REKLAMA

To było eldorado dla piratów. Pięć razy więcej osób obejrzało nową Grę o Tron nielegalnie niż legalnie

Pierwszy odcinek siódmego sezonu Gry o tron już za nami, ale emocje nie opadają. Przyczyny tego stanu rzeczy leżą, co ciekawe, również poza fabułą.

gra o tron
REKLAMA
REKLAMA

Po obejrzeniu pierwszego odcinka nowego sezonu Gry o Tron byłem zachwycony. Wielu może to dziwić, bo oczekiwania były spore, a nie wszyscy uznali fabułę za interesującą. Znam nawet takich, którzy nudzili się podczas seansu. Wszystko zależy od tego, jak na rzecz spojrzymy. W gruncie rzeczy pierwszy epizod można było zmontować w ten sposób, by składał się z dwóch scen: pierwszej i ostatniej.

W pierwszej (uwaga spojler) Arya zamieniła się w żądnego zemsty masowego mordercę. W ostatniej, piękna Daenerys przybyła do Smoczej Skały, siedziby rodu Targaryenów, by rozpocząć ostatnią fazę swojej walki o tron. Początek był nieco perwersyjny. Koniec poetycki i patetyczny, choć momentami kiczowaty. Pierwsza scena była brudna, odrażająca. Ostatnia, piękna i plastyczna. Reszta jest milczeniem, bo to, co pomiędzy, nie było zbyt porywające, odkrywcze czy bardzo ciekawe.

Fani z całego świata czekali na ten moment. Opóźniona w tym roku premiera sezonu budziła emocje i była źródłem wielu domysłów. W środku lata przyszła wreszcie zima. Domysły, fanowskie teorie, ogromne zainteresowanie serialem, potężna machina marketingowa - to wszystko musiało wzbudzić wśród widzów potrzebę obejrzenia premierowego odcinka. I wzbudziło.

Od niedzielnej premiery pierwszy odcinek siódmego sezonu został odtworzony legalnie 16 mln razy. To oczywiście rekord HBO. Ten medal ma też drugą, brudną stronę. Według zajmującej się ochroną własności intelektualnej firmy MUSO, początek sezonu został obejrzany nielegalnie 90 mln razy.

Skala piractwa nie zdziwi żadnego fana Gry o tron.

Gra o tron jest od lat jednym z najchętniej piraconych seriali na świecie. Było tak zarówno w ubiegłym roku, jak i poprzednich. Dzieje się tak od 2012 r. Warto przywołać w tym miejscu statystyki podawane przez TorrentFreak. W 2012 roku na jeden odcinek przypadały 3 mln pobrań. Najbardziej zasłużyli się w tym wyścigu widzowie z Australii. Polacy zajęli wówczas mało zaszczytne, ósme miejsce.

W kolejnym roku, tylko poprzez sieci BitTorrent, pobrano milion nielegalnych kopii premierowego odcinka w ciągu jednego dnia. Jednocześnie pobity został wówczas inny rekord. W tym samym czasie udostępniało plik nawet 160 tys. osób. W 2014 r. było to już 8,1 mln pobrań.

Wyciek pierwszego odcinka serialu w 2015 r. sprawił, że epizod ten pobrano 100 tys. razy zaledwie w trzy godziny. Pod koniec tego samego roku szacowano, że przez torrenty pobrano serial 14,4 mln razy. W ubiegłym roku Gra o tron również piracona była najchętniej. Wtedy pobity został również następny rekord - jednoczesnych udostępnień, i wyniósł on 350 tys. użytkowników.

Pierwszy odcinek siódmego sezonu najchętniej pobierali według firmy MUSO Amerykanie, którzy zaliczyli ponad 15 mln ściągnięć. Na drugim miejscu byli mieszkańcy Wielkiej Brytanii, dalej Niemcy, Hindusi i Indonezyjczycy.

Co ciekawe, to pirackie wzmożenie nie przerażało zbytnio twórców serialu.

David Petrarca, który wyreżyserował dwa odcinki w 2012 r., nie tylko bagatelizował skalę piractwa, ale w 2013 r. stwierdził nawet, że dzięki piractwu generowany jest szum potrzebny serii. To dzięki temu zamieszaniu miała stać się kultowa.

Jedna rzecz nie ulega wątpliwości. Gra o tron  zapewniła sobie już status kultowej produkcji, a liczby, zarówno te mówiące o oglądalności pierwszego odcinka oficjalnymi kanałami, jak i wskazujące liczbę pirackich pobrań, tylko ten fakt potwierdzają.

REKLAMA

Seria zapisze się złotymi zgłoskami w historii telewizji, ale na te 90 mln nielegalnych pobrań można też spojrzeć, jak na utracone przychody. Wyprodukowanie serialu kosztuje. W kwietniu brytyjska prasa donosiła, że najważniejsi aktorzy otrzymają nawet 2 mln funtów za każdy odcinek. Do tego doliczyć należy premie. A przecież to tylko wycinek kosztów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA