwartość. Chociaż sam nie korzystam nawet z ułamka jego potencjału, a ingerencję w system ograniczam do zmiany launchera, to doceniam fakt, że w każdej chwili mogę wszystko.

Tym bardziej nie mogę uwierzyć, że w Androidzie nadal brakuje jednej z podstawowych, niezbędnych wręcz funkcji, którą od lat znajdziemy u konkurencji. A której brak doskwiera mi praktycznie każdego dnia.

Na Spider’s Web regularnie testuję rozmaite akcesoria audio podłączane do smartfona przez Bluetooth. Głośniki, słuchawki… jest tego sporo. I przy każdej okazji niezmiernie irytuje mnie fakt, że nie mogę podejrzeć poziomu ich naładowania wprost ze smartfona.

Wskaźnik baterii urządzeń Bluetooth na Androidzie trochę jest, a trochę go nie ma.

Oficjalnie Android, nawet w najnowszej odsłonie, nie wspiera takiej funkcji. Możemy ją jednak spotkać w urządzeniach niektórych producentów, którzy nie czekając na Google’a zaimplementowali wskaźnik naładowania akcesoriów Bluetooth.

Tak to wygląda np. w smartfonach Huawei:

 class="wp-image-615235"

Sęk w tym, że… działa to bardzo wybiórczo. To, czy zobaczymy poziom naładowania na smartfonie, w dużej mierze zależy od tego, jakie akcesorium podłączamy. Te same słuchawki mogą pokazywać poziom naładowania na LG, ale na Samsungu już go nie zobaczymy. Markowy głośnik BT pokaże poziom energii na Huawei, ale tani sprzęt z Aliexpress już nie.

Sytuacja jest o tyle irytująca, że konkurencyjne systemy operacyjne potrafią pokazywać poziom naładowania akcesoriów od lat.

Tak to wygląda na iOS:

 class="wp-image-615238"

Tak na Windows Phone:

 class="wp-image-615247"

A na Androidzie nadal czekamy, aż Google się ocknie i wdroży funkcję w nowej dystrybucji Androida.

Czekamy na to co najmniej od 2015 roku.

Już dwa lata temu Google zapowiadał, że wskaźnik naładowania akcesoriów pojawi się w Androidzie 6.0. Nie pojawił się.

Na początku tego roku pojawiły się plotki, jakoby wskaźnik miał się pojawić w Androidzie 8.0 Oreo. Nie pojawił się.

W lipcu usłyszeliśmy kolejne plotki, wskazujące na to, że rzeczona funkcja została odnaleziona w kodzie nadchodzącego Androida 8.1. O którym na razie nic nie wiadomo.

Android to najbardziej uniwersalny ze wszystkich mobilnych systemów operacyjnych, a jednak Google’owi nie spieszno do wprowadzania użytecznych dodatków.

Wskaźnik naładowania urządzeń Bluetooth powinien być czymś oczywistym. Tym bardziej, że smartfony producentów w swoich nakładkach oferują tę funkcję od lat. Google jednak najwyraźniej nie uważa tak podstawowej możliwości za istotną.

Do niedawna można było to zrozumieć.

Google przez lata traktował tematykę audio po macoszemu, a skoro potrzebował tyle czasu, by naprawić poziom latencji w Androidzie, to dlaczego mielibyśmy się spodziewać innych udogodnień dla sprzętu audio?

Tyle że dziś do smartfonów podłączamy nie tylko głośniki i słuchawki. Rynek technologii ubieralnych wciąż rośnie. Z telefonami parujemy zegarki, opaski, a ostatnio nawet kurtki (co tym śmieszniejsze, że to właśnie Google stoi za inteligentną kurtką od Levi’s…). Wygodny wskaźnik naładowania na smartfonie to już nie wygoda, a konieczność. A jednak nadal się nie pojawił.

Pewnie, jak wszystko w Androidzie, również ten brak można załatać aplikacją niezależnego programisty. Tylko że… nie o to chodzi. Raz, że większość z tych aplikacji działa albo źle, albo wcale (albo wskazuje naładowanie tylko jednego urządzenia), a dwa, że użytkownik nie powinien być zmuszany do poszukiwania na własną rękę czegoś, co od lat powinno być zaimplementowane w systemie.

REKLAMA

Jak wspomniałem we wstępie, bardzo cenię sobie otwartość i możliwości Androida. To doskonała przeciwwaga dla zamknięcia i hermetyczności ekosystemu Apple czy świętej pamięci Windows Phone’a.

Szkoda tylko, że Google w pogoni za ogromem możliwości zapomina o detalach. A to one w ostatecznym rozrachunku składają się na to, jak przyjemnie (lub nie) korzysta się nam z telefonu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA