Przepraszam, gdzie mogę się podpisać pod zakazem nagrywania koncertów smartfonami?
Co się stanie, gdy w tłumie 40 tys. ludzi zgromadzonych na koncercie co dwudziesty lub co trzydziesty wyciągnie smartfon, by nagrywać fragmenty występu? Niby nic strasznego, a jednak podobna sytuacja na wtorkowym show Guns N’ Roses w Gdańsku mocno mnie zirytowała.
Oglądaliście kiedyś na YouTubie fragmenty koncertów nagrywane smartfonami? Najczęściej mamy do czynienia z drżącym obrazem i przesterowanym dźwiękiem. Jakość takiej “pamiątki” bywa najczęściej niska, a walory wizualne i muzyczne co najmniej dyskusyjne. Po prawdzie, zapis koncertu przy użyciu smartfonu nie broni się nawet w kategoriach sentymentalnych.
Podczas show GNR przyglądałem się ludziom w bardzo różnym wieku, którzy próbowali swym sprzętem zatrzymać chwilę. Widziałem kilka flagowców, ale też urządzenia z najniższej półki.
W przypadku tych ostatnich już na podglądzie doskonale było widać, że nic z tego nie będzie. Gra świateł zamieniała się w jeden wielki przepał, jak często nazywają ten stan rzeczy fotografowie. Potencjalnych walorów słuchowych wolę nawet nie komentować.
Lepsze urządzenia oddają może jakiś posmak koncertu, ale nie oszukujmy się, sprowadzi się to do tego, że coś zobaczymy i usłyszymy.
Spore wrażenie robiła na mnie determinacja domorosłych kamerzystów. Stałem blisko barierek otaczających jeden ze słupów oświetleniowych, dlatego co kilka minut mogłem patrzeć, jak ochroniarz walczy z kilkoma najtwardszymi zawodnikami, którzy grupowo siadali na płotkach, by nagrywać. Wielu z nich w ten sposób spędziło dużą część koncertu.
Zapośredniczenie, to słowo doskonale oddaje odbiór różnych wydarzeń za pomocą smartfonu.
Bo przecież koncert to tylko jeden z przypadków, gdy ludzie sięgają po urządzenie mobilne. Podobne zachowania można obserwować podczas wydarzeń sportowych i wszelkiego rodzaju imprez masowych, ale również na rodzinnych uroczystościach.
Co później stanie się z tymi dziełami dokumentalistyki? Najczęściej znikną w czeluściach pamięci flash i po pokazaniu kilku znajomym zostaną skasowane, by zrobić miejsca na kolejne. Niektóre z nich trafią na facebookowe pamiętniczki. Inne zostaną zgrane na twarde dyski komputerów lub zasilą wysypiska śmieci w chmurach. W dłuższej perspektywie większość nie przetrwa próby czasu.
Uważny czytelnik zapyta skąd wzięła się wspomniana na początku tekstu irytacja podczas koncertu Guns N’ Roses. - Człowieku, żyj i pozwól żyć innym - zakrzyknie być może.
Należę do tych ludzi, którzy bardzo emocjonalnie przeżywają muzykę, chłoną każdy dźwięk i starają się nie zwracać uwagi na otoczenie na koncertach. We wtorek było to mocno zaburzone. Dosłownie nad głową przez dłuższy czas miałem smartfon człowieka, który nagrywał największe hity Gunsów. Obraz przede mną zasłaniali mi inni amatorzy dokumentu. Prawdziwą mistrzynią była kobieta, która telefon z włączonym filmowaniem trzymała w ręce, ale zarazem podskakiwała w rytm granej muzyki. Jej wideo na pewno będzie można zaliczyć do głębokiego podziemia sztuki operatorskiej. Jest przypuszczalnie tak offowe, że aż artystyczne.
Smartfony były wszędzie. Z przodu, z tyłu, z boku i nade mną.
Być może jestem przewrażliwiony, ale jednego jestem pewien. Patrzenie w ekran urządzenia mobilnego, zamiast na to, co dzieje się na scenie ogranicza nasz odbiór, tworzy barierę, niewidzialny mur oddzielający od artysty. Skupiamy się nie na tym, po co przyszliśmy, ale na rejestrowaniu.
Gdy parę lat temu przeczytałem o pomyśle, by w ramach ochrony praw autorskich smartfony blokowały możliwość rejestracji koncertów, byłem bardzo sceptyczny. Dziś taki pomysł mi się w gruncie rzeczy podoba. Rzecz jasna z innych powodów.