Klasyka w nowym wydaniu. Fujifilm X-T20 - recenzja Spider’s Web
Jest piękny, szybki i rewelacyjnie wygodny w obsłudze. Niestety, mimo zastosowania rozdzielczości 4K, nie nadąża w kwestii filmowania. Oto Fujifilm X-T20, jedna z najciekawszych premier na rynku foto w ostatnich miesiącach.
Fujifilm X-T20 to najnowszy bezlusterkowiec Japończyków skierowany do bardzo szerokiego grona odbiorców. Aparat najbardziej docenią osoby, które mają już doświadczenie w fotografii, zdobyte np. przy pracy z lustrzanką.
X-T20 to młodszy i tańszy brat zaawansowanego X-T2, który cieszy się bardzo dobrą opinią. Nowy model czerpie zaskakująco dużo ze swojego protoplasty. Przykładowo, oba aparaty mają takie same matryce i bardzo zbliżone układy AF.
Fujifilm X-T20 ma kapitalny system obsługi, czerpiący garściami z najlepszych analogowych tradycji. Do tego baza obiektywów Fujifilm jest jedną z najciekawszych na rynku bezlusterkowców. Szkła nie są tanie, ale zapewniają bardzo wysoką jakość, a do tego mają świetne parametry. W systemie znajdziemy wiele „stałek” ze świetną jasnością f/1.4, a nawet f/1.2.
Kluczowe parametry Fujifilm X-T20:
- matryca formatu APS-C o rozdzielczości 24 megapikseli. Jest to sensor X-Trans CMOS III,
- bagnet Fujifilm X dający dostęp do całej gamy obiektywów tego producenta,
- system autofocusu obejmuje 325 punktów, z czego 169 to punkty detekcji fazy,
- cyfrowy wizjer OLED o rozdzielczości 2,36 mln punktów,
- dotykowy, odchylany ekran LCD (3 cale, 1.04 mln punktów),
- szybkość serii na poziomie 14 kl/s przy korzystaniu z elektronicznej migawki,
- nagrywanie w 4K.
Największa zaleta Fujifilm X-T20? Aż trudno wybrać jedną.
Zalet jest naprawdę mnóstwo, a oto najważniejsze z nich.
”Analogowe” system obsługi - jestem absolutnie zakochany w podejściu Fujifilm do tematu rozmieszczenia pokręteł i przycisków. Zamiast kółka PASM mamy tu pokrętło czasu migawki na korpusie i pierścienie przysłon na obiektywach. Do tego mamy pokrętło ekspozycji i trybu migawki.
Dla początkującego fotografa duża liczba pokręteł może wydawać się przytłaczająca, ale to najwygodniejszy, najbardziej esencjonalny sposób obsługi aparatu. Do tego wystarczy przesunąć jedną dźwigienkę, by wejść do pełnego trybu Auto. W sam raz, jeśli chcesz poprosić kogoś o zrobienie zdjęcia. Z kolei osobie bardziej doświadczonej wystarczy rzut oka na górną ściankę aparatu, by mieć podgląd na wszystkie ustawione parametry.
Cyfrowe przyciski - Fujifilm X-T20 tak naprawdę łączy tradycyjny sposób obsługi z cyfrowymi dobrodziejstwami. Obok najważniejszych pokręteł znajdziemy też dwa „cyfrowe” kółka, dzięki którym zmienimy np. czułość ISO albo przysłonę w tańszych obiektywach niewyposażonych w pierścień przysłon. Do tego mamy aż osiem konfigurowalnych przycisków.
Wygląd - o ile uwielbiam wygląd serii X-Pro i X-E nawiązujący do dalmierzy, tak nie do końca byłem przekonany do serii X-T, która naśladuje analogowe lustrzanki. Wszystko zmieniło się po zobaczeniu X-T20 na żywo. Aparat w wersji srebrnej wygląda przepięknie i bardzo stylowo. Aż chce się wziąć go do ręki i fotografować.
Jakość wykonania - korpus aparatu jest wykonany z metalu, co świadczy o klasie tego urządzenia. Ogólna jakość wykonania jest bardzo wysoka, choć małym minusem są nieco zbyt plastikowe przyciski. Niestety korpus nie jest uszczelniany.
Idealny rozmiar - Fujifilm X-T20 jest zauważalnie mniejszy od lustrzanek, ale jednocześnie nie jest karykaturalnie mały. Producent znalazł naprawdę dobry kompromis między wielkością a ogólną ergonomią… o ile nie korzystasz ze zbyt dużych obiektywów. Ja fotografowałem obiektywem 23mm f/2.0 i rozkład mas był idealny. Nie przeszkadzał nawet stosunkowo płytki grip.
Wizjer OLED - wizjer jest zaskakująco mocnym punktem Fujifilm X-T20. Przeskok jakościowy od czasu X-E1, którego byłem posiadaczem, jest gigantyczny. Wizjer nie jest tak dobry jak w najnowszych bezlusterkowcach Sony, ale i tak robi świetne wrażenie.
Autofocus w trybie zdjęciowym - mając w pamięci X-E1, autofocus nowego X-T20 również zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Postęp, jaki zrobił Fujifilm, jest godny podziwu. Autofocus jest szybki i sprawny i godny zaufania, przynajmniej w trybie zdjęciowym. W filmie działa gorzej, ale o tym później.
Odchylany i dotykowy ekran - ekran LCD ma bardzo dobrą jakość, a dotyk świetnie sprawdza się do wybierania punktu ostrości. Szkoda tylko, że ekranu nie możemy odchylić o 180 stopni.
Działanie AutoISO - o rany. Nawet mój Nikon D750 - skądinąd profesjonalny aparat - nie ma tak rozbudowanych nastaw AutoISO. W Fujifilm X-T20 mamy trzy sloty tego parametru, a w każdym możemy zdefiniować domyślną i maksymalną czułość oraz minimalny czas migawki. Rewelacja!
Wbudowane filtry - są świetne. Fujifilm ma cały zestaw filtrów imitujących klasyczne klisze. Warto z nich korzystać, są zrobione z dużym smakiem.
Aparat ma jednak całkiem sporo uciążliwych drobnostek. Przydałoby się lepsze dopracowanie szczegółów.
Niewygodna obsługa niektórych przycisków - Fujifilm X-T20 jest aparatem niewielkim, co czasami jest wadą. Przyciski na tylnej ściance są upakowane zdecydowanie za gęsto. Patrząc przez wizjer i kręcąc pokrętłem kompensacji ekspozycji, często klikałem niechcący AF-L. Do tego przycisk Fn na górnej ściance jest niewygodny w obsłudze.
Pokrętła lubią się przestawiać w torbie - „analogowy” charakter obsługi Fujifilm X-T20 sprawdza się rewelacyjnie podczas pracy, ale gorzej podczas transportu. Bardzo często po wyjęciu aparatu z torby miał on przestawione pokrętła. Niestety trzeba wyrobić sobie nawyk, bo po wzięciu aparatu do ręki rzucać okiem na górną ściankę. Inaczej mogą nas czekać niemiłe niespodzianki, jak np. niepotrzebnie długi czas naświetlania.
Gniazdo statywu nie jest umieszczone w osi obiektywu - gwint jest umieszczony tak niefortunnie, że płytka statywu zasłania klapkę baterii i karty SD! Wymiana baterii podczas pracy na statywie to katorga. Do tego niesymetryczne położenie gwintu będzie problemem przy wykonywaniu panoram ze statywu, a także podczas filmowania.
Ekran mógłby lepiej reagować na dotyk - kiedy kadrujemy z użyciem wizjera, ekran traci czułość na dotyk. A szkoda, bo mógłby działać jako touchpad do ustawiania punktów AF, tak jak ma to miejsce np. w aparatach Canona.
Brak możliwości przywrócenia centralnego punktu AF jednym przyciskiem - przy korzystaniu z LCD to nie problem, bo możemy skorzystać z dotyku. Gorzej jeśli fotografujemy przez wizjer, gdzie dotyk nie działa. W takiej sytuacji musimy wielokrotnie klikać w przyciski wybieraka.
Wi-Fi - Fujifilm X-T20 ma Wi-Fi i oferuje możliwość sterowania z poziomu smartfona, ale aplikacja mobilna nie robi najlepszego wrażenia. Nie jest to poziom, jaki oferują aparaty Panasonica czy Sony.
Bateria - wystarcza na 300–350 zdjęć. To standard na tej półce aparatów, choć jednocześnie jest to trochę za mało, szczególnie dla osób, które przesiadają się z lustrzanek. Akumulator jest wymienny i naładujemy go w dołączonej ładowarce albo poprzez złącze USB w aparacie.
Fujifilm X-T20 jako aparat? Kapitalny sprzęt!
Fotografowanie X-T20 to najczystsza przyjemność. Jeśli nie robisz profesjonalnych zleceń foto i nie zależy ci na wygodzie filmowania, Fujifilm X-T20 jest jednym z najciekawszych aparatów na rynku. Jeśli jesteś zmęczony rozmiarem i wagą lustrzanek, jeśli chcesz spróbować czegoś lżejszego, ale jednocześnie nie chcesz tracić jakości obrazowania, Fujifilm X-T20 będzie świetnym wyborem. Pasjonat fotografii nie potrzebuje niczego więcej.
Tym bardziej, że jakość zdjęć stoi na bardzo wysokim poziomie. X-T20 zapewnia identyczną jakość obrazowania jak najwyższe modele Fujifilm (X-T2 i X-Pro2), które przewyższają większość lustrzanek APS-C, a przez wielu są stawiane w jednej linii z pełną klatką (choć w mojej opinii jest to nadużycie).
Matryca X-Trans potrafi zdziałać cuda na wysokich czułościach ISO.
Największym rozczarowaniem jest jednak nagrywanie filmów.
Przyznaję, że z nagrywaniem wiązałem wielkie nadzieje. Fujifilm X-T20 nagrywa w 4K i pozwala podłączyć zewnętrzny mikrofon, co sugeruje, że aparat dobrze sprawdzi się w filmach. I faktycznie, jakość jest świetna, ale obsługa woła o pomstę do nieba. Fujifilm zrobiło krok naprzód w kwestii nagrywania, ale to nadal za mało.
Przede wszystkim, aparat ma bardzo ograniczony czas nagrywania. W 4K (maks. 30 kl/s) nagramy tylko 10 minut materiału, w 1080p (maks 60 kl/s) - 15 minut, a w 720p (maks. 60 kl/s) - 30 minut. Kiepsko.
Podczas nagrywania możemy regulować przysłonę i czas naświetlania (o ile rozpoczniemy nagrywanie w trybie manualnym), ale w praktyce podczas filmu najczęściej zmieniamy czułość ISO. Pod tym względem Fujifilm X-T20 zalicza ogromną wpadkę. W trybie AutoISO nie widać na ekranie, jaka jest w danej chwili czułość (!), natomiast przy ręcznym wyborze czułości nie można jej zmienić w trakcie nagrywania. Brzydkie niedopatrzenie Fujifilim.
Kolejna wpadka to dźwięk. Gniazdo podłączenia mikrofonu ma 2,5 mm, zamiast standardowych 3,5 mm. Do tego podczas filmowania nie widzimy poziomów głośności. Możemy też zapomnieć o histogramie i zebrze. Rozczarowaniem jest też wspomniane wcześniej mocowanie statywowe, które uniemożliwia wymianę baterii bez okręcania płytki statywu. To duży problem przy filmowaniu ze statywu lub monopodu.
Ostatnią wadą jest autofocus. Co prawda sterowanie dotykiem na ekranie jest bardzo wygodne, ale w praktyce układ AF „myszkuje”, czyli szuka ostrości na obiekcie. Na filmie wygląda to brzydko i nieprofesjonalnie.
Podsumowując, Fujifilm X-T20 sprawdzi się świetnie podczas fotografowania, ale będzie cię irytował przy filmowaniu.
Fujifilm z każdą kolejną generacją aparatów robi ogromny postęp, czego najlepszym przykładem jest X-T20. Sprzęt sprawdza się przegenialnie w roli aparatu, oferując kapitalną jakość zdjęć, przemyślany system obsługi, bardzo dobrą jakość wykonania i miły dla oka wygląd.
Aparat ma kilka drobnych wad, na które można przymknąć oko. Niestety nieakceptowalnym rozczarowaniem jest dla mnie tryb filmowy, który został bardzo mocno ograniczony.
Aparat kosztuje 3900 zł, co oznacza, że ani trochę nie potaniał od momentu premiery. W mojej opinii jest to cena przesadzona przynajmniej o 500 zł. Mimo to aparat sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, więc na szybkie obniżki cen raczej nie ma co liczyć.
Paczkę zdjęć w pełnym rozmiarze można pobrać z tego adresu. Archiwum ZIP, 380 MB.