Ależ pięknie polskie media łyknęły fake newsa o córce Angeliny Jolie. A sprostowania nie ma komu napisać
Jedenastoletnia córka Brada Pitta i Angeliny Jolie rozpocznie terapię hormonalną? To bzdura, którą powieliło sporo polskich serwisów. Pokazuje przy okazji, że fake newsy stały się już codziennością.
To już pewne. Fake newsy, czyli swojsko rzecz ujmując, nieprawdziwe wiadomości, na trwałe zagościły w Internecie. Fałszywe informacje powielają bez opamiętania nie tylko niszowe serwisiki, ale też - niech będzie - poważne portale.
Tym razem w świat poszła informacja, że córka Angeliny Jolie i Brada Pitta przejdzie kurację hormonalną. 11-letnia Shiloh miałaby w przyszłości przejść operację zmiany płci. Serwisy zauważają przy tym, że dziecko od dawna tego chciało i cytują wypowiedź matki, z której wynika, że ta nie będzie ingerowała w wybór dziecka.
Taki "news" z daleka pachnie fałszywką, ale w jego anatomii jest charakterystyczny szczegół. Jest nim element uwiarygodniający. Źródłem miała być poważna instytucja, mianowicie, Agence France Presse (AFP).
Wszystko złożyłoby się w całość, gdyby AFP nie zdementowała pogłoski, że jest źródłem informacji.
Jak przytomnie zauważyła dziennikarka serwisu Gazeta.pl, Wiktoria Beczek, agencja już kilka dni wcześniej zaprzeczyła, że jest źródłem informacji o terapii hormonalnej córki Jolie i Pitta. Miało to miejsce wieczorem, 28 czerwca.
Co stało się później? Jeszcze 2 lipca po południu nasze rodzime serwisy publikowały niesprawdzoną informację. "News" pojawił się na przykład na stronie serwisu RMF FM, ale powielały go również Wirtualna Polska, Pudelek, Fakt, Super Express.
Uważni czytelnicy na liście źródeł z Google News zobaczą również należący do Agory serwis Plotek. W tym materiale jednak znajdziemy informację o tym, że "news" został wyssany z palca.
Chciałbym jakoś obronić kolegów z branży. Niestety nie potrafię.
Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jasne, że wypadki przy pracy się zdarzają, a poważne źródło, jakim jest AFP, zapewnia piszącemu redaktorowi poczucie bezpieczeństwa. Zapewne tutaj tkwi błąd. Później zadziałał już efekt domina. Można by próbować tłumaczyć pracowników serwisów także tym, że pokazane wyżej dementi pochodzi z hiszpańskojęzycznego profilu agencji AFP. Tyle że w gruncie rzeczy można było sprawdzić recepcję "newsa" w zagranicznych serwisach. Wystarczył prosty zabieg wpisania w Google News odpowiedniej frazy. Łatwo zobaczymy, że w przeciwieństwie do rodzimej edycji nie króluje tam wspomniany fake news.
Fake newsy to rak Internetu.
Prawdopodobnie tej choroby nie da się już zatrzymać i fake newsy będą rozprzestrzeniać się w sieci niczym epidemia. Każdego tygodnia będą pojawiać się kolejne fałszywki. Doskonałym przykładem była afera z tzw. niebieskim wielorybem. "Kropelkami", które służą do zwiększania zasięgu epidemii, będą też sieci społecznościowe. Dziś okazuje się, że mechanizm raportowania fake newsów, choćby na Facebooku, powinien być wdrożony globalnie, a nie na wybranych rynkach.
Fake newsy to nie tylko fałszywki. To często subtelne manipulacje fotografiami, które mają ilustrować jakieś zjawisko. Okazać się zatem może, że oglądany przez nas kadr prezentuje zjawisko odległe o tysiące kilometrów w stosunku do podpisu.
"Informacja" o dziecku Brada Pitta i Angeliny Jolie ma jeszcze jeden wymiar. To czysto tabloidowa treść, która być może nie powinna znaleźć się w wielu - znów użyjmy tego słowa - poważnych serwisach.