REKLAMA

Nudzą mnie dziś nowe technologie

Pełna specyfikacja iPhone'a X - w końcu - bez tajemnic. Jest ona bardzo miłym zaskoczeniem iPhone X T-Mobile Play ceny w abonamencie
REKLAMA

Wiecie co, nudzą mnie dziś nowe technologie. Jako wielki entuzjasta wszystkiego co nowe, jestem zniecierpliwiony czekaniem na kolejny przełom.

REKLAMA

To, że nadejdzie, jest pewne. Czekamy tylko (aż!) na jeszcze szybszy rozwój technologii bazowych.

Mamy koniec 2017 r., a świat fascynuje się tym, na ile udało się ograniczyć grubość ramek wokół ekranów smartfonów.

W 10 lat po premierze iPhone’a, który wywrócił świat do góry nogami - zmienił nie tylko rynek technologiczny, ale także życie społeczne, zawodowe - doszliśmy do groteskowej ściany. Przedstawiciele twórców iPhone’a w swoim niewątpliwym marketingowym zmyśle przekonują nas, że pozbycie się ramek wokół smartfonu to rzecz iście przełomowa. Jednak, gdy się nad tym nieco dłużej zastanowić, to… trudno znaleźć sensowne argumenty udowadniające tę tezę.

 class="wp-image-591346"

No bo, czy większa przestrzeń ekranowa aż tak fundamentalnie zmienia funkcjonalność smartfona? No nie. Usługi te same, aplikacje te same (ba, miną miesiące zanim większość zostanie zaktualizowane do wersji bezramkowych lub iPhone’owego ‚notcha’), funkcjonalność bazowa w zasadzie niezmienna od lat.

Doskonale wiem, jak będzie, gdy dorwę swojego iPhone’a X - trochę się podniecę nowym lepszym i wyraźniejszym ekranem, trochę nacieszę nowym sposobem nawigowania po systemie operacyjnym, trochę zwiększę ilość czasu spędzanego na oglądaniu streamowanego wideo (kosztem innych ekranów). Ale to szybko minie i po kilku tygodniach będzie dokładnie tak, jak dziś - owszem, smartfon jest zdecydowanie najważniejszym urządzeniem komputerowym w moim życiu, ale magii nie ma w nim od dawna. Tę technologię zasymilowałem na tyle, że stała się nieodzowną częścią mojego życia. Kolejne nowe smartfony nic w tym zakresie nie zmieniają.

Moja geekowska natura chciałaby czegoś nowego. Problem w tym, że nic nowego nie ma.

Wydawało się, że urządzenia technologii ubieralnych będą next big thing technologii, który powtórzy przypadek smartfonów - że czeka nas niesamowity rozkwit usług i aplikacji, które wyniosą te urządzenia na pozycję nieodzownych kompanów naszego życia.

Tak się nie stało. Dziś wearables są w odwrocie. Słynne Google Glass, które zachwyciły w swoich wizjach połączenia świata realnego z nakładką cyfrową, padły. Sam szef Apple’a Tim Cook przyznał w jednym z ostatnich wywiadów, że technologia po prostu nie jest gotowa. Że miną lata, może nawet dziesiątki lat, gdy będziemy w stanie realizować wizje AR (z ang. augmented reality, poszerzona rzeczywistość) na poziomie komercyjnie satysfakcjonującym.

Smartwatche? Niby Apple ma (kolejny) pomysł na rozwój Watcha - dobrze pokazuje to Siri Watchface w najnowszej wersji watchOS, która przynosi namiastkę kontekstowego, a nie na żądanie, działania smartwatcha - ale tak naprawdę inteligentne zegarki są i najprawdopodobniej pozostaną już malutką niszową kategorią produktów tech. Google przestaje promować swoją platformę Android Wear. Z producentów, obok Apple’a, na rynku smartwatchy na poważnie został już tylko Samsung, dla którego zresztą obecność w tej kategorii jest pewnie bardziej kwestią wizerunkową aniżeli biznesową. Trzeba to przyznać jasno - smartwatche w obecnej formie nie są niezbędne, nie zmieniają naszego życia.

Samsung Gear 360 i Samsung Gear VR - nowa kamera i odświezone okulary. class="wp-image-553654"

Podobnie jest z VR (z ang. virtual reality, wirtualna rzeczywistość), który dziś typowany jest jako ta technologia, której rozkwit zmieni świat. Nie wiem, ja tego nie widzę, przynajmniej do czasu, aż nie trzeba będzie zakładać wielkich gogli na twarz, a na to się nie zapowiada. Niby więc VR jest coraz bardziej spektakularny, niby ma coraz więcej zastosowań, ale nie ma ani krztyny pomysłu na to, jak przenieść tę technologię na produkty końcowe dla przeciętnego zjadacza chleba.

Komputery PC z kolei od dawna nie są w centrum technologicznych wydarzeń i nawet zakup przeze mnie wielkiego 27-calowego iMaka tego nie zmienił - owszem fajniej, lepiej jest pracować na wielkim monitorze, ale w ujęciu funkcjonalnym, czyli takim, co daje mi komputer, nic się nie zmieniło. Używam go do tych samych rzeczy od wielu lat. W ostatnich latach nawet rozwój systemów operacyjnych spowolnił - zamiast co roku, gruntownie odświeżane są teraz co dwa lata.

Telewizora używam tylko i wyłącznie jako ekranu do oglądania transmisji piłkarskich na żywo, czasami zarzucę coś na Netfliksie, czy HBO GO, choć tak po prawdzie to wolę oglądać seriale na ekranie smartfona lub komputera. Rozwój technologii telewizyjnych doszedł już zresztą do takiej ściany, że dziś lider rynku Samsung przekonuje nas, że telewizor ma być… dziełem sztuki w domu - ma pełnić funkcję dekoracyjną, ozdobną, dobrą dla konsumowania rozrywki wyższego rzędu.

Smart home? Niby w moim domu pojawia się coraz więcej gadżetów podłączonych do internetu, lecz nie wnoszą one zbyt wiele do mojego codziennego życia, no, może obok kolekcji głośników Sonosa, które wraz z serwisami streamingu muzyki zdecydowanie zmieniły sposób, w jaki słucham muzyki (a słucham kilka, kilkanaście godzin dziennie). Rynek smart home jest zresztą tak rozdrobniony, tak niestandaryzowany, że miną lata i dziesiątki przyjętych regulacji prawnych, zanim korzystanie z ekosystemu urządzeń smart będzie łatwe i przyjemne.

 class="wp-image-504398"

Paradoksalnie najwięcej w ujęciu zmian technologicznych mających realny wpływ na zmianę naszych potrzeb i zachowań dzieje się w motoryzacji. I mnie też mocno cieszą nowinki technologiczne w moim samochodzie - to, że mogę połączyć go ze smartfonem i korzystać jak z kolejnego urządzenia podłączonego do mojego osobistego ekosystemu, to, że jest półuatonomiczny i sam jedzie na autostradzie, to, że ma inteligentne systemy bezpieczeństwa, których działanie odczuwam, wreszcie to, że czuję dużą przyjemność z obcowania z dobrze wyglądającą elektroniką na kokpicie. Jestem więc skłonny uwierzyć, że to samochody będą dziś i jutro najbardziej gorącymi urządzeniami technologicznymi.

Mimo to, czekam na przełom.

Przełom, o którym mówi Ray Kurzweil.

(powyżej przypomnienie jego wywiadu podczas konferencji SXSW w serwisie Futurism, które jest przyczynkiem do niniejszego tekstu)

Kurzweil to facet, który wie, co mówi. Aż 86 proc. jego przewidywań, które wygłasza od lat 90 ubiegłego wieku, się sprawdza. Dziś jest głównym futurologiem Google’a i co kilka miesięcy raczy nas wizjami rozwoju sztucznej inteligencji, której zdolności mają przekroczyć ludzkie już w 2029 r. Z kolei do 2045 r. ma nastąpić Osobliwość, czyli moment w rozwoju ludzkości, w którym maszyny rozwiążą wszystkie nasze globalnej problemy, a my zintegrujemy z nimi swoje ciała.

Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale… Kurzweil bardzo dobrze opisuje rozwój rzeczywistości technologicznej. Na przykład mówi o akceleratorach, które pojawiają się w momentach historii i zmieniają życie człowieka na Ziemi. Akceleratory pojawiają się coraz częściej. Pierwszym z nich było wynalezienie koła przez człowieka, drugim kilka tysięcy lat później wynalezienie druku. W XX w. akceleratory pojawiały się co kilkanaście lat - kuchenka gazowa, samochód, radio, telewizja, komputer PC, telefon, internet - by wymienić tylko te najważniejsze. Wszystkie zmieniały świat.

Ostatnim wielkim akceleratorem technologicznym były smartfony w 2007 r. Minęło już 10 długich lat, a kandydata na nowego akceleratora próżno szukać, choć ponoć nigdy technologia nie rozwijała się tak szybko. Sam Kurzweil mówi, że tempo rozwoju technologii w takich dziedzinach jak medycyna, motoryzacja, energetyka, transport jest na niespotykanym dotychczas poziomie. Wciąż jednak brakuje jednego punktu zapalnego, czegoś, co rozwiąże realne problemy i spowoduje, że przeciętni ludzie zaczną korzystać z nowej technologii. Albo po prostu brakuje Steve’a Jobsa, który potrafiłby przełożyć skomplikowanie najnowszych osiągnięć inżynierów i naukowców na język zrozumiały dla zwykłego odbiorcy.

Tak, czy siak rozglądam się z wytęsknieniem i szukam czegoś, co może być kandydatem na kolejny akcelerator. I mimo przelotnych zachwytów nad różnymi nowinkami, niczego takiego nie znajduję.

REKLAMA

A 2029 i 2045 się zbliżają.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA