Pierwszy event Pokemon GO Fest okazał się porażką. Choć polscy gracze mogą być zadowoleni
Choć pierwszy oficjalny event Pokemon GO Fest w prawdziwym świecie okazał się całkowitą porażką, trenerzy i tak się nie zniechęcili. Takich tłumów graczy jak po udostępnieniu legendarnych Pokemonów nie widziałem w Polsce od roku.
Niantic po roku zrealizowało kilka obietnic, które pracownicy firmy składali graczom zaraz po premierze. Wprowadzono raidy, w Chicago odbył się pierwszy oficjalny zlot fanów i pojawiły się legendarne Pokemony. Nie zdziwię się, jeśli druga edycja Pokemon GO Fest w ogóle się nie odbędzie.
Pokemon GO czy Pokemon NO?
Co tu dużo mówić - pierwszy zlot fanów okazał się katastrofą. Problemy techniczne i organizacyjne sprawiły, że fani zamiast spędzić miło dzień, ze złością opisywali w internecie wydarzenie w niewybrednych słowach. Niantic nie przygotowało się odpowiednio do tego, by zapewnić graczom warunki do zabawy.
Pokemon GO Fest jeszcze na dobre się nie rozpoczęło, a z Chicago zaczęły wartkim strumieniem płynąć doniesienia o problemach. Osoby docierające na miejsce musiały stanąć w ogromnej kolejce, a na teren imprezy można było wejść tylko przez jedno wejście. Czas oczekiwania przy bramce wynosił kilka godzin.
Pokemon GO Fest rozpoczął się zgodnie z planem, podczas gdy wiele osób z biletami czekało pod bramą.
Po zebraniu się ok. 20 tys. graczy na terenie parku w Chicago, okazało się, że gra - tak po prostu - przestała działać. Przeciążone zostały stacje bazowe, a gracze nie mogli połączyć się z internetem. Przedstawiciele firmy musieli stanąć naprzeciwko słusznie poirytowanego tłumu graczy z całego świata.
Szef firmy po wejściu na scenę został wygwizdany. Już w trakcie imprezy ogłoszono, że uczestnicy dostaną zwrot pieniędzy za bilety i rekompensatę w wysokości 100 dol. w wirtualnej walucie. Nie wszystkie problemy udało się rozwiązać. Próbowano cały czas doraźnie rozładowywać napięcie wśród wściekłych fanów.
Nieudolność Niantic obnażył stream wideo z wydarzenia - dawno nie widziałem takiej fuszerki.
Nie miałem możliwości wybrać się do Chicago. Wydarzenie śledziłem online. Start transmisji był kilkukrotnie przesuwany, a lepiej by było, gdyby w ogóle się nie odbyła. Stream był nieustannie przerywany, słychać było osoby testujące mikrofony i dźwięki Windowsa podczas podpinania i odpinania sprzętu.
Niantic zorganizowało w ramach Pokemon GO Fest kilka wyzwań, ale nie sposób było śledzić postępów. Od realizacji tych zadań miało być uzależnione odblokowanie bonusów i legendarnych Pokemonów dla całego świata. Ze względu na problemy nie było szans na realizację celów.
Podczas nielicznych momentów, gdy stream działał, pokazywano przebitki z imprezy. Oficjalna transmisja pokazywała ekrany telefonów osób, które nie mogły zalogować się do gry. Liczniki pokazujące postępy w realizacji celów przez graczy skakały w górę i w dół.
Niantic nie udało się wyjść z twarzą przed najwierniejszymi fanami w Chicago, ale mimo wszystko gracze z całego świata nie mają na co narzekać.
Pod koniec dnia ogłoszono, że gracze odblokowali wszystkie bonusy, jakie tylko można było - co oczywiście było ukartowane. Uczestnikom imprezy obiecano rekompensatę, a potem firma podjęła najlepszą możliwą decyzję: wprowadziła do gry legendarne raidy dla wszystkich, chociaż nie tak, jak planowano.
Z początku legendarne Pokemony miały być możliwe do złapania wyłącznie na terenie imprezy. Niantic postanowiło jednak rozszerzyć teren wirtualnego eventu na okrąg o promieniu kilku kilometrów, a w dodatku zagwarantowało złapanie legendarnych stworków osobom przebywającym w Chicago.
Dziesiątki tysięcy graczy opuściło park i ruszyło na ulicę, by łapać legendarne Pokemony.
Relacje osób z Chicago nie pozostawiają wątpliwości. Prawdziwy event rozpoczął się dopiero po wyjściu z terenu imprezy. Niantic nie udało się przygotować na 20 tys. gości w parku, ale po zakończeniu oficjalnej części bawiło się wspólnie całe miasto.
Kolejnego dnia legendarne raidy pojawiły się w innych regionach świata i rozpoczęło się szaleństwo. Dowiedziałem się o tym w niedzielę rano. Zaraz po obudzeniu ruszyłem spotkać się ze znajomymi graczami na jednej z miejscówek. Po przybyciu na miejsce okazało się, że na raid czekało ponad 20 osób.
Legendarne raidy okazały się niezmiernie wymagające i dawały mnóstwo frajdy. Aby pokonać bossa, potrzebnych było kilkanaście osób walczących jednocześnie. Emocji dodawał fakt, że nawet po pokonaniu Articuno i Lugii nie było pewności, że uda się legendarnego stworka zdobyć.
Nie zrealizował się na szczęście czarny scenariusz, którego się obawiałem.
Uczestnicy Pokemon GO Fest mogą być słusznie wściekli, bo event w Chicago okazał się koncertową klapą. Niantic po raz kolejny pokazało, że nie umie poradzić sobie z popularnością swojej gry i nie zdążyło się odpowiednio przygotować. Jako gracz z Polski jestem jednak niezmiernie zadowolony - dokładnie tego oczekiwałem od tej gry!
Przez kilkadziesiąt minut w towarzystwie dziesiątek trenerów przemieszczałem się pomiędzy kolejnymi arenami, by zaliczyć jak najwięcej legendarnych raidów. Społeczność graczy Pokemon GO tworzą bardzo otwarci i sympatyczni ludzie w każdym wieku. Podczepiłem się pod grupę kilku graczy z autem, co znacznie ułatwiło sprawę (dzięki!).
Udało mi się złapać oba legendarne Pokemony do swojej kolekcji na chwilę przed tym, jak chlusnęła ulewa i odetchnąłem z ulgą.
Obawiałem się, że zabawa skończy się srogim rozczarowaniem, ale udało się tego uniknąć. Podczas legendarnych raidów bawiłem się nawet lepiej niż kiedykolwiek do tej pory. Dzięki bonusom zdobyłem ponad pół miliona punktów doświadczenia w jeden dzień. Chociaż gra jest z nami już ponad rok, to nadal nie mam dość. Coś niesamowitego.
Nie zdziwię się jednak, jeśli Niantic po tej porażce nie zdecyduje się więcej na organizację podobnego wydarzenia w przyszłym roku. Co prawda szef firmy przy sugerował, że w planach była kolejna edycja imprezy w tym samym miejscu, ale trudno uwierzyć, że kolejnym razem uda się uniknąć problemów. Cierpliwość fanów i tak została nadwyrężona.