Trump zaatakował Facebooka. Zuckerberg bije się w pierś i... wydaje na siebie wyrok uniewinniający
Mark Zuckerberg przyznał się do błędu w kwestii fake newsów. Szef Facebooka zrobił to jednak w taki sposób, że w zasadzie oczyścił się od razu z zarzutów.
Mark Zuckerberg popełnił na Facebooku wpis, w który odpowiada na tweet Donalda Trumpa. Prezydent USA, stwierdził w nim, że Facebook był zawsze przeciwko niemu. Najważniejszy polityk w Stanach Zjednoczonych w swoim stylu oskarża nie tylko Facebooka. Doszukuje się wręcz zmowy.
Zuckerberg musiał poczuć się dotknięty, skoro poświęcił krótkiej wiadomości Trumpa spory wpis. Padają w nim słowa, które słyszeliśmy już wielokrotnie. Z właściwym sobie talentem dyplomatycznym szef Facebooka napisał, że każdego dnia pracuje, by łączyć ludzi, dawać im głos, tworzyć społeczność i budować platformę dla każdej idei. Nie po raz pierwszy prezes Facebooka wciela się w rolę proroka, któremu leży na sercu dobro ludzkości. Na tym jednak nie kończy.
Jego zdaniem zarzuty Trumpa są bezpodstawne, bo gdy prezydent mówi, że Facebook jest przeciwko niemu, liberałowie twierdzą, że serwis pomógł Trumpowi. Zuckerberg tłumaczy też, że obu zarzutom przeczą fakty. Według niego dzięki Facebookowi więcej osób niż dotąd miało głos podczas kampanii wyborczej i były to pierwsze wybory, gdy Internet odegrał kluczową rolę w prezentacji kandydatów. Serwis miał też pomóc 2 milionom ludzi w udziale w wyborach.
Po długim peanie na własną cześć, Zuckerberg uderzył się w pierś.
Stwierdził bowiem, że jego wypowiedź, w której nazwał szaleństwem tezę, że fake newsy na Facebooku mogły wpłynąć na wynik wyborów była lekceważąca i jej żałuje. "To zbyt ważna kwestia, by ją lekceważyć" - tłumaczy Zuckerberg. I gdy czytelnik wpisu szefa Facebooka myśli już, że ten naprawdę zrozumiał, że popełnił błąd, może przeczytać, że w zasadzie nic takiego nie nastąpiło. Twórca największego serwisu społecznościowego świata bowiem, niczym mantrę powtarza, że wpływ tego ostatniego był znacznie szerszy. Klamrą dla tego wyzwania jest kolejna tyrada o tym, że Facebook będzie nadal pracował nad budowaniem serwisu dla wszystkich.
Trudno powiedzieć, po co Zuckerberg czyni tego typu pokutę, skoro w kolejnych zdaniach pada potężne ALE, pełniące rolę trybunału uniewinniającego. Być może ma to związek z niedawnymi doniesieniami, że Barack Obama osobiście ostrzegał szefa Facebooka, że fake newsy mogą mieć wpływ na wynik wyborów. Najciekawsze jest chyba to, że Zuckerberg miał powiedzieć wówczas Obamie, że problem nie jest szeroki. W swoim wczorajszym wpisie w pewnym sensie powtórzył to samo.
Wpisy szefa Facebooka to tylko jedna strona medalu. Na szczęście wyciąga on wnioski, choć trudno mu się przyznać do winy.
Oto okazuje się, że Facebook usunął dziesiątki tysięcy fałszywych kont podczas kampanii przed wyborami do niemieckiego Bundestagu. Zuckerberg przyznał, że jego firma skupiła się "na ochronie integralności niemieckiego procesu wyborczego". Serwis wydał nawet w związku z wyborami specjalne oświadczenie. Stwierdzono w nim, że działania podjęte przez Facebooku nie wyeliminowały co prawda dezinformacji, ale znacząco ograniczyć miały jej zasięg.
Powyższe dowodzi tylko tego, że Facebook nie ma zamiaru popełnić kolejny raz tego samego błędu i narazić się na zarzuty podobne do tych po wyborach w Stanach Zjednoczonych czy we Francji. Richard Allan, który w imieniu serwisu wydał oświadczenie, zapewnia, że podobne działania zostaną podjęte również w kontekście innych wyborów. Mówi wręcz, że ochrona integralności platformy jest kluczowa w obliczu "wrogich i skoordynowanych" działań.