Piękny dramat, bez supermocy i wybuchów. Life is Strange: Before the Storm - recenzja Spider’s Web
Life is Strange: Before the Storm to przełomowy punkt dla całej branży. Interaktywna produkcja udowadnia, że rynek gier wideo może zaadaptować gatunek czystego dramatu. Bez dodawania udziwnień w postaci nadprzyrodzonych zdolności, kosmitów czy kataklizmów. Ten tytuł robi więcej dla zatarcia różnic między filmem oraz grą niż dziesięć fotorealistycznych produkcji razem wziętych.
Oczywiście Life is Strange: Before the Storm to nie pierwsza gra wideo, która chciała zostać rasowym dramatem obyczajowym. Innym producentom brakowało jednak odwagi, aby tworzyć produkty pozbawione nadprzyrodzonych elementów i składowych. Dotychczas zawsze zabezpieczano się elementami horroru, science-fiction lub fantasy. Jak gdyby gracze byli zbyt niedojrzali i niepoważni, aby docenić czysty dramat bez żadnych udziwnień. Świetne Gone Home udawało na początku film grozy, z kolei w oryginalnym Life is Strange mieliśmy do czynienia z zabawą czasem i przestrzenią.
Life is Strange: Before the Storm to pierwszy interaktywny dramat obyczajowy, który nie potrzebuje „dopalaczy”.
Gra doskonale broni się i bez tego. Wszystko to zasługa świetnie rozpisanych postaci i dialogów oraz sumiennej, dokładnej narracji. Dzięki tym elementom bohaterowie wydają się przerażająco autentyczni. Ich codzienne problemy, które nie mają nic wspólnego z ratowaniem świata ani walką z kosmitami, są angażujące oraz chwytają za serca. Wystarczy odrobina empatii, aby natychmiast wczuć się w sytuację bohaterów znajdujących się na życiowych rozdrożach.
Przyznam, że początkowo nie byłem fanem Life is Strange: Before the Storm. Gdy dowiedziałem się, że tytuł do prequel oryginalnej gry wideo, straciłem połowę zainteresowania. Wszakże wiedziałem, co wydarzy się później z postaciami z Before the Storm. Gdzie tutaj zabawa? Gdzie element niespodzianki oraz ekscytującego niewiadomego? Gdzie ułuda wpływania na wirtualną rzeczywistość za sprawą podejmowanych przez gracza wyborów? Nie pomogła również informacja o tym, że za nową historię odpowiada inne studio niż to, które dało nam oryginalne Life is Strange.
Ten początkowy sceptycyzm przełożył się na pierwsze kilkanaście minut z grą. Sterujemy w niej Chloe - jedną z najważniejszych postaci pobocznych z oryginalnego Life is Strange. Dziewczyna jest typową nastoletnią buntowniczką, która wymyka się z domu, pije alkohol, chodzi na koncerty oraz olewa szkołę. Jej pretensjonalny ton oraz środkowe palce wymierzone w świat dookoła początkowo wydały mi się żenująco naciągane. Jednowymiarowe. Płytkie. Minęło jednak kilkanaście minut, podczas których próbowałem dostać się na rockowy koncert dla pełnoletnich i…
… i *pyk*, siadło. Kapitalna narracja pochwyciła mnie w swoje szpony, nie puszczając do napisów końcowych.
Pierwszy epizod Life is Strange: Before the Storm pochłonąłem za jednym posiedzeniem przed konsolą. Po prostu nie mogłem się oprzeć. Musiałem wiedzieć, co będzie dalej. Scenarzystom jakimś cudem udało się mnie zaciekawić. Producenci wygrzebali wątki poruszone w oryginalnym LiS, nadając im zupełnie nowej świeżości. Do tego dodali coś od siebie, naprawdę delikatnie flirtując z gatunkiem science-fiction. Dzięki temu Before the Storm można polecić zarówno fanowi Life is Strange, jak również osobie, która nie grała w podstawową wersję gry.
[gallery link="file" ids="588646,588641,588639"]
Niektóre sceny to małe dzieła sztuki. Oczywiście nie będę wam niczego zdradzał. Napiszę tylko, że fani oryginalnego Life is Strange będą pod gigantycznym wrażeniem reżyserskiego kunsztu twórców. Zwłaszcza podczas niesamowitej, jedynej w swoim rodzaju sceny na złomowisku. Po prostu rewelacja. Takich ujęć może pozazdrościć grze wideo niejeden reżyser filmowych dramatów. Chociaż za Before the Storm odpowiada inna ekipa, mam pewność, że gra znajduje się w odpowiednich rękach.
Nie mogę również nie wspomnieć o „pyskówkach” - najciekawszym nowym elemencie Life is Strange: Before the Storm.
W przeciwieństwie do bohaterki poprzedniej gry, Chloe nie posiada żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Ma za to niewyparzoną gębę i taki zasób obelg, że jest w stania zawstydzić każdego ogorzałego marynarza. Bohaterka Before the Storm kłóci się z wieloma postaciami pobocznymi, co stanowi wstęp do naprawdę ciekawej mini-gry, będącej ważnym elementem nowej przygodówki.
Podczas tzw. pyskówek gracz musi skupiać się na tym, co mówi jego rywal, a następnie odwracać jego słowa przeciwko niemu. Przykładowo, gdy amerykański weteran mówi o szacunku dla munduru, Chloe odpowiada, że szanuje żołnierzy płacąc podatki, z których siedzą sobie na zasiłku dla bezrobotnych. Eksploracja otoczenia pozwala odblokować nowe opcje dialogowe, które potem można wykorzystać w pyskówkach niczym prawdziwe petardy. Pociski, po których nie ma czego zbierać. Słowem - im więcej zwiedzamy i poznajemy świata, tym później łatwiej jest się kłócić o swoje.
Pyskówki to jednorazowe starcia, które można przegrać, wybierając złe opcje dialogowe. Wtedy pozostaje nam szukanie alternatywnej drogi do celu. Niesmak porażki jest naprawdę gorzki, chociaż w pierwszym epizodzie trudno go zaznać. Kłótnie są bajecznie proste, a rozmówcy sprawiają wrażenie worków pełnych kompleksów, z których czyta się niczym z otwartych książek. Mam nadzieję, że w dwóch kolejnych epizodach poziom trudności poszybuje w górę. Tak czy inaczej - pyskówki to trafiony, pasujący do konwencji dodatek. Szkoda tylko, że osoby bez znajomości angielskiego będą miały z nim spory problem.
Największe zalety:
- Nowa mini-gra - pyskówki!
- Zachowano poziom oryginału
- Mistrzowskie dialogi i świetna narracja
- Chociaż gra jest prequelem, posiada interesującą historię
- Czysty dramat obyczajowy bez żadnych "dopalaczy"
Największe wady:
- Główna bohaterka nie każdemu przypadnie do gustu
- Ciężko stwierdzić, czy podjęte decyzje mają wpływ na świat gry
- Nie obraziłbym się na bardziej szczegółowe modele postaci
Wszystkim innym Life is Strange: Before the Storm polecam bez cienia zawahania. To piękny dramat, w którym coś dla siebie znajdą nie tylko nastoletni gracze. Dojmująca proza życia, świetnie dopasowana muzyka i trudne decyzje do podjęcia tworzą zaskakująco udany efekt końcowy. Prequel jest doskonałym dowodem na to, że gry wideo to medium o gigantycznej sile rażenia, które nie boi się żadnego gatunku, żadnego tematu i żadnej formy narracji. Nie posiadam się z radości, że takie produkcje powstają.